ja podchodzilem do egzaminu juz 6 razy. na najblizsze kilka lat stracilem ochote zeby w ogole probowac, bo po prostu szkoda mi pieniedzy. godziny doszkalajace, powtorka teorii, praktyczny - na to idzie kupa forsy. do tej pory na wszystko zwiazane z egzaminem (kurs, godziny, oplaty za egzamin) wydalem niemal 3 tys zlotych i wszystko, jakby nie patrzec, poszlo w bloto. kurs robilem gdy obowiazywal jeszcze stary egzamin, kazde nastepne podejscie bylo z
Wzruszyłem się. :| Niech spróbuje dwa razy podobną kombinacje:
- 50 minut pociągiem,
- 40 minut na nogach,
- 1-2 godziny czekania,
- oblanie,
- powrót i prawie 2 miesiące czekania na następny egzamin.
Takie zdawanie może wykończyć psychicznie nawet po pierwszym razie ;).
Zresztą widziałem jak ludzie zdają na placu manewrowym i nie dziwie się nawet, że tylu oblewa. Po pachołkach, po liniach, bieg wsteczny zamiast jedynki, z ręcznego nie mogą
O właśnie, ruszanie z ręcznego. Kolejny durny wymysł biurw w urzędach. Jeżeli osoba zdająca chce i potrafi ruszać pod górę bez jego użycia, to dlaczego wymusza się na niej tę powolną i kombinacyjną metodę?
Autor to chyba za bardzo zwala wine na egzaminatorów.. Owszem trafiają się wredne typy, ale nie cały czas.. No chyba, że się ma wyjątkowego pecha.
może miał pecha. rzecz w tym, że jak to możliwe że jak taki egzaminator ma chęć cie oblać to cie obleje i możesz mu skoczyć. odwołasz sie i niech nawet uznają że niesłusznie zostałeś oblany i co? nic. zdajesz egzamin jeszcze raz a egzaminator żadnych konsekwencji nie
Bardzo wiele zależy od egzaminatora. Ja miałem łut szczęścia i zdałem za pierwszym razem. Ważne żeby poznać wszystkie pułapki na jakie może nas wpuścić egzaminator. Pecha miał kolega, któremu po powrocie na plac manewrowy koles mówi że zdał, ale kamera sie zepsuła i musi jechać jeszcze raz (ta poprzednia jazda się nie liczy)..
Słyszałem, że ktoś zdawał 35 razy bodajże.. I jest to chyba rekord
Też zdałem za pierwszym choć wesoło nie było. Jeden "minusik" i bym oblał. Na Odlewniczej (Ośrodek egzaminacyjny) w Warszawie tylko raz byłem z instruktorem. Do dziś wspominam jak zdobyłem jeden za to, że nie doprowadziłem do wypadku (sic!), bo moje było pierwszeństwo, a widzę, że typ pędzi jak opętany uliczką i że nie wyhamuje, to grzecznie zwolniłem i przepuściłem drania, na co instruktorowi oko błysło po raz pierwszy od 20 minut: "Czego
można tu pisać wiele historii, bo jest to temat rzeka...
sam zdałem bodajże za 6-7x (trochę się to ciągło to nie pamiętam dokładnie) bo jak tu dobrze zdać jeśli na egzamin praktyczny czekasz 2 miesiące ( w B-B) i do tego kuźwa wypadałoby dokupywać ciągle jazdy- 50 zeta/h... no sorry ale na moim przykładzie jeszcze jak byłem początkujący to 2miesięczna przerwa (+ ze 2h przed egzaminem na przypomnienie) to trochę jest chore...
no właśnie. jeszcze to czekanie po 2 miesiące na kolejny termin. to tez jest chore. kierowca z doświadczeniem który nie jeździ dwa miesiące to nic, ale dla osoby która dopiero sie uczy to prawie jak zaczynać od nowa po tych dwóch miesiącach. a jazdy kosztują...
tu też wiele zależy od instruktora - z dobrym da się dogadać tak, że wystawi Ci papier trochę wcześniej, żebyś mógł skończyć jazdy zaraz przed egzaminem.
Ech, to już nie to co kiedyś. Mój kuzyn wspomina czasami swój egzamin na kat. C. było to jakieś 15 lat temu. Wszyscy zdający przejechali po około 100m, po czym ogłoszono każdemu, że zdał. No a po egzaminach na egzaminatorów czekało "wesele"-suto zastawiony stół, z solidnym zapasem wódki.
