Wpis z mikrobloga

Dobra, tym razem bez rozczarowań. W tym odcinku, jak i być może kilku następnych, omówimy sobie pobieżnie apokryfy i wczesnochrześcijańskie herezje. Czemu pobieżnie? Bo to strasznie rozbudowany i szeroki temat w zasadzie wymagający odrębnej serii. Przyznam szczerze, że dla mnie osobiście jest on mega interesujący i bardzo możliwe, że czegoś takiego się podejmę. Nie chcę jednak rzucać słów na wiatr więc nie traktujcie tego jak ostatecznej deklaracji. Zacznijmy zatem.

Na wstępie chciałem zaznaczyć, że przy pisaniu tego odcinka opierałem się przede wszystkim na książce Ehrmana „Lost Christianities” a nie na „A New History…” Freemana. Aaaa! No i będzie trochę powtórzeń na wypadek gdyby ktoś nie czytał poprzedniego odcinka, ale lepiej przeczytać. No dobra, ale do rzeczy.

W Polsce może tego za bardzo nie widać, ale współczesne chrześcijaństwo jest bardzo dalekie od jednorodności i mieszczą się tam bardzo różne grupy. Mają one często krańcowo różne podejście do wiary, interpretacji Biblii, roli religii w życiu codziennym, stosunku do nauki, polityki i w zasadzie każdego innego aspektu ludzkiej działalności.

W Polsce kojarzymy chrześcijaństwo głównie z kościołem rzymskokatolickim i to w naszym specyficznym, polskim wydaniu. Wiele osób mogło by zdziwić się, że w takim np. USA istnieje wiele kościołów nie tyle afirmujących LGBT, co przeznaczonych dla ludzi z tej społeczności (nie lubię tego słowa bo niejako sugeruje ono ich odrębną tożsamość, ale z braku laku…).

Zresztą nie trzeba zaraz brać na tapetę jakichś egzotycznych wyznań. W obrębie samego katolicyzmu bywa bardzo różnie. I tak na przykład w Holandii, według badania z 2007 roku, zaledwie 27% zadeklarowanych katolików wierzyło w Boga. 55% określało się jako zwolennicy ietsyzmu lub deizmu agnostycznego a 17% jako ateiści i agnostycy. Przypominam, że mówimy tutaj o wierzeniach zadeklarowanych katolików, a nie ogółu populacji.

Na tej podstawie bardzo zasadne jest pytanie czy w ogóle możemy mówić o chrześcijaństwie jako jakimś spójnym nurcie czy może raczej o chrześcijaństwach? Nie mam tutaj miejsca na wymienianie poszczególnych wyznań i różnic między nimi. Kto ciekawy niech sprawdzi hasło „List of Christian denominations” na angielskiej Wikipedii. Gwarantuję, że to i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Czy może być coś bardziej zróżnicowanego niż współczesne chrześcijaństwo? Być może dobrą odpowiedzią na to pytanie jest… wczesne chrześcijaństwo.

W pierwszych trzech wiekach istnienia chrześcijaństwa, poszczególne grupy używające tego miana były jeszcze bardziej zróżnicowane w sprawach wiary niż, powiedzmy, prawosławna cerkiew bułgarska w porównaniu z menonickim kościołem Kanady. Niestety znacząca cześć informacji o wczesnochrześcijańskich grupach nie przetrwała do naszych czasów i znamy je jedynie fragmentarycznie, na podstawie pism ich krytyków lub wręcz tylko z nazwy. Było zapewne wiele nurtów o których jedyne co wiemy, to to, że istniały. Jak na przykład „secesjoniści” z listów Jana. Zapewne było wiele takich o których istnieniu nic nie wiemy bo nie zostało ono w ogóle odnotowane, albo wzmianki nie zachowały się do naszych czasów.

