Wpis z mikrobloga

Piszę na gorąco, po kolejnej grze w New Angeles. Tym razem rozgrywka była diametralnie inna niż za pierwszym razem. Towarzystwo też inne, ale nie spodziewałem się takiej gry.
Niestety, jak się później okazało, wylosowałem kartę federalisty i zostałem ograny. Fakt, że walczyłem do końca i gdyby weszła w ostatniej rundzie inna karta eventu to bym wygrał, no ale... nie weszła.
Rozgrywka inna niż za pierwszym razem, bo nie wygrała chciwość. Byłem mocno zaskoczony, bo nikt ze współgraczy nie grał na siebie. Wszyscy grali tak, żeby utrzymać miasto przy życiu. Normalnie jakbym grał w Robinsona. Wszyscy przeciwko grze i tylko jeden federalista patrzący na to z boku i właściwie niewiele mogący. Wszystkie wymagania produkcji zawsze były spełnione, mapa była w dużej mierze czysta bo wszyscy pilnowali żeby za dużo złych rzeczy nie weszło i wskaźnik zagrożenia rósł bardzo powoli. Ja z kolei nie mogłem się za szybko zdemaskować więc udawałem, że gram ze wszystkimi, jednocześnie próbując lekko szkodzić. Skończyłem z zagrożeniem na 27 punktach.
Zaskoczyła mnie ta rozgrywka, a gra jeszcze bardziej zyskała. Federalista wcale nie ma łatwiej i musi się nieźle napocić żeby wygrać. Oczywiście zależy to od graczy, ale zwycięstwo nie jest oczywiste.
Jak ktoś lubi grę nad stołem, wbijanie noża w plecy, ma odpowiednią ekipę i zastanawia się nad zakupem to może brać w ciemno.

Wolam @Jednobrewy i @zmeczony11 jakbyście byli ciekawi jak z tym federalistą :)

#grybezpradu #gryplanszowe
źródło: comment_t5p4x9OkKCHk9pPJX3McatqL5PeHuWBH.jpg
  • 6
@zmeczony11: i tak i nie. Dla mnie to było drugie podejście, wiedziałem czego się spodziewać z kart i wiedziałem mniej więcej jaką taktykę obrać. Dla reszty to było pierwsze spotkanie z grą.
Nadal twierdzę, że gra wymaga ogrania, ale póki co nie wydaje mi się, żeby federalista miał znacząco łatwiej. Jeżeli trafi się ekipa, która zjadła zęby na grach kooperacyjnych, to nie będzie łatwo. No ale gram dalej. Dwa razy to
@w_szafa: w BSG grałem raz. Gry są podobne, ale różne. W BSG wszyscy mają wspólny cel, oprócz Cylona. W New Angeles, każdy z graczy ma swój własny cel, który musi zrealizować. Jednocześnie istnieje wspólny cel, którym jest nie dopuszczenie przejęcia miasta przez rząd. To z kolei (plus zdobycie odpowiedniego kapitału) jest celem federalisty.
Jeżeli federalista zostanie ujawniony (tzn. sam się przyzna) albo wszyscy inni skierują podejrzenia w jego stronę, to nie
@w_szafa: Grałem. Wydaje mi się, że New Angeles bliżej właśnie do Martwej Zimy, chociaż też nie do końca, bo tam nie ma negocjacji. Każdy ma swój cel, może trafić się zdrajca, ale esencją New Angeles są negocjacje, podczas których dochodzi do kłótni, a w eter lecą różne inwektywy. Szczęśliwie, co wydarzyło się w New Angeles, zostaje w New Angeles :)