Wpis z mikrobloga

@Adatoniewypada: EMPIRIA RANDKI - tak se to kreatywnie nazwałam. Ale, jadymy! Był taki film z Hilary Duff, którego tytułu nie pamiętam. Chodziło o to, że laska żeby zabłysnąć w pewnym magazynie modowym i dostać tam etat, zatrudnia się w finansowym korpo, uwodzi facetów i opisuje relacje z randek, pisze artykuł do gazety, zarabia grube hajsy, dostaje robotę i przy okazji zdobywa faceta. Ja tu nie zamierzam ubiegać się o etat, tylko opowiedzieć wam kilka ciekawych historii. Przekazać prawdę, którą wszyscy znają. I generalnie tak tylko zagadałam... Będzie długo, uprzedzam - babskie #!$%@?.
Jestem singielką od jakiegoś czasu. Brutalne rozstanie, pleplepleple... W dużym skrócie, mój były facet uznał mnie za nieroba po pół dekady z hakiem i ogólnie, to moja praca jest #!$%@?, roztyłam się i w ogóle go ,,#!$%@?” (o tym można napisać doktorat, dlatego ,,wróćmy do naszych baranów").
Więc. Porzucona, chociaż walczyłam do ostatniej kropli łzy o ten związek, stwierdziłam: ,,ok, nie umawiam się z cebulą, trzeba coś zmienić” i takim oto sposobem, założyłam sobie różne gówniane aplikacje randkowe i oto jestem. Dodaj fotę, jest, imię, można śmigać. JEB-EB-eb-EEb. Pierdyliard wiadomości. A skąd te teksty? Pozdrawiam moją koleżankę z pracy, która zachęciła mnie do spisywania tych głupot, ku przestrodze, ku uciesze i wszelkiej innej sposobności do radości, smutku, żalu itepe, itede. Enjoy.

Rozdział pierwszy: A., fotograf.
Zaczęło się od matcha na tinderze, poszła lawina, to ja go zagadałam, znalazłam na MS, poszło, gadka szmatka, kolo się zakręcił. Było naprawdę spoko, zabawny – jadąc metrem tak się zaczęłam śmiać, że aż mi się głupio zrobiło, wysoki, fotograf, jeździ po świecie, super. Elegansio. Spotkaliśmy się. No i BAAAM. Było miło, naprawdę, ale poza uprzejmościami jakie między sobą wymieniliśmy nic nie zaiskrzyło. Kompletnie. Jałowe spotkanie. Ale, klasa została zachowana. Odwiózł mnie do domu, otworzył szarmancko drzwi, pożyczył miłego wieczoru. Jemu, akurat życzyłam udanej podróży po Skandynawii. Pożegnanie z klasą, pokojowo i miło. Nie odezwaliśmy się już do siebie.

Rozdział drugi: M., strażak.
W akcie desperacji i przeciw bugującemu się MS, postanowiłam reaktywować GG. Dodałam swoje zdjęcie profilowe i nie przewidziałam jednego: lawiny wiadomości. Gdzieś pośród napalonych zboczeńców, starszych panów szukających młodszej pani, trafił się rodzynek, strażak. Młodszy, o dwa lata, ale, każdemu dajemy szanse. Od słowa do słowa. Dałam mu swój numer. Naprawdę, myślałam, że będzie coś z tego konkretnego, bo nie dość, że zabawny, inteligentny, STRAŻAK, wiadomo, siłka, cudeńko. Ale. Po dwóch dniach, stwierdził, że szkoda, że nie chcę się ,,zabawić". Tłumaczył biednej zagubionej owieczce, że to nie będzie tylko seks, ale i pójdziemy nawet do teatru i gdzieś tam. WOW. Naprawdę, moje marzenie. Podziękowałam. Żadna kobieta na takim układzie nie wyszła dobrze. Odmówiłam ze zdrowym rozsądkiem. Pożałował, pokwękał, że fajna ze mnie dziewczyna i szkoda, że nie chce się na to zgodzić. Sam zaproponował, że skasuje mój numer, by go nie korciło. Skasował. Telefon milczy. Przynajmniej szczery.

Rozdział trzeci: J., barman.
Przyszła pora na różową aplikację. Gdzieś tam się przybłąkał. Bardzo usilnie namawiał mnie na spotkanie, jednak, średnio mi się powiem szczerze chciało. Miałam egzamin, tu trochę kwękałam na pogodę, generalnie dużo wtedy kwękałam. No, ale, dobra. Zaproponowałam, że możemy się spotkać za… 2 godziny. Powiedział, że jest w pracy, ale jest luźno i mogę do niego wpaść. No to wpadłam. Wpadłam na dzikie #!$%@? tłumy. Podeszłam do baru, ładnie się uśmiechnęłam, zakręciłam moim loczkiem, zamówiłam piwo i czekam…. Czekam… Nie wymagam wiele, w końcu jest w pracy. Rozumiem, sama chciałam. W końcu coś mu w mózgu zatrybiło i się przywitał. Ale, toż to żadna tragedia, słuchajcie dalej.
Więc siedzę przy barze… i co? Wyjęłam książkę i zaczęłam czytać ją przy piwie. Akurat w tej knajpie nie było to nic nadzwyczajnego, na szczęście. Spytał co czytam, pokazałam okładkę, nie znał, bo niby skąd miał znać Isabell. Też nie znałam. Luzik. Napisałam do mojego kolegi. ,,SOS. RATUJ”. Przyszedł, że niby przypadek… eheheh… lamersko jak w gimbazie, ale przynajmniej bawiłam się dobrze. Bawiliśmy się we trójkę razem. Cudnie :3 kuźwa… Jak to wspominam to mam ochotę sieknąć wielkiego facepalma. Ale, jak się nie sparzysz, to się nie nauczysz. Kumpel poszedł, ja się upiłam do końca, jak na lamusa przystało i odjechałam. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy.

