Wpis z mikrobloga

[28/66] #66przygod

Nadchodziły walentynki. W szkole mieliśmy specjalną urnę, wystawianą na tą okazję, do której uczniowie mogli wrzucać anonimowe liściki i takie tam.
Tradycja nie utrzymywała się długo – gdy byliśmy w pierwszej klasie gimnazjum, miała miejsce pierwsza taka zabawa, rok później ostatnia. Ale, na to miało wpływ kilka wydarzeń – w tym nasza „interwencja”, o której opowiem.

Doskonale wiedzieliśmy, że taka okazja się już nie powtórzy. Postanowiliśmy wkręcić więc Tymka i Michałka, którzy oprócz utrzymywania z nami wojennych stosunków, byli jednocześnie zagorzałymi wrogami.

Geneza konfliktu nie jest znana, ale prawdopodobnie Tymek chciał w ten sposób stać się „fajny” – co oczywiście nigdy się nie wydarzyło. Michałek zaś, będący stereotypową ofiarą losu, w tym przypadku nie do końca dawała wygraną – nawet on nie mógł pogodzić się z zaczepkami ze strony równie wielkiego klasowego „nieudacznika”.

Wpadłem więc na pomysł, żeby zrobić zrzutkę na dwie kolorowe pocztówki walentynkowe i umówić dwóch chłopaków w jednym miejscu i czasie. Pomysł przypadł do gustu paczce, ale pozostawało pytanie, co potem?

- Może ich przekopiemy, po prostu? – Zasugerował Sperma.

- Nie, potem będziemy mieli #!$%@?. Pozostaniemy w ukryciu. – Odparował Młody.

- A jakby dać im jakiś prezent? – Wtrącił Kamil nieśmiało.

- Na przykład? – Zapytałem.

- Nie wiem, no… Postawmy pudełko i jak je otworzą, to wybuchnie albo coś takiego.

- A niby jak chcesz #!$%@? zrobić, by wybuchało? – Zaczął powątpiewać Młody. Rzeczywiście, koncepcja była niewykonalna.

- A jakby po prostu wziąć to pudełko i tam nasrać? Proste. – Wpadł na pomysł Sperma. To było to.


Jeszcze tego samego dnia, kupiliśmy dwie pocztówki i wypełniliśmy je. Kaligrafią zajął się Patryk, który jako jedyny z nas, potrafił zmienić nie do poznania swój charakter pisma, w dalszym ciągu pozostawiając go czytelnym.

Drogi Tymku, Od pierwszej chwili wejrzenia kocham cię. Miłość rozpiera moje serce i każdego dnia myślę tylko o tobie.
Proszę, spotkaj się ze mną…

Mniej więcej tak wyglądała gotowa walentynka. Miejscem spotkania miał być nawiedzony dom, stojący za łąkami. Dosyć niecodzienne miejsce, ale tylko tam mogliśmy być pewni, że nikt nie przeszkodzi nam w misji.

Podobną kartkę wyprodukowaliśmy również dla Michałka. Po namyśle, Sperma na wyrwanej z zeszytu stronie napisał coś jeszcze dla nauczycielki fizyki (pani Ani). Gdy korytarz był zupełnie opustoszały, podkradłem się do urny i wrzuciłem trzy wiadomości. Teraz nie było już odwrotu.

Następnego dnia, 14 lutego, lekcję języka polskiego przerwało pukanie do drzwi klasy. Do środka weszło dwóch uczniów trzecich klas, ubranych na czerwono, z papierowymi serduszkami przyczepionymi do piersi.

- Dzień dobry, poczta walentynowa. Możemy podzielić się miłością?


Klasa zaśmiała się. Nauczycielka też, po czym skinęła młodocianym listonoszom. Kolejno wyczytywali oni adresatów, którzy podnosili do góry ręce.

Jakieś klasę opanowało zdziwienie, gdy padło imię i nazwisko Tymka. Dziewczęta zaczęły klaskać (nie, nie miało to niczego wspólnego z rzeczywistą radością – śmiały się Tymkowi w żywe oczy) i gwizdać. Chłopcy skandowali jego imię.

