Przyszedł czas na podsumowanie mojej przygody na #erasmus w Turynie, we Włoszech. Jest to nawiązanie do tego wpisu. TLDR: było warto, mimo wszystkich przeciwności losu.

Pierwsze dwa tygodnie były najgorsze, przez internet nie udało się znaleźć żadnego mieszkania, ani akademika. Na Politechnice Turyńskiej nie było czegoś takiego, jak typowy akademik na polibudzie w Poznaniu. Dlatego byłem zmuszony wziąć parę nocek w hotelu i szukać czegoś na miejscu. Przy okazji dodatkowego stresu dodawał
@Pendunate: na Erasmusa pojechać zawsze warto, ale gdybym trafił na takie combo okoliczności jak ty, to chyba bym się zapłakał na śmierć

dla porównania okoliczna Słowenia, Maribor

-zajęcia lajtowe,
-wszyscy na uczelni i nie tylko mówią po angielsku,
-jasne i porządnie opisane procedury,
-prężnie działający ESN,
-akademik w centrum miasta, załatwiony jeszcze będąc w Polsce
-kilka klubów (dużo jak na miasto 100k mieszkańców)
-miasto idealnej wielkości, wszędzie zajdziesz z buta, ale
@GeWa raczej psycha po prostu. Dużo mniejsza presja i weryfikacja jego umiejętności. Nie musi się spinać na Ligi Mistrzów, oczy świata nie są zwrócone cały czas na niego czy w ogóle Torino.
Troche beka, że ktoś go cały czas wpycha na siłę do innych klubów, podczas gdy ewidentnie dla niego status legendy Torino jest ważniejszy niż granie o wyższe cele czy pieniądze.
Nie jest to złe, po prostu taką drogę wybrał.