Wpis z mikrobloga

Witam ponownie w stałym cyklu pomeczowego narzekania i jęczenia. Dziś postaram się za bardzo nie przesadzić w żadną ze stron, bo niby znowu nie było za bardzo co oglądać… Ale i tak został wykonany postęp, więc jest też za co chwalić.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie zamierzam porównywać się z Wisłą czy Lechią, bo jest jasne, że to one zrobiły lepsze widowisko w tej kolejce. Nieprzypadkowo są zresztą w ścisłym czubie tabeli, podczas gdy my z Lechem – w środku. Natomiast jeśli przyjąć za punkt odniesienia to, jak Legia wyglądała w lipcu i sierpniu, to już ocena będzie całkiem inna. Nie bez znaczenia jest sytuacja, w której znajdowali się czy znajdują nasi przeciwnicy, ale my też nie byliśmy w dobrej.

Było jasne, że ten kto dziś wygra, kupi sobie odrobinę spokoju, przynajmniej na tydzień. Przegrana nie przesądza oczywiście o zawaleniu sezonu, ale w jakimś stopniu na pewno utrudnia dalszą pracę. No i remis zupełnie nikomu by nie pomógł, a wręcz przeciwnie. Nam udało się wygrać, i zapewne oglądając powtórkę, można to robić z dużym spokojem, znając już wynik. Gdybym nie miał co robić z czasem, to chętnie bym sobie taki seans zapuścił, to pomogłoby mi też w opracowywaniu wpisu, no ale niestety. Oglądając w czasie rzeczywistym też długo można było być spokojnym, ale nawet z przypadku mogło się wydarzyć cokolwiek. Sporo meczów z Lechem przerobiliśmy w ostatnim czasie i choć udawało się wygrywać, to 1:0 nigdy nie było bezpiecznym wynikiem. Wiem, co mówi się o 2:0, ale tutaj bardzo brakowało drugiego gola.

Być może dwa tygodnie temu za bardzo narzekałem, jednak nie doceniając postępu w grze defensywnej, od czego mieliśmy przecież zacząć. Na pewno i wtedy i dziś pomogło to, że przeciwnicy nie mieli najmniejszego pomysłu na grę. Zawodnicy Legii wykonali dużo dobrej roboty, jednak zwłaszcza dziś mieli łatwiejsze zadanie, niż można było przypuszczać. Cracovia była i jest słaba, dlatego tamten remis wciąż traktuję jako stratę punktów. Zdawałem sobie sprawę, że Lech ostatnio też nie wygrywa, ma problemy, ale że aż takie? Aktualnie to nie nasze zmartwienie i dobrze, że udało się to wykorzystać.

Tak naprawdę w dzisiejszym Lechu widziałem sporo Legii jeszcze sprzed kilku tygodni. Niestety u nas jest tak, że kto ma piłkę, ten ma problem. My niby z definicji mieliśmy przejmować inicjatywę, ale piłka swobodnie mogła krążyć gdzieś w okolicach linii środkowej, a potem zawsze był problem, aby z nią coś rozsądnego zrobić. Legia coraz rzadziej to robi, po prostu nie jest na tyle dobra, aby cały mecz prowadzić grę. Pomysł Sa Pinto wydaje się zbliżony do tego, co preferował Czerczesow. Często to pressing jest najlepszym rozgrywającym, bo wystarczy sprowokować przeciwnika do błędu, a sytuacje tworzą się niejako same.

Na razie jednak Legia, bardziej niż wtedy, potrafi zabić mecz. Z boku ciężko się to ogląda, ale pod względem taktycznym można zarzucać jej dużo mniej niż dotąd. Co najważniejsze, pressing jest zorganizowany, nie jest to bezsensowne bieganie, z którego nic nie wynika. Lech miał problem na etapie wyprowadzenia nie tylko na linii środkowej, ale też często już przy swoim polu karnym. W razie potrzeby Legia była w stanie też bronić bardzo płasko i zostawiać bardzo niewiele wolnej przestrzeni. Widać było wzajemne zrozumienie, m.in. przez przekazywanie sobie zawodników do krycia. Wcześniej każdy grał bardziej indywidualnie, każdy przegrany pojedynek oznaczał duży problem, bo nie miał kto naprawić danego błędu. Teraz wreszcie miałem wrażenie, że był określony pomysł i plan na mecz, co powinno być podstawą, do tej pory mocno zaniedbywaną.

