Wpis z mikrobloga

Na screenie widzimy główny problem Miasto Jest Nasze oraz innych lewicowych ruchów miejskich, forsujących swoje radykalne rozwiązania ku utrapieniu zwykłych mieszkańców Warszawy i innych miast w których działają, z Poznaniem i Wrocławiem na czele.

Tym problemem jest myślenie kolektywne.

MJN założyło sobie (na podstawie nieco naciągniętych szacunków bo maksymalna przepustowość to jedno a praktyka to drugie - autobusy nie jeżdżą w odstępach 5 cm jeden za drugim, wypełnione zawsze do ostatniego miejsca), że dla społeczeństwa, dla KOLEKTYWU z jakiegoś względu lepsze będzie żeby wszyscy jeździli rowerami i autobusami. I teraz truje nam wszystkim, próbując wszystkich siłą na te rowery i do autobusów przesadzić.

Problem w tym, że wbrew ideologii marksistowskiej którą ruchy miejskie bardzo hołubią i dostosowują do relacji między uczestnikami ruchu drogowego (gdzie kierowcy to źli kułacy a rowerzyści to ci dobrzy) - społeczeństwo to nie kolektyw, a zbiór jednostek. Te jednostki to ludzie, z których każdy mieszka gdzie indziej, każdy ma inne potrzeby, każdy pokonuje inną drogę a przede wszystkim - każdy patrzy z optyki jednostki, a nie kolektywu.

Co to oznacza? Że przeciętny mieszkaniec Warszawy nie będzie patrzył czy dobre dla kolektywu jest aby jeździł tym czy innym, a będzie patrzył na własne korzyści: czas dojazdu (jeśli dojazd autobusem jest dramatycznie dłuższy niż autem, nie wybierze go), komfort (siedzenie we własnym pojeździe vs jechanie w pozycji stojącej, w nabitym jak puszka sardynek autobusie, często w otoczeniu niekoniecznie dbających o higienę osób), bezpieczeństwo (w ukochanej przez aktywistów Bogocie 43% osób podróżujących komunikacją publiczną padło ofiarą przestępstwa - gł. kradzieże kieszonkowe, pobicia, rozboje), wszechstronność (czy da się jadąc danym środkiem transportu załatwić szybko wiele spraw - praca, zakupy, odbiór dzieci ze szkół i przedszkoli).

Nikt nie będzie marnował kilku godzin dziennie, tłocząc się w smrodzie bo jaśnie pan aktywista stwierdził, że to dla kolektywu byłoby lepsze. Tym bardziej nie będzie jechał z Bemowa czy Białołęki do pracy w centrum rowerem w mróz, czy listopadowy lodowaty deszcz.

Dodatkowo, aktywiści ignorują całkowicie czynniki ekonomiczne - jest matematycznie niemożliwe żeby miasto o powierzchni 517 km2 (porównywalna z Paryżem; dla porównania wzorce aktywistów - Kopenhaga i Amsterdam, mają 88 km2 i 216 km2), o małej gęstości zaludnienia, niedużej jak na tę powierzchnię populacji (1,5 miliona osób, z których 500 tysięcy nie płaci podatków w Warszawie i jak na standardy unijne - raczej ubogiej) było w stanie zapewnić komunikację publiczną kursującą wszędzie odpowiednio często, z satysfakcjonującej jakości taborem i odpowiednio dużą ilością brygad. Zawsze będzie istniał problem sporych obszarów, na których ta komunikacja jest szczątkowa lub żadna - stamtąd ludzie będą jeździć samochodami. Gdyby absolwenci kulturoznawstwa, socjologii i historii marksizmu z ruchów miejskich nie uznali kiedyś w zamierzchłej przeszłości, że "matematyka jest w życiu do niczego niepotrzebna" - to by to wiedzieli.