I tak w II i III wieku istniały grupy chrześcijan które wierzyły, że Bóg jest stwórcą świata. Inni twierdzili jednak, że jest to owoc pracy pomniejszego bóstwa. Jeszcze inni uważali świat za materialne więzienie dla czystej, duchowej energii. Byli chrześcijanie którzy uważali żydowską Biblię za napisaną pod boskim natchnieniem. Inne grupy twierdziły, że owszem, ale żydowski bóg to nie ten Jedyny, Prawdziwy Bóg. Nie brakowało też takich którzy twierdzili, że powstały one z podszeptu szatana. Byli chrześcijanie którzy wierzyli, że Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem/Bogiem/człowiekiem, ale adoptowanym i natchnionym przez Boga/ człowiekiem niejako opętanym przez bożą moc. I można by tak jeszcze długo, a lista i tak nie byłaby pełna.

Jak to możliwe, że takie poglądy uchodziły za chrześcijańskie? Dlaczego ci ludzie uważali się chrześcijan? Przecież pobieżna nawet lektura Pisma mocno zawęża pole do interpretacji, prawda? Rzecz w tym, że w czasach o których mówimy nie istniał jeszcze kanon Nowego Testamentu. Grupy o których mowa dysponowały ustępami z obecnie nie uznawanych Ewangelii, Listów, Apokalips i Dziejów Apostolskich, które potwierdzały ich tezy i umacniały ich w wierzeniach.

Większość z dzieł które nie zostały włączone do kanonu nie przetrwała do naszych czasów. Określa się je zbiorczą nazwą apokryfów. Ich pominięcie było efektem zwycięstwa frakcji którą badacza roboczo nazywają „proto- ortodoksyjną”. Co to znaczy? Mówimy tutaj o tradycji do której przyznawać się będą później ci chrześcijanie, których poglądy zostało zaadoptowane przez państwo i stały się oficjalną doktryną. Grupa ta, dzięki poparciu ze strony aparatu państwowego, była w stanie przeforsować swój kanon i jego interpretacje jako właściwe. I to od tej grupy wywodzi się praktycznie całe współczesne chrześcijaństwo z całym swoim bogactwem poglądów i zróżnicowaniem teologicznym.

Wiem, że może to brzmieć jak jakieś foliarskie teorie spiskowe, przyrównujące ortodoksów do złej korporacji, bezlitośnie wycinającej konkurencję. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana i mieli oni często dobre powody żeby odrzucać inne interpretacje czy źródła . Na przykład: znamienita większość apokryficznych pism została napisana później niż „ortodoksyjne” Ewangelie co niejako z automatu czyni je mniej wiarygodnymi. Wiele z nich było też fałszerstwami. Ich autorzy podawali się za uczniów Jezusa, bądź osoby z otoczenia apostołów. O ile Ewangelie w Nowym Testamencie są anonimowe, a przypisanie im autorów to późniejsza inwencja, o tyle np. autor Ewangelii Piotra jasno i wyraźnie podaje się za apostoła. Praca ta została spisana w okolicach połowy II wieku, więc nie muszę chyba mówić, że to się kupy nie trzyma?

Nie jest moim zamiarem całkowite deprecjonowanie apokryfów jako fałszywek, ani też oskarżanie zwycięskiej frakcji o celowe fałszowanie historii dla, jak to przedstawiają różnego rodzaju teorie spiskowe, doraźnych korzyści w stylu władzy, pieniędzy czy prestiżu. Przyjmowanie a priori, że autorzy apokryficznych prac byli w pełni świadomymi kłamcami, jest głupie i nieuzasadnione. Tradycja chrześcijańska po prostu nie była jednorodna i ewoluowała w różnych kierunkach, a jej odnogi ulegały innym wpływom. Oczywiście cześć apokryfów mogła zostać napisana przez ludzi którzy w pełni świadomie naginali wydarzenia czy ich interpretacje do swoich celów, ale równie dobrze mogą one być po prostu odbiciami alternatywnych tradycji.

