Wpis z mikrobloga

#tworczoscwlasna
Morderstwo w Ełku

Znowu ta denerwująca melodia, gdzieś daleko w tle.
To telefon. Rzut oka na wyświetlacz. Jest 6:00 rano. Znowu przed budzikiem, #!$%@?.
Szybka toaleta i już po chwili odpalam silnik mojego BMW.
Czytam napis na paczce papierosów - palenie zabija.
Tak, na pewno kiedyś zabije i mnie - pomyślałem.
Zapalam szluga i wypalam go niemal w 30 sekund - jakby zamiast śniadania.
Choć pracę skończę przed obiadem, i tak pewnie nie będę miał ochoty na jedzenie.
Ustawiam nawigację na Ełk.
Ulica Sienkiewicza, dokładnie nie pamiętam ile, ale ileś na pewno.
Mówi się, że w takich małych miejscowościach nic się nie dzieje, ale to nieprawda. Nie ma lepszych i gorszych miejsc.
Ruszam.

Zimowy poranek nie pomagał w szybkim dotarciu do celu. Kolejne kilometry, Kolejny wypalane papierosy.
Zaciągałem się niemal w rytm wolno pracujących na przedniej szybie wycieraczek, zgarniających niezbyt dokładnie, marznący deszcz.
W końcu jednak usłyszałem od jakiegoś czasu oczekiwany komunikat - "koniec trasy, jesteś na miejscu".
Światła syren radiowozów wskazały dokładny adres. W tych okolicznościach trudno byłoby nie trafić.
Gdy dotarłem na miejsce, wszyscy już na mnie czekali. Jak zwykle.

-Dzień dobry - usłyszałem z ust wyglądającego o wiele starzej niż był w rzeczywistości policjanta w randze sierżanta.
-Nie dla wszystkich taki dobry - odburknąłem z wyrzutem, jakby w zemście za poranną pobudkę.
-Bagieta - przedstawił się i wyciągnął w moim kierunku dłoń. - To ja dzwoniłem.

Odwzajemniłem uścisk dłoni, ale nie czułem potrzeby się przedstawiać. Przecież mnie znali.
Mimo to rzuciłem szybkie:

-Hole, Hole Inbutt. Prowadź i opowiadaj - dodałem po chwili, już bez emocji.
Nawet nie zapytałem go o imię. I tak bym nie zapamiętał.
Towarzyszący mi sierżant mówił, a ja zapamiętałem tylko to:

-Wykluczyliśmy motyw napaści na tle rabunkowym - Nie było go z czego okradać. Kto wie, może porachunki?

Weszliśmy do lokalu. Technicy robili zdjęcia w seriach po kilka.
Światło fleszy raziło mnie w oczy, wywoływało migrenę. Po wczorajszym to zrozumiałe.
Na środku pokoju, w którym się znajdowaliśmy leżały zwłoki w zniszczonych obraniach.
Zniszczonych nie w wyniku bójki. Wyglądały raczej jak by były kupione z rok temu albo w jakimś szmateksie.
Cholerna biedota.
Przy nich klęczał patolog. Gdy mnie zobaczył, zaczął mówić. Mówił do mnie, ale patrzył nieprzerwanie na ciało.

-Mężczyzna, około pięćdziesiątki, otyły. Ślady pobicia na całym ciele.
Zmarł w nocy, w wyniku obrażeń głowy. sądząc po ilości ran, co najmniej dwóch napastników.
Sądząc po śladach obuwia jeden to prawdopodobnie mężczyzna, około 170cm wzrostu i 75kg.
Co do drugiego nie mam pewności. Nie rozpoznaję też narzędzia, po ktróym zostały te okrągłe ślady. Bito go kilka godzin. Więcej dowiemy się po sekcji.

Następnie zebrał swoje narzędzia do walizki, wstał i wyszedł. Bez słowa. Zajęło mu to kilkadziesiąt sekund.
Przyjrzałem się głowie ofiary. Głowie, bo po twarzy nie zostało zbyt wiele.

-Jacyś podejrzani? - zapytałem niewzruszony, jakby mechanicznie.
-Nie, ale jego komputerze technicy zabezpieczyli pogróżki, regularnie wysyłane pod jego adresem - odpowiedział towarzyszący mi sierżant.
-A świadkowie? - dodałem, jakbym czytał ze skryptu?
-Żona, jest w pokoju obok, ale jak twierdzi nic nie widziała. Syna nie ma w domu. Podobno poszedł grać w piłkę.

Przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, pozwalając technikom pracować dalej.