Bo wtedy było duże zapotrzebowanie na kierowców zawodowych. Tak samo jak "gnano" szaraczki na autobusy i wyszło tak, że mają D, a nie mają B...
Kiedyś też były inne realia....
Ja sam przechodziłem przez egzamin B jak i C z dodatkami. Szkoły jazdy uczą jak zdać, nie jak jeździć. Konkretnie instruktor pokazywał mi np. w którym momencie łamać zestaw na łuku (do tyłu), kierując się położeniem pachołka względem np. połowy skrzyni ładunkowej.
wujek mój niezyjący już niestety, opowiadał jak zdał prawo jazdy jeszcze w głębokim PRLu (lata 50te czy początek 60tych) - otóż wtedy w skład komisji jeżdżaco-oceniającej wchodził wójt czy tez sołtys - w każdym bądz razie głos ludu, zresztą nie tylko w tej branży tak było.
Cóż...nawet nie wsiadł do samochodu, wystarczyła odpowiednia ilość wódki dla szanownego pana wójta - zreszta w małych miasteczkach to ludzie się znają.
Przypadek, który widziałem n własne oczy na placu manewrowym: dziewczyn cofała na łuku i najechała tylnym kołem na linię, widocznie to zauważyła bo się zatrzymała. Egzaminator krzyczał na nią, żeby jechała dalej i wymachiwał rękami. Dziewczyna cofnęła jeszcze pół metra, po czym egzaminator kazał jej się zatrzymać, wysiąść, zobaczyć, że przejechała linię i podziękował jej za egzamin, pozbawiając ją tym samym drugiego podejścia do łuku!
Jeśli najedzie na linię - ma prawo do drugiego podejścia do łuku. Jeśli przejedzie linię lub potrąci słupek - musi go powtarzać. tak było rok temu kiedy ja zdawałem egzamin i nie wydaje mi się, aby to się zmieniło.
Komentarze (177)
najlepsze
- 50 minut pociągiem,
- 40 minut na nogach,
- 1-2 godziny czekania,
- oblanie,
- powrót i prawie 2 miesiące czekania na następny egzamin.
Takie zdawanie może wykończyć psychicznie nawet po pierwszym razie ;).
Zresztą widziałem jak ludzie zdają na placu manewrowym i nie dziwie się nawet, że tylu oblewa. Po pachołkach, po liniach, bieg wsteczny zamiast jedynki, z ręcznego nie mogą
może miał pecha. rzecz w tym, że jak to możliwe że jak taki egzaminator ma chęć cie oblać to cie obleje i możesz mu skoczyć. odwołasz sie i niech nawet uznają że niesłusznie zostałeś oblany i co? nic. zdajesz egzamin jeszcze raz a egzaminator żadnych konsekwencji nie
Słyszałem, że ktoś zdawał 35 razy bodajże.. I jest to chyba rekord
Na pocieszenie polecam bardzo wazny manewr na placu - koperte:
http://youtube.com/watch?v=15XQx6PMv0U
PS: Jestem w stanie zrozumiec ze wykop hash!#e k%%%y i ch!#e ale d.e.b.i.l.i? Zenua poprostu ...
sam zdałem bodajże za 6-7x (trochę się to ciągło to nie pamiętam dokładnie) bo jak tu dobrze zdać jeśli na egzamin praktyczny czekasz 2 miesiące ( w B-B) i do tego kuźwa wypadałoby dokupywać ciągle jazdy- 50 zeta/h... no sorry ale na moim przykładzie jeszcze jak byłem początkujący to 2miesięczna przerwa (+ ze 2h przed egzaminem na przypomnienie) to trochę jest chore...
Kiedyś też były inne realia....
Ja sam przechodziłem przez egzamin B jak i C z dodatkami. Szkoły jazdy uczą jak zdać, nie jak jeździć. Konkretnie instruktor pokazywał mi np. w którym momencie łamać zestaw na łuku (do tyłu), kierując się położeniem pachołka względem np. połowy skrzyni ładunkowej.
Cóż...nawet nie wsiadł do samochodu, wystarczyła odpowiednia ilość wódki dla szanownego pana wójta - zreszta w małych miasteczkach to ludzie się znają.