Że ich autorzy uciekali się do podpisywania swoich prac imionami uczniów Jezusa? To niekoniecznie świadczy o tym, że były całkowicie wyssane z palca. W świecie starożytnym był to bardzo powszechny zabieg, nieograniczony do chrześcijaństwa. Fałszerstwa były plagą w czasach starożytnych i był to szeroko stosowany zabieg, mający na celu podeprzeć głoszone poglądy autorytetem kogoś powszechnie szanowanego. Co ciekawe fałszerstwami były nawet niektóre dzieła krytykujące tego typu praktyki. Część Nowego Testamentu to też fałszerstwa (przypominam, że nie wartościuje w tej chwili przesłania tych pism, tylko ich autorstwo)- na przykład listy Pawła. Istniejący konsensus badaczy mówi, że 7 listów z 13 przypisywanych mu i znajdujących się w NT, to faktycznie jego dzieła. Pozostałe 6, no cóż, nie.

Sprawa nie jest taka prosta, a ja nawet nie podejmuję się prób rozstrzygnięcia tego kto miał rację i jaka jest poprawna interpretacja i która wersja chrześcijaństwa jest prawdziwa. O ile coś takiego w ogóle można określić. Zamiast tego po prostu przybliżymy sobie nieco temat apokryfów, a później może i ruchów heretyckich. To jak kształtował się kanon uznany później za ortodoksyjny, pokrótce opisałem w poprzednim odcinku (pokrótce bo to tak zwany ciężki temat).

Co z tymi apokryfami zatem? Było ich całe mnóstwo. Jak to ujął Orygenes- „kościół ma cztery Ewangelie, a heretycy mają wiele”. Wymienił kilka krążących w jego czasach: Egipcjan, 12 apostołów, Bazylidesa, Tomasza, Macieja. O 12 Apostołach i Bazylidesie nie wiemy prawie nic. Egipcjanie i Maciej coś wiemy, ich poglądy opisał pokrótce Klemens z Aleksandrii. Ewangelie Tomasza udało się odnaleźć w trakcie wykopalisk i omówimy ją tutaj. Orygenes nie był jedynym pisarzem który wspomniał o apokryfach. Wzmiankował o nich również Euzebiusz z Cezarei, pisząc o Hebrajczykach i Piotrze.

I to właśnie Ewangelia Piotra będzie tą, którą się zajmiemy. Jest jedną z najwcześniejszych apokryficznych ewangelii, a zatem istnieje jakaś szansa, że powstała w oparciu o autentyczną tradycje, tyle, że trochę inną niż ortodoksyjna, a nie dlatego, że jej autor chciał na siłę uzasadnić swoje poglądy teologiczne. Jako się rzekło- ewangelia ta jest fałszerstwem. Autor przedstawia się wyraźnie jako Piotr, apostoł Jezusa, mimo, iż dzieło zostało napisane w połowie II wieku, więc Piotr musiałby mieć jakieś… 130 do 150 lat.

Ciekawa jest nie tylko treść Ewangelii, ale także jej historia. Wiemy o niej z Historii kościelnej Euzebiusza z Cezarei, jednej z najważniejszych prac dotyczących pierwszych wieków chrześcijaństwa. Opowiada on historię o Serapionie, biskupie Antiochii z przełomu II i III wieku. Serapion opiekował się nie tylko wspólnotami miejskimi, ale także tymi żyjącymi w okolicach stolicy rzymskiej Syrii. W czasie jednej z wizyt trafił do Rosus, gdzie odkrył, że miejscowi chrześcijanie opierają się na ewangelii której autorem miał być Święty Piotr.

Niczego nie podejrzewając i ufając w autorytet tak ważnego apostoła Serapion zezwolił na jej używanie i powrócił do Antiochii. Po pewnym czasie nabrał jednak wątpliwości i zapoznał się z tekstem ewangelii. Okazało się, że część narracji zdawała się sprzyjać poglądom doketystów. Jest to zbiorcza nazwa na poglądy, szybko uznane przez proto- ortodoksów za heretyckie, które podważały cierpienie i śmierć Chrystusa. W ramach doketyzmu istniało kilka nurtów.

Jeden z nich głosił, że Chrystus miał tylko boską naturę w związku z czym nie posiadał materialnego ciała, było ono tylko iluzją. Nie cierpiał ani nie umarł na krzyżu, bo po prostu nie był śmiertelnikiem. Cała pasja i śmierć, wszystko to było tylko iluzją. Inna grupa głosiła, że Jezus był człowiekiem „opętanym” przez boskiego ducha Chrystusa. To dzięki niemu był w stanie czynić cuda i to od ducha pochodziły nauki które Jezus głosił. W ostatnich chwilach życia Jezusa duch boży po prostu go opuścił (stąd okrzyk ukrzyżowanego: „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?”), zatem to człowiek cierpiał na krzyżu, a nie Bóg.

