Wpis z mikrobloga

#heheszki #karma #niemoje #facebookcontent

Stałem sobie dziś w ogonku do kasy w jednym z osiedlowych teskaczy. Za mną na swoją kolej czekało pięć osób. Pin i zielony. Piiiik! Pani właśnie kasuje klienta przede mną. I wtedy usłyszałem jak jakaś max-dwunastoletnia dziewczynka prosiła babeczkę stojącą zaraz za mną:
- Przepraszam bardzo. Czy mogłaby mnie pani przepuścić? Mam tylko wodę, a tam na dworze czeka mój piesek i...
- Spierdzielaj, gówniaro! Trza se, kurna, było iść do kasy, gdzie jest mniejsza kolejka! Jeszcze czego? Bachor jakiś... - warknęło babiszcze triumfalnie patrząc na stojących w ogonku obywateli. Pewnie szukała akceptacji, czegoś w stylu "Taaa jeee...! Polać jej!". Ale nikt nie odwzajemnił tego spojrzenia, a miny, które wykwitły na twarzach zakupowiczów wskazywały raczej na głębokie zażenowanie niż poparcie dla czynu besztania małej dziewczynki.
Jako że teraz przyszła kolej na mnie, gestem ręki powstrzymałem panią kasjerkę przed sięgnięciem po pierwszy z moich produktów na taśmie. Wyhaczyłem wzrokiem czerwoną jak buraczek dziewczynkę i krzyknąłem:
- Właź przede mnie! Piesek na pewno spragniony!
I wtedy na twarzach wszystkich pojawił się szczery uśmiech. Oczywiście oprócz naburmuszonego oblicza babki za mną. Dziewczynka szybko kupiła swoją wodę, a ja zauważyłem, że na końcu ogonka stoi starsza pani z koszyczkiem, więc znów się odwróciłem i zawołałem:
- Proszę, niech pani teraz podejdzie do kasy. Te zakupy wyglądają na ciężkie!
Babulka poczłapała przede mnie. Patrząc po ludziach w kolejce zorientowałem się, że podchwycili moją grę. Babka za mną zaczęła gderać, bulgotać i przeskakiwać z nogi na nogę. Kasjerka wyszczerzyła się w uroczym uśmiechu...
- Proszę pana! - krzyknąłem do jegomościa w średnim wieku stojącego kawałek dalej. Widzę, że żona na pana czeka, a nie ma pan zbyt dużo rzeczy w koszyczku. Pan wskoczy przede mnie!
Ludki w ogonku zarechotały, a sympatyczny z twarzy pan podał swoje rzeczy szczerze uhahanej kasjerce.
Przepuściłem jeszcze babkę z wnuczkiem, która to właśnie stanęła na końcu kolejki, mojego sąsiada z pętem kiełbasy ("Dzień dobry panie Staszku. Widzę, że grilla pan szykuje?"), panią z kokiem, jakąś nastolatkę i seniora ze szpakowatym wąsiwem. Stojąca za mną baba wpadła w furię, podniosła głos, domagała się rozmowy z kierownikiem sklepu itp. Najlepsze jest to, że wszyscy traktowali ją jak powietrze.
W końcu przy kasie zostałem tylko ja i ona. Uradowana pani ekspedientka skasowała moje rzeczy. Niespiesznie zapakowałem je w torbę, a tymczasem kasjerka: ŁUP! - walnęła na taśmie tabliczkę z napisem "Przepraszamy! Kasa zamknięta. Proszę przejść do innego stanowiska." i nie zważając na klientkę (która, wierzcie mi - była o krok od tego, ażeby w niewyobrażalnej furii tarzać się po ziemi plując obficie...), poszła na zaplecze.
Złośliwość to jednak fajna cecha, jeśli ofiara zasługuje na karne pognębienie i do dyspozycji mamy "partnerów w zbrodni". Pozdrawiam ze słonecznych Bałut!