Oczywiście nie sposób nie zauważyć, że Legia biegała dużo i szybko. Już wcześniej Szymański i Nagy byli w czołówce pod tym względem, ale u innych było widać dużą poprawę. Wieteska i Jędrzejczyk zostali zaskoczeni kilkoma podaniami za linię obrony, ale nie przegrywali już tylu pojedynków szybkościowych i byli w stanie jeszcze to naprawić. Dla naszej pary stoperów to chyba najbardziej kompletny mecz w tym sezonie, jeszcze lepszy niż ten z Cracovią, gdzie Wieteska popełnił sporo błędów. Tym razem po raz pierwszy po powrocie zaprezentował się z naprawdę solidnej strony. Jest to o tyle dziwne, że przez przerwę reprezentacyjną w klubie był krótko, bo był na zgrupowaniu młodzieżówki. O niego można było mieć zdecydowanie największe obawy, podobnie jak o Stolarskiego, którego też dotyczył wyjazd na kadrę, a do tego grał na Jóźwiaka. Kilka razy skrzydłowy Lecha mu uciekł, ale tu też widziałem duży postęp wobec meczu z Cracovią. Dużo było twardych, ale nie chamskich wejść, ich pojedynki to jeden z ciekawszych elementów tego meczu.

Dziś ciężko kogoś wyróżniać czy specjalnie ganić, powyższą dwójkę chwalę za postęp od ostatniego meczu, mimo wszystko też zaskakująca jest dość równa forma Jędrzejczyka (zawodnik meczu? on lub Nagy?). Natomiast dziś zespół wyglądał dobrze jako całość, nie było ewidentnie słabych punktów, może trochę więcej powinni zrobić Kucharczyk i Carlitos. Wydaje się, że Pinto jest coraz bliższy znalezienia optymalnego składu, choć akurat dziś nie miał za wiele alternatyw. M.in. Remym, Vesoviciem i Niezgodą powinniśmy być mocniejsi, ale tu też są pewne zastrzeżenia.

Jarek stracił już ponad cztery miesiące, a obecnie, nawet gdy Carlitos nie gra jeszcze do końca na miarę dużych oczekiwań, a Kante z różnych przyczyn gra niewiele, nie ma jeszcze pośpiechu. W linii obrony też nie bym za dużo nie mieszał, na razie wygląda to dobrze, ale Stolarski ma jeszcze dwie kartki z Lechii, więc może niedługo jednak trzeba będzie. Najłatwiej byłoby wrzucić Vesovicia na skrzydło za Kucharczyka, ale czy właśnie znowu nie będzie rzucany gdzieś po prawej obronie? Jest jeszcze Martins, który zepsuł mi trochę narrację, bo zdążyłem już po zamknięciu okna napisać, że do Legii dołączyli tego lata tylko piłkarze z polskiej ligi albo wracający z wypożyczeń, a więc generalnie nam znani. Postawiono jednak na Portugalczyka, który z miejsca ma już wyższą pozycję niż Mączyński i Philipps, a teoretycznie jeszcze nie jest gotowy. Dopiero przekonamy się, czy nie jest wystawiany na wyrost, Pinto do tej pory dawał nadzieję, że będą grać ci, którzy na to zasługują, niezależnie od nazwiska.

Podoba mi się obecne ustawienie środka pola z Antoliciem i Cafu, a przed nimi Szymański. Generalnie ciężko o jakąś wielką sympatię do wielu z obecnych zawodników Legii, ale od kilku tygodni (nawet w tych słabszych meczów) podoba mi się gra Chorwata, był jednym z niewielu (oprócz przede wszystkim Nagya), który bardzo dużo pracował na boisku. Teraz przy lepszej grze całego zespołu może mniej to widać, ale to jest bardzo pożyteczny zawodnik. O Szymańskim już pisywałem, że widzę go na „10”, bo mamy duży deficyt na tej pozycji i dramatycznie potrzebujemy kreatywności. Tak naprawdę, ze stwarzaniem sytuacji nadal jest słabo. I tak trzeba obwieścić sukces, że udało się strzelić z ataku pozycyjnego, bo u nas to nie jest częste. Na ogół, gdy to się udawało, brali w tym udział Nagy i/lub Carlitos (3:1 z Piastem, 2:1 z Zagłębiem Sosnowiec), teraz też tak było. Zwracam uwagę na bardzo dobre wyjście na pozycje Węgra, który już kilka goli w ten sposób dla nas strzelił. Szymański miał dość dużo swobody, mógł do woli czekać na właściwy moment do wykonania podania. Od początku było widać co chce zrobić, a podanie i tak przeszło. A tak to znowu musielibyśmy się odwoływać do rzutów wolnych (główka Jędzy) czy autów (poprzeczka Wieteski, nieudana dobitka Cafu). Była też sytuacja Radovicia oraz ta z karnym, która jednak była bardziej z błędu obrońców Lecha.