Nie muszę chyba mówić, że poglądy te były absolutnie nie do przyjęcia dla proto- ortodoksów? Co zatem ze zbawienną męką, śmiercią i zmartwychwstaniem? Jaki sens miała ofiara i cierpienie których nie było? Co to za Bóg, który bawi się ludzkim ciałem jak marionetką i porzuca człowieka w tarapatach? Serapion zareagował więc stanowczo i zabronił korzystania z tej ewangelii oraz napisał pamflet w którym ostro krytykował zawarte w niej poglądy. Co ciekawe, dostrzegł zgodność większości treści z przekazami z którymi się zgadzał, niepokoiły go tylko te ustępy które mogły być odczytane na korzyść doketyzmu. Euzebiusz niestety ich nie cytuje, więc nie wiemy co dokładnie miał na myśli.

Niestety, bo od tamtej pory słuch o Ewangelii Piotra zaginął (chodzi o źródła). I było tak, aż do XIX stulecia. W trakcie wykopalisk prowadzonych przez Francuzów w latach 1886-87. Archeolodzy badali chrześcijańską część cmentarza w miasteczku Achmim. Tam zaś natrafili na grób mnicha datowany na VIII-XII wiek. Nie grób był jednak ciekawy, a jego zawartość. Rzeczony mnich został bowiem pochowany z manuskryptem z VII-VIII wieku. Zawierał on kilka tekstów religijnych, w tym apokryfów, w tym ewangelię i apokalipsę Piotra. Znalezisko to ma także wymiar symboliczny. W w manuskrypcie znajdowały się także dzieła żydowskie, a heretyckie przeplatały się z ortodoksyjnymi. Niezła ilustracja klimatu religijnego epoki.

Niestety, manuskrypt zawiera tylko fragment ewangelii Piotra. Wiemy to, gdyż zaczyna się ona i kończy w pół zdania. Zawiera opis ostatnich dni Jezusa- proces, ukrzyżowanie, męka i zmartwychwstanie. Tego co zawierało całe dzieło nie dowiemy się nigdy. Nie przeszkadza to jednak w spekulacjach których paliwem jest fakt odnalezienia kilku pomniejszych fragmentów, zawierających rozmowy między Jezusem a Piotrem, prawdopodobnie pochodzących z tej właśnie Ewangelii. Nie możemy jednak być pewni co do całościowej wymowy dzieła.

Tak czy inaczej, odnaleziony fragment zaczyna się od opis tego jak zebrani Żydzi, tumult, kapłani i Herod, odmówili umycia rąk. Wymowa sceny wydania wyroku na Jezusa jest tutaj zdecydowanie bardziej antyżydowska. We fragmencie to Herod, król żydowski, skazuje na śmierć a nie Piłat. Prawdopodobnie to efekt rosnących, antyżydowskich resentymentów, które były spowodowane licznymi konfliktami wspólnot chrześcijańskich ze „starszymi braćmi w wierze”. Generalnie, reszta narracji jest bardzo podobna do tej w ewangeliach kanonicznych. Są jednak pewne różnice, które mogą powadzić do interpretacji dalekich od ortodoksyjnych.

I tak w trakcie męki Jezus milczy „jakby nie cierpiał”. Ustęp ten można odczytywać właśnie jako sprzyjający doketyzmowi. To jednak nie koniec. Umierający Jezus krzyczy „mocy, moja mocy, czemu mnie opuszczasz”, po czym autor stwierdza, że został zabrany, mimo, iż ciało pozostaje na krzyżu. Swobodnie można to odczytać w duchu doketyzmu jako moment opuszczenia śmiertelnego ciała Jezusa przez boskiego ducha, Chrystusa. Inaczej ma się również sprawa z łotrami. U Piotra tylko jeden z nich się odzywa, występując w obronie Jezusa. Żołnierze mszczą się i nie łamią mu nóg, tak aby dłużej konał.