Adresat spojrzał na kartkę i szybko ją schował. Jego twarz nie zdradzała emocji, choć na policzkach wykwitł mu spory rumieniec.

Niedługo potem swoją walentynkę otrzymał Michałek. Tutaj reakcja otoczenia ograniczyła się raczej do męskiego grona.

- Haha, Michałek ma chłopaka!

- Będzie kuting!

- Michałek, nie daj dupy na pierwszej randce!


Nauczycielka przywołała klasę do spokoju. Gdy już mieliśmy świętować połowiczny sukces, jeden z listonoszów chwycił pęk około piętnastu walentynek i podał je jednej z dziewcząt.

I wiedzcie, że nie była to wcale piękność – choć sama uważała inaczej. W szkole była to praktykująca katoliczka, pomagająca potrzebującym, poza szkołą zwykła plotkarą. Znany typ.

Karolina, bo tak miała na imię, rozpromieniła się od razu i ujęła wszystkie kartki. - No to chyba mamy właśnie królową walentynek. – Zażartował listonosz.

Dziewczyna przytuliła się do siedzącej w ławce koleżanki i obie zaczęły cieszyć się jak opętane.

Tymek i Michałek w samotności kontemplowali swoje walentynki, zastanawiając się, kim są ich wielbicielki. Karolina zaś chwaliła się swoimi kartkami wszystkim. Wokół jej ławki zgromadziły się prawie wszystkie dziewczyny z klasy, a wkrótce nawet kilku chłopaków.

- Stary, nie wierzę, że ta #!$%@? dostała tyle walentynek. – Powiedział mi Kamil.

- Tia… Przecież to zwykła deska (potocznie kobieta z bardzo małymi piersiami).

- To, to nie wszystko. Przecież każdy wie, jaka jest #!$%@?. Tylko te jej psiapsiółki tak wokół niej skaczą.


- A pamiętasz, co się działo w podstawówce z Młodym?xD – Zapytałem.

Młody przez całe sześć lat starał się „chodzić” z Karoliną, ale bezskutecznie. W końcu wygarnął jej to i owo, po czym ich znajomość burzliwie się zakończyła. Podeszliśmy do ławki, przy której „królowa” czytała na głos miłosne wierszyki skierowane do jej osoby. Teatralnym gestem przytuliła jedną z kartek do piersi.

- A wy co, chcecie posłuchać? Bo chyba nie dostaliście walentynek w tym roku, co? Jaka szkoda… - Zaczęła.

Niezbyt przejąłem się jej zaczepkami – dobrze wiedziałem, że takie osoby trzeba ignorować. Kamil jednak zacisnął wargi i przymrużył oczy.

- A tak przyszliśmy, pocieszyć się razem z tobą. – Powiedział w końcu. Nikt poza mną nie odnotował, że jest #!$%@?.


Karolina zaczęła czytać. Inne dziewczęta łapały się za serca i „ochały”, gdy padały pojęcia „kocham”, „miłość” czy „na zawsze”. Żałosne.
Kamil podszedł bliżej, gdzie na biurku leżało kilka walentynek. Gdy Karolina nie patrzała, podniósł jedną z nich i obejrzał. Jedna z koleżanek po chwili wyrwała mu kartkę z rąk, jak gdyby zbezcześcił ją swoim dotykiem.

Kamil się nie zraził. Po chwili kąciki jego ust nieco się podniosły. Otworzył zeszyt dziewczyny siedzącej w ławce z Karoliną - Iwony. Ponownie wziął walentynkę.

- Karolina, jak tam twoja tajemnicza wielbicielka? – Na dźwięk tych słów, Karolina przerwała recytację i spojrzała na niego wrogo. Kilku chłopaków podeszło bliżej, wyraźnie zainteresowanych.

- No jak tam twoja wielbicielka? A może sama napisałaś te durne wierszyki?

Rozmówczyni wyrwała się z ławki.

- Jak śmiesz?! Oddawaj to, to moje!

- Dobra już, dobra. Oddaję. Iwona, gdzie jesteś? Iwona doskoczyła do niego.

- Czego chcesz, Kamil?

Chłopak wziął z ławki wszystkie walentynki i podał je Iwonie.