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=803019133506787&id=503913500084020

#warszawa #polska #motoryzacja
#polskiedrogi
Pobierz modzelem - Na screenie widzimy główny problem Miasto Jest Nasze oraz innych lewicowyc...
źródło: comment_V2OVf7vuwdXplDoCVgzfW6NWiMjlD3sg.jpg
  • 46
@modzelem: Generalnie wszystkie ruchy miejskie to rak.
Komunikacją mam do biura bliżej, a jadę 1,5h, autem 20 minut do pół godziny, a to wszystko w obrębie jednego miasta. Jak czyjaś godzina jest warta 5 ziko, to może sobie spędzać życie w zbiorkomie, ale niech nie wciska tego innym. Póki zbiorkom nie będzie szybki, niezawodny i realnie tańszy niż własne auto, to się nie przesiądę.
@modzelem: Zieeeew
Po 1. miasto nie jest z gumy i ma ograniczoną powierzchnię, a infrastruktura dla samochodów (szczególnie miejsca parkingowe) zabiera powierzchnię, którą można by było wykorzystać w inny sposób.
Po 2. "Ja jestem najważniejszy - mam w dupie dobro ogółu, reszta niech żre gruz" - to bardzo krótkowzroczne myślenie.
Po 3. Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie i trudno o bycie ofiarą przestępstwa w autobusie. Za to jeżdżąc
via Wykop Mobilny (Android)
  • 36
@modzelem: nie wiem dlaczego mniejszość samochodowa w tym mieście ciągle tak ujada kiedy absolutnie nie robi się prawie nic żeby globalnie poprawić nędzną sytuację rowerzystów i pieszych a ciągle buduje się nowe drogi. Ani przejść naziemnych, ani ciągłych dróg rowerowych, autostrady przez środek miasta. Jak coś się robi dla rowerzystów to kosztem pieszych by nie naruszać św. przepustowości mentalnych grubasów w samochodach. A wy ciągle macie pretensje do siebie samych że
@modzelem: Ale żeby wszystko sobie z marksizmem kojarzyć, to już trzeba być dzbanem. Równie dobrze można wnioski przeciwne wysnuć choćby z teorii gier i ekonomii (każdy wybiera optymalne dla siebie rozwiązanie, w związku z czym sytuacja jest gorsza dla wszystkich).

inb4 koszt infrastruktury(drogi, parkingi) jest zerowy jak rozumiem, a centrum jest z gumy? Bo to że mityczne "podatki kierowców" go pokrywają to kolejna korwinistyczna bajeczka.
@Karbostyryl: po trochu zgadzam się z wami oboma. W sensie, jedni przesadzają, a drudzy patrzą zbyt utopijnie. Odnoszę się do Gdańska, ale rozwiązania i bolączki myślę będą podobne lub zbliżone.
ad1 Infrastruktura drogowa, szczególnie parkingowa, gdzie puszka po prostu stoi przez x godzin jest szalenie nieefektywna, więc czemu nie tworzyć P&R dla osób dojeżdżających z tych wiosek, gdzie PKS jest raz na godzinę, grunty tanie i nie ma problemu z miejscem.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 10
@modzelem:

ku utrapieniu zwykłych mieszkańców Warszawy


Jestem zwykłym mieszkańcem, do pracy jeżdżę autem, ale nie uważam, by np. buspasy były dla mnie utrapieniem. Wręcz przeciwnie, powinno ich być więcej. Gdybym do pracy miał lepszy dojazd komunikacją miejską to bym się przesiadł do autobusów, ale do tego potrzeba, no właśnie, buspasów.
@modzelem: a gdyby wszyscy tak pomyśleli, to następnego dnia uznałbyś że wolisz godzinę dziennie w tramwaju niż dwie w korkach. Swoją drogą to słabo musi u ciebie ta komunikacja działać, skoro na tej samej trasie są aż takie różnice. Ja na dojeżdżaniu tramwajem oszczędzam 30-60 minut dziennie, zależnie od natężenia ruchu.
@modzelem: i dzięki temu, że część zamiast jechać samochodem, decyzuje się na tramwaj, Twój dojazd samochodem jest szybszy o godzinę od przejazdu tramwajem. Jeśli wszyscy z tramwaju przesiedliby się do samochodu, powstałby taki chaos, że to komunikacja szynowa byłaby bardziej atrakcyjna niż cztery koła. Więc część by wróciła. Oh wait.

Dla mnie dojazd komunikacją zajmuje mniej więcej tyle samo czasu co autem. Przy czym auto to system niemal od drzwi do