Potem następuje pogrzeb Jezusa, a narracja zaczyna być prowadzona w pierwszej osobie. Rzekomy Piotr pisze o zgrozie i żałobie jakie stają się udziałem apostołów. Opis straży trzymanej przy grobie Jezusa jest o wiele bardziej szczegółowy. To znaczy opisuje on sam proces zmartwychwstania, którego próżno szukać w oficjalnych ewangeliach. Według relacji wydarzenie to miało świadków, odbyło się na oczach kilku mieszkańców Jerozolimy i towarzyszyły mu znaki na niebie. Spanikowani kapłani udali się do Piłata prosząc go o powstrzymanie wieści rozchodzących się po mieście. Piłat odparł im, że przecież wzięli na siebie winę za wyrok na Jezusa. Następnego dnia Maria Magdalena wraz z towarzyszkami udają się do grobu, nieświadome tego co się stało. Przekonują się, że grób jest pusty. Nie całkiem pusty bo na odchodne spotykają anioła który obwiesza im radosną nowinę. Narracja urywa się w trakcie opisu przygotowań apostołów do połowu ryb.

Nie wiemy czy autor ewangelii bazował na pracach innych ewangelistów. Historia przez niego przedstawiona, jest, jak już wiemy, bardzo podobna, różni się tylko szczegółami. Materiał nie wygląda jednak na zapożyczony z żadnej ze starszych, uznanych za kanoniczne ewangelie, w przeciwieństwie do np. synoptycznych. W ich przypadku jasno widać, że Mateusz i Łukasz wzorowali się na Marku. Jest bardziej prawdopodobne, że autor Piotra po prostu spisał tradycje krążące po wspólnocie w której żył, a podobieństwo wynika z podobieństwa między ustnymi przekazami. Czymś co wskazuje na to, że dzieło to powstało później niż kanoniczne, jest widoczny, negatywny stosunek do żydów. Był to efekt procesu trwającego kilka dekad, zauważalny w wielu wspólnotach chrześcijańskich II wieku, czyli wtedy kiedy drogi obydwu grup ostatecznie się rozeszły i zaczęły ze sobą rywalizować.

Co ciekawe narracja Piotra i tak nie była kropką nad „i” w procesie podkreślanie winy Żydów. Tertulian np. donosi o legendzie, wg. której Piłat miał wysłać list do cesarza Tyberiusza, w którym donosił o sprawie Jezusa. Tyberiusz miał wówczas złożyć wniosek w senacie o uznanie Jezusa za boga. Senat okazał się wprawdzie niechętny, ale Tyberiusz osobiście uznał boski status Chrystusa. Według tego samego podania, Piłat przyjął chrzest po cudownym zmartwychwstaniu. Legenda ta to tylko jeden z przykładów bo w ramach literatury chrześcijańskiej rozwinął się cały gatunek na temat relacji między prokuratorem Judei a niesłusznie skazanym mesjaszem. Historie były tak odjechane, że niektóre ogłaszały Piłata świętym. Mało tego, kościół etiopski oficjalnie czci go jako świętego.

No dobra, ostatnim pytanie jakie musimy sobie zadać brzmi: jak popularna była Ewangelia Piotra i jaki był jej zasięg oddziaływania? Tutaj jest trochę gorzej z odpowiedzią, w końcu gdyby nie czysty przypadek nie znalibyśmy nawet jednego fragmentu. Z drugiej jednak strony wiele wskazuje na to, że w pewnym okresie było to dosyć popularne dzieło. Kwestia powszechności pism chrześcijańskich w ogóle jest ciekawa bo mamy dobre powody żeby sądzić, że np. Marek nie był szeroko znany. Był traktowany raczej jako skrót z pozostałych ewangelii synoptycznych. Po co zatem czytać skrót gdy można zdobyć pełną wersję?

Wyniki wykopalisk wskazują wręcz, że apokryficzne ewangelie mogły cieszyć się większą popularnością niż Marek. Mowa tu o Egipcie, bastionie wczesnego chrześcijaństwa, którego klimat (sucho i ciepło) był idealny dla konserwacji tekstów. Oczywiście nie jesteśmy pewni na ile wyniki wykopalisk egipskich można przenosić na inne tereny. Ponadto nie wiemy jaki procent istniejących tekstów przetrwał, mogło być przecież tak, że Ewangelia Marka istniała w 100 000 egzemplarzy a Piotra w jednym, ale jakimś cudem to piotrowa zachowała się do naszych czasów. Szanse na to są jednak bardzo małe, a wspomniane wykopaliska nie rozstrzygają definitywnie tej kwestii, ale dają nam jednak pewien ogląd sytuacji.

Zresztą istnieją inne poszlaki. I tak na przykład na podstawie II listu Klemensa wielu uczonych sądzi, że rzeczony Klemens znał ewangelię Piotra i uważał ją za prawdziwą. Albo znalezione kawałek ceramiki, datowane na VI wiek, które określają Piotra mianem ewangelisty. Wydaje się wiec, że dla wielu chrześcijan ewangelia Piotra pozostawała ważna nawet po tym jak oficjalny kościół odrzucił ją i nie przypisał do kanonu. Samo znalezisko z Egiptu ukazuje, że 500 lat po tym jak Serapion z Antiochii zabronił jej używania, istnieli chrześcijanie którzy uważali ją za autentyczną. I, że nie było to izolowane zjawisko, bo znano ją nie tylko w Syrii, ale i w Egipcie.

Mały bonus. Wspomniany manuskrypt, odkryty w grobie mnicha, zawierał nie tylko Ewangelię, ale także szereg innych prac, w tym tzw. Apokalipsę według Świętego Piotra. Moim zdaniem jest ona bardzo interesująca gdyż, w przeciwieństwie do Apokalipsy Jana traktującej o czasach ostatecznych, jej motywem przewodnim jest swoista „wycieczka” po piekle i niebiosach. Przewodnikiem jest sam Jezus, zwiedzającym zaś Piotr. Jak widzimy, Dante, ze swoją „Boską Komedią, nie był oryginalny. Narracja zaczyna się od Jezusa pouczającego apostołów odnośnie Końca Świata. Gdy pada pytanie o czas w jakim to się stanie, Jezus wskazuje na drzewo figowe i mówi, że koniec rozpocznie się gdy drzewo wyda pędy. Piotr zauważa wówczas, że jest to cykl który powtarza się naturalnie co jakiś czas i, że nie wie jak ma rozumieć porównanie.

Okazuje się, że Jezus ma na myśli koniec świata, bardziej zbliżony do tego z Piosenki o Końcu Świata Miłosza (polecam swoją drogą). Koniec świata ma miejsce codziennie, w każdej chwili ktoś umiera, a wraz z tym kończy się przecież jego świat. Najwięcej miejsca Apokalipsa poświęca na opis katuszy jakie czekają potępionych. I tak bluźniercy zwisają na swoich językach nad ogniskami, kobiety które zaplatały włosy w warkocze aby zwodzić mężczyzn (no co, ja tego nie wymyślałem) wiszą, jak nie trudno się domyśleć, za włosy. Mężczyźni którzy dali się uwieść zwisają za genitalia. Ci którzy przywiązywali zbyt dużą wagę do dóbr doczesnych cierpią nabici na ogniste pale. Dzieci które nie były posłuszne rodzicom są rwane na strzępy przez dzikie ptaki. Niewolnicy sprzeciwiający się swoim panom spędzają wieczność gryząc swoje języki.
Pobierz niedoszly_andrzej - Dobra, tym razem bez rozczarowań. W tym odcinku, jak i być może k...
źródło: comment_zO52AWfVyMQyM9jt8cSBGNnFOsopgTiI.jpg
  • 12
@niedoszly_andrzej: nie nadrobiłem poprzedniego odcinka, a już następny wrzucasz. Tak czy inaczej plus w ciemno.
Czytałeś może "Apokryfy Nowego Testamentu" Starowieyskiego? Mam na oku, ale to są potężne i drogie tomiszcza, więc się waham jeszcze