- To chyba należy do ciebie. Potem odwrócił się do Karoliny:

- Uszy do góry, za rok może dostaniesz prawdziwą walentynkę xD


Odszedł, żegnany brawami chłopców i wygwizdywaniem dziewcząt. Tego dnia Karolina go nienawidziła.

Kamil został bohaterem dnia. Jeszcze po lekcjach, biegnąc do nawiedzonego domu, gratulowaliśmy mu rozprawienia się z Karoliną. Piękne było to zagranie.

Do nadejścia Michałka i Tymka mieliśmy około godziny. Znaleźliśmy miejsce za małą górką od strony łąk, gdzie postanowiliśmy obserwować nasze ofiary. Sperma wyjął z plecaka stare prześcieradło, którym mieliśmy się przykryć, tekturowe pudełko oraz wycięte z czerwonego papieru serce.

W saloniku, gdzie za nieco ponad rok mieliśmy upalić się trawą z Włochatym, rozpoczęliśmy przygotowania – znaleźliśmy drewnianą skrzynkę, która posłużyła nam za stolik, a potem Młody poszedł do sąsiedniego pomieszczenia, żeby wypróżnić się do pudełka.

- Ja #!$%@?ę, nadchodzi! – Krzyczał. Po minucie wrócił.

- Sperma, teraz ty. Takiego batona dawno nie jebnąłem. Ale jest okazja.

Sperma poszedł do pokoju – usłyszeliśmy jego charakterystyczny, koński śmiech.

- Ale #!$%@? miałeś mi zostawić trochę miejsca!

- Sraj nie #!$%@?! – odpowiedział Młody.

- #!$%@? chwila, muszę się skupić!

Czekaliśmy minutę, drugą.

- Sperma, szybciej! Zaraz tu przyjdą pedały! >- No mówię, chwila! Już prawie!


Usłyszeliśmy głośne, mokre pierdnięcie. Kamil wybuchł śmiechem. Zaraz potem nastąpił kolejny „wybuch”. Żaden z nas nie stał już spokojnie.

- Sperma pruje dupę xD – Krzyknął ktoś.


Zamkniętą paczkę, przyozdobioną serduszkiem, położyliśmy w salonie i przyozdobiliśmy serduszkiem. Kamil zaproponował, by dopisać na nim „otwórzmy to razem” – na wypadek, gdyby jedna z naszych ofiar zjawiła się wcześniej od drugiej.

Wybiła chwila prawdy. Leżeliśmy wszyscy w śniegu, przykryci prześcieradłem Spermy, oglądając wnętrze nawiedzonego domu przez częściowo wyburzoną ścianę i dziurę, będącą niegdyś oknem. Usłyszeliśmy dźwięki kroków dochodzące z drugiej strony domu, po chwili głosy.

- #!$%@?, nie udało się. – Powiedział Kamil.

Tymek i Michałek spotkali się po drodze i głośno wymieniali swoje uwagi dotyczące drugiej osoby.

- Wiem, że to ty, pedale! – Zawołał Tymek.

- Tymek! #!$%@?ć ci?!


Chłopcy weszli do budynku, zgodnie z instrukcjami podanymi w naszych walentynkach. Może jeszcze, chociaż częściowo, łudzili się, że to nie jest żart.
Michałek zobaczył pudełko.

- Patrzcie, #!$%@?, patrzcie! Zaraz je otworzy!


Tymek podszedł bliżej. Oboje czytali napis na serduszku. Po chwili Michałek podniósł pokrywkę. Krzyk obrzydzenia. Tymek przewrócił skrzynkę z pudełkiem.
Ofiary głośno się kłócąc, odeszły w stronę domów.

Po kilku minutach czekania, postanowiliśmy wrócić do nawiedzonego domu. Żart nie do końca się udał – spodziewaliśmy się chyba efektowniejszych reakcji.
Sperma wziął do ręki pudełko – teraz nieco przemoknięte od dołu (bowiem jeden z odchodów był bardzo rzadki) i podpalił. Tektura tliła się i przygasała co chwila, więc po kolejnych kilku minutach, Młody wziął je do ręki i rzucił o ścianę, pozostawiając na niej brązową smugę.

#pasta
  • 3