Zapuszczona żona siedziała przy stole, gapiąc się w okno, paląc papierosa. Chyba mentolowy.
Nasza rozmowa szybko przerodziła się w przesłuchanie.

-Gdzie Pani była w nocy z 30 na 31 stycznia?
-W domu - cicho, ale bez wątpliwości odpowiedziała wdowa, wypuszczając dym papierosowy z ust.
-Widziała Pani kto to zrobił?
-Nie- odpowiedziała od niechcenia wdowa.
Niespodziewana odpowiedź z ust kobiety dopiero pozbawionej męża. Czy znowu taka niespodziewana?
Sięgnęła po kolejnego papierosa, ale paczka okazała się pusta. Drgnięcie powieki.
Nagle w wejściu stanął nastoletni chłopak, syn denata.
Miał ubrane nowe, a już ubrudzone krwią buty piłkarskie, tzw. korki, a pod pachą trzymał piłkę. Kolejne drgnięcie powieki.

-Mamo, daj 60 złotych.
-Synek, nie przeszkadzaj.
-Mamo, potrzebne mi na wpisowe do klubu... trener mówi, że jestem dobry...
-Synek, idź pooglądaj telewizję, lubisz ten program, a ja teraz jestem zajęta.
Mimowolnie rzuciłem okiem na ekran telewizora. TVN emitował kolejny odcinek programu "Szymon Majewski Show".

Gdy syn poszedł pooglądać telewizję, usiadłem naprzeciw niej, przy stole.
Podając jej papierosa zapytałem wprost:
-Dlaczego to zrobiliście? - zapytałem, tak jak bym wiedział, że to oni. W gruncie rzeczy wiedziałem.
-Byłam tylko ja - Wzięła papierosa, wsadziła do ust, a ja jej go podpaliłem.
-Ale dlaczego? - ponowiłem pytanie.
-Dlaczego? Jeszcze pytacie dlaczego???
-W końcu pękła - pomyślałem. Każdy w końcu pęka.
-Janusz obiecał mi życie w szczęściu i miłości, a co dostałam? Jego #!$%@?ą pensję 1800zł za stanie na kasie? Brak rozrywek? powolną wegetację!! My nigdy nigdzie na wakacje nie pojechaliśmy w życiu!
A Janusz? Tylko siedział przy tym swoim komputerze, w tej swojej piwnicy i umawiał się z jakimiś panienkami.
Umawiał się z nimi, a potem nie chodził na te spotkania, bo nie miał nawet pieniędzy żeby zapłacić, choćby tylko za siebie.
I jeszcze to sobie tłumaczył, że daje im nauczkę, cholera wie za co. Umawiał się z innymi, ale mi nie pozwalał odejść.
Myślałam, że jak przestanę o siebie dbać, sam mnie zostawi. Ale nie.
Po jakimś czasie dobrze wiedziałam, że nieważne jak #!$%@? będę wyglądała, i tak mnie nie rzuci.
Bo po prostu żadna inna go nie będzie chciała.
Czas upływał mu szybko, na tej jego durnej krucjacie.
Szybciej niż nam. Wie Pan o co mnie zapytał jak powiedziałam, że Sebastianowi potrzebne nowe buty do szkoły?
- "to już Sebastian idzie do gimnazjum?" - tak mnie zapytał!!!
W końcu, w dniu jego pięćdziesiątych urodzin, zrobiłam to, na co wskazał bilans jego życia.
Dobrze mu tak. A syn nie ma z tym nic wspólnego.

-A te ślady na ciele, wyglądające jak podeszwa od butów sportowych Pani syna?
-Buty kupiłam synowi dziś rano, zanim po was zadzwoniłam. Janusza uderzyłam w głowę dzbanem, a gdy stracił przytomność biłam tłuczkiem do ziemniaków po całym ciele. Musiałam mieć pewność, że nie wstanie. Wie Pan co by było gdyby wstał? Nie dokończyła.

-Zabierzcie ją - rzuciłem, wstając od stołu.

Odchodząc słyszałem odgłosy kajdanek zatrzaskujących się na nadgarstkach wyglądającej o wiele starzej niż była w rzeczywistości kobiety, słyszałem jak krzyczał jej syn, słyszałem jak odczytywano jej jej prawa. I płacz. Słyszałem cichy szloch kogoś, kto od dawna nie żył.

Wsiadając do samochodu biłem się z myślami, czy mogę oskarżyć o zabójstwo kogoś, kto nigdy nie żył i kto zabił osobę, która nigdy tak naprawdę nie żyła?

A potem jeszcze zastanawiałem się czy jestem głodny czy może wystarczy jak zapalę jeszcze jednego papierosa?
  • 7