Wpis z mikrobloga

Wiesław Szumiński
DYM 16 /technika własna, płótno 100x86 cm/
Все пройдет, как с белых яблонь дым.
Sergiusz Jesienin

Kot
Był kot, który za dnia, a także nocą zakradał się na nasze, a także naszych sąsiadów podwórka i podkradał kurczaki. Dusił je, częściowo zjadał. Ich poszarpane ciałka, które coraz częściej znajdowaliśmy porzucone w trawie, pod krzakami porzeczek i agrestów, napawały nas dzikim lękiem, a wśród dorosłych narastał coraz większy gniew na kota – mordercę. W końcu kot został schwytany i osądzony. Owinięto go i skrępowano szmatami. Były to stare pieluchy czy porwane prześcieradła. Pamiętam przerażenie w jego oczach, które po chwili zniknęły szczelnie zawinięte w owe płótna. Tak skrępowany leżał na trawie, jak szmaciana lalka zgubiona podczas zabawy przez jedną z naszych koleżanek. Zawiniątko ruszało się jednak i to podtrzymywało w nas – dzieciach – niepokój i zaciekawienie.
Dorośli oprawcy stali obok nie zainteresowani rzucającym się po trawie zawiniątkiem. Pili wódkę. Śmiali się i rozmawiali o czymś, czego my – malcy – nie byliśmy w stanie pojąć.
Nagle jeden z nich schylił się, podniósł nieszczęsne zwierzę i ruszył przez boczną furtkę na koniec podwórza, tam gdzie z pokrzyw i rosnących gęsto krzaków porzeczek sterczała stara, kamienna ściana po budowli której nikt już nie pamiętał. Reszta ruszyła za nim. My, maluchy, skradaliśmy się za nimi w bezpiecznej odległości. Idący z przodu mężczyzna dotarł do muru. Rzucił wciąż popiskujące zawiniątko na ziemię. Zapalił papierosa. Inni stanęli obok i znów usłyszeliśmy ich śmiech.
Potem wszystko ucichło. Mężczyzna, który szedł pierwszy, rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go butem. Sięgnął po zawiniątko. Cała reszta rozstąpiła się w milczeniu, tworząc półkole. Wpatrywała się w człowieka z przeraźliwie krzyczącym kotem w ręku. Ten ważył go jeszcze przez chwilę w dłoniach. Po czym chwycił mocno za jeden koniec. Uniósł w górę.
Usłyszeliśmy urwany płacz. Zobaczyliśmy czerwoną plamę na ścianie. Potem drugi, nagły ruch ręki i ponownie głuche uderzenie.
A potem, czerwona, mokra szmata śmignęła jak błyskawica tuż pod naszymi nogami i wpadła w zboże rosnące za płotem, pod którym przycupnęliśmy. Potem był śmiech tych, którzy stali w półkolu.
Widziałem jeszcze raz tego kota, kilka dni, albo tygodni później. Ocalał. Żył. Krył się po polach, Chował się w krzakach. Nie miał twarzy. Nie widziałem jego oczu. Jego głowa była nieforemną bryłą pozlepianą strupami sczerniałej krwi. Potem zniknął, a ja o nim zapomniałem.
Strona autora na facebooku
#sztuka
źródło: comment_16172175723vFppBVnrlQdFkwuTPHaWu.jpg