Wpis z mikrobloga

Ostatnio dostałem taką radę, jeśli chcesz wypuścić coś do ludzi 3x się zastanów.
Czy naprawdę jesteś zadowolony z efektu i potrafisz się obronić.
Bardzo ważne jest by pracować dużo i ciężko, wtedy będą efekty, które być może cię zadowolą.

No ale właśnie warto pracować i czasem wypuścić coś co nie do końca jest dobre, by po krystce wyciągnąć wnioski i popracować nad błędami.
Powodzenia
@Humbaq: mądrego to aż miło posłuchać. Sam uczę się śpiewać i wiem jak złożony to jest proces, więc faktycznie Chris Cornell to może lepiej w przyszłości.
Ja żeby szkolić intonację wziąłem sobie na warsztat Billboard Hot 100 charts, coś koło 1960 wzwyż. Podrukowałem sobie teksty i... sobie śpiewam. Głównie dlatego, że te piosenki są dużo łatwiejsze niż te obecnie. Proces jest żmudny, bo trzeba to osłuchać, tekstu się nauczyć chociaż z
@Ko_Be: Dobry pomysł z tymi toplistami. W ogole wydaje mi się, że dla osob, ktore sa w temacie zielone, lepiej na poczatku