Rozdział trzy i pół: S., ojciec.
Sama do niego napisałam. Lubię takich misiowatych gości. Dowiedziałam się sporo o nim, on o mnie, opowiedziałam mu w jakiej teraz jestem sytuacji. Zrozumiał. Dzwonił do mnie, opowiadał, czasami miałam wrażenie, że aż za bardzo mu zależy. Ale, przeżyłam. Skumplowałam się z nim. Chciałam spotkać, ale nie miał czasu. Potem wyszło kilka bardzo dziwnych sytuacji. Po prostu się wystraszyłam krótko mówiąc i mu trochę nagadałam. Też mi powiedział kilka rzeczy. Kontakt utrzymywaliśmy.

Rozdział czwarty: K., aligator versus kot
To jest hicior mojego życia. Zazwyczaj, gdy spotykam starszego faceta, to mam o nim jakieś tam pojęcie, przynajmniej, wiem, ociupinkę, czego się spodziewać. E-E. Dupa. Nieprawda. Jednak nie umiem w życie.
No cóż. Warszawa. Mokotów. Elo. Spóźnił się 10 minut. Było zimno jak cholera. No ale, może to ten jedyny? Czego się nie robi… Dobrze. Przyszedł. Styl skejta z 2000 roku. Ok. Toleruję, szanuję, każdy ma prawo manifestować swoją osobowość. Strasznie się chłopak denerwował. Zagajam więc, leciała powtórka meczu, to zaczęłam opowiadać przy okazji o swojej pracy, zamówiliśmy piwo, pytam czy pierwsza randka? Mówi, że tak. No to okej, jestem wyrozumiała. Ale w końcu myślę sobie, ile można gadać. Więc się na chwilę zamknęłam, niech się chłopina wykaże. No i cisza… Coś tam zaczyna kleić. Rzeźbi, rzeźbi, nagle wpadł temat kota, że koleżanka z pracy znalazła… Trochę się wyłączyłam bo padła bramka (no akurat ten mecz oglądałam, ale…). I nagle ,,a bo wiesz! Ostatnio widziałem zajebistą rzecz, jak kot atakuje aligatora!”. Aż mnie przytkało wewnątrz. Ale myślę sobie, spokojnie…
- Chyba gdzieś widziałam gifa.
- No, jest nawet filmik na YT – i szuka biedny tego filmiku – Ech, nie znajdę, ale o, to podobny – i przesuwa w moim kierunku telefon i przez 3 minuty oglądam ,,brutalną” walkę kota, który łapką zdziela po pysku aligatora, który zniesmaczony wraca do bajorka.
- Dobre, nie? Niesamowite to jest.
Słowa ,,niesamowite” użył przeszło 20 razy. W międzyczasie przesiedliśmy się do innego stolika. Siedzimy sobie spokojnie, ja podjęłam decyzję o taktycznym odwrocie. Napisałam sms-a. Jednego do koleżanki, drugiego do S. Gadka się nie klei. Jest coraz bardziej źle… Zadzwonił S.
- Jak bardzo jest źle?
- No co tam? – zachowuje pozory – Coś się stało? – podejmuję taktyczną rozmowę.
- Złamałem nogę.
- Co? Serio?! Czy się nabijasz?
- Stwarzam Ci pole do odwrotu. Zwijaj kiece, potem mi opowiesz.
- Dobra, już jadę…
I teraz trzeba było wymyślić dobrą bajerę. Ale, kreatywna jestem, a nie chcę chłopaka urazić, więc mu coś wyrzeźbię.
- Sorry, mój współlokator dzwonił. Trochę jest o mnie zazdrosny i wiedział, że idę na randkę stąd te sms-y.
- #!$%@? jakiś.
- Nie, jest w porządku, po prostu się we mnie kocha, właśnie zadzwonił, że złamał nogę i nie wiem, czy mówi serio czy sobie robi ze mnie jaja, on tak ma.
- Serio? Ale masz przesrane.
- Troszeczkę, poza tym, już późno. Będę się zwijać.
Zrozumiał, pokiwał głową. Wstał i zbił szklankę.
ODWRÓT. ODWRÓT. ODWRÓT – coś krzyczało w mojej głowie, żeby jak najszybciej stąd #!$%@?ć.
Zapłaciliśmy, wyszliśmy, pożegnaliśmy się w metrze. Później napisał, czy jest jeszcze szansa, żebyśmy się spotkali? Napisałam szczerze, że jest bardzo miły, ale to nie to. Podziękował za moją szczerość. Na drugi dzień napisał ,,dzień dobry”. A ja nic.

#hejprzygodo #singielka #singiel #randka #empiriarandki #mylifesucks #zycie #tinder #takizemniesmieszek #lamersko

Najśmieszniejsze jest to, że to jeszcze nie koniec...
  • 22
  • Odpowiedz
Napisałam do mojego kolegi. ,,SOS. RATUJ”. Przyszedł, że niby przypadek…

Siedzimy sobie spokojnie, ja podjęłam decyzję o taktycznym odwrocie. Napisałam sms-a.


@Adatoniewypada: Co jest takiego trudnego w powiedzeniu komuś "przepraszam, to nie to, nie przedłużajmy"?
  • Odpowiedz