O tej sytuacji bardzo krótko. W meczach z Piastem i Cracovią mieliśmy trochę podobne, raz z czerwoną kartką na naszą korzyść, raz na niekorzyść. Teraz, gdyby Nagy też wychodził na lepszą pozycję albo wbiegał szybciej, to może faul by był. A tak było to zbyt statyczne, aby mógł być z tego karny. Niby Nagy wygrał pojedynek, ale trochę za łatwo się położył. Właściwie to z tej sytuacji można było wyciągnąć dużo więcej, i chodzi mi po prostu o jakiś groźny strzał.

To i tak było więcej niż to co obejrzeliśmy z Cracovią i to wystarczyło do zwycięstwa. Pozytywów możemy wypisać dużo: zdecydowanie lepsze przygotowanie fizyczne i taktyczne, współpraca na boisku, kolejne czyste konto (Cierzniak bez straty i gola i tak naprawdę bez pracy), dużo walki no i przede wszystkim wynik. Natomiast trzeba jeszcze dużo pracować nad kreowaniem akcji, bo przychodzi nam to z pewnym trudem. Raczej oczywiste jest, że nie da się wszystkiego zmienić od razu. Jeżeli poświęcenie meczów z Wisłą Płock i Cracovią ma dać lepsze rezultaty w przyszłości, to wkrótce przekonamy się, czy było warto. Trochę kusiłaby doraźna i natychmiastowa poprawa, ale tak naprawdę ważniejsze będzie zbudowanie zespołu od nowa. Legia jest w o tyle nietypowej sytuacji, że tak naprawdę nie odszedł nikt znaczący – przez długi czas brakowało jedynie prawego obrońcy za Brozia, ale uzupełniono tę lukę Stolarskim. Na pewno nie jest to skład samych gwiazd, ale wciąż, po dwóch kiepskich miesiącach, mam przekonanie, że akurat tym razem okno transferowe było dla nas pozytywne.

Dwa spostrzeżenia na koniec: na pewno warto zwrócić uwagę na ostatnie minuty, które były słabsze i nie wiem, czy wtedy jednak nie zabrakło trochę sił. Po drugie – boisko. Miałem o tym pisać już wcześniej, ale zapominałem, teraz w ostatniej chwili mi się przypomniało. Jest kiepskie i dość mocno wyeksploatowane. Gramy sporo u siebie, ale chyba powinno wyglądać nieco lepiej. Nie żeby u nas w lidze było dużo technicznej gry, ale taki stan murawy często utrudnia choćby jej próby. Trochę się obawiam o to, co może być zimą. Przez długi czas mieliśmy boisko w naprawdę dobrym stanie, ostatnia wymiana była chyba przed Ligą Mistrzów? W każdym razie trzymało się nieźle, a teraz widać, że jest delikatny problem.

Ogólnie jako osoba jestem smutny i nudny, nie potrafię się niczym cieszyć. W przypadku Legii też tak jest, bo ostatnie miesiące potrafiły być przygnębiające nawet mimo dubletu. Na razie więc to zwycięstwo nad Lechem też nie smakuje mi jakoś wyjątkowo, mimo że postęp jest widoczny gołym okiem. Nie chcę się zapędzać przed resztą rundy. Przed sobą mamy Miedź, a potem Arkę i Śląsk. Pamiętam też o Chojniczance w PP. Bardzo ciężko mi powiedzieć, co możemy z tego ugrać, bo teoretycznie poziom trudności powinien z każdym tygodniem spadać. Natomiast często w Ekstraklasie im w teorii trudniej, tym potem w praktyce łatwiej, albo na odwrót. Niby mamy tylko o jedno zwycięstwo mniej niż wszystkie zespoły przed nami, ale z kolei Miedź, z którą gramy za tydzień, jest tak naprawdę tuż za nami. Jestem ciekaw, jak to wypadnie, ale nie jestem jakoś bardzo dobrej myśli. Po nieudanym lecie mam w sobie bardzo dużo rezerwy.

#kimbalegia #legia
  • 2
@Kimbaloula: a ja jestem super zadowolony. Uwielbiam takie mecze, mogę tylko powtórzyć to co po meczu z Cracovia, defensywa wreszcie ma jakiś plan na mecz, teraz doszło jeszcze bieganie, idzie to w dobra stronę. A zmiana na bramce to na razie majstersztyk trenera. Malarz zawsze był geniuszem na linii, ale niestety gra nogami i przedpole to nie był jego konik. Dlatego został najlepszym bramkarzem ligi greckiej, a nie angielskiej. Będę miał
@Kimbaloula: zapomniałem dodać jednego. Spadła znowu średnia wieku, już jest 26 lat, a jak wróci Niezgoda to może być jeszcze niżej. Już jesteśmy w TOP 5 ekstraklasy. W porównaniu z wiosna jest przepaść.