Wpis z mikrobloga

Malutkie (jeden #film) podsumowanie niedzieli w kinie.

Hereditary


Po śmierci kobiety, jej rodzinie "pogrążonej w żałobie" zaczynają przytrafiać się dziwne rzeczy, których nie można wyjaśnić w żaden logiczny sposób.

Wiem, że opis nie zachęca, ale ja nie jestem w wstanie nic innego wymyślić. Ale do rzeczy: nie sposób odmówić reżyserowi tworzenia gęstego klimatu; zdjęcia, odpowiepdnia "muzyka" w odpowiednich momentach, kompozycja ujęć - to wszystko sprawia, że z minuty na minute czujemy się bardzo niekomfortowo w swoich fotelach, a powietrze po prostu gęstnieje. Problem polega na tym, że nie dostajemy do tego nic. Dosłownie nic, chcemy jakieś rozwiązania tej historii, a jedyne co dostajemy to kawałki układanki, które albo do siebie nie pasują, albo pasuję po tym jak dotniemy je nożyczkami. Być może ta opowieść ma jakiś sens dla ludzi, którzy mają/mieli styczność z jakąś formą okultyzmu. Być może symbolika użyta w tym filmie (a jest jej sporo) ma jakieś znaczenie, ale dla mnie - widzowi bez takiej wiedzy (chyba, że licząc że kiedyś w Diablo grałem nekromantom, i czasami dostaję kartę kultysty w Munchkinie) - jest to kompletnie nie zrozumiałe i pozbawione sensu.
Wyszedłem z seansu w jednym mocnym postanowieniem: zawieszamy działalność kinową jeśli chodzi o #horror bo ostatnie dwa przykłady po prostu sprawiły, że się odechciewa. A co do wrażeń po filmie... hmm
2/10 za klimat. Nawet Pani Collette (mimo, że daje z siebie wszystko) nie dała rady tego udźwignąć.
Nie polecam.

#film #kino #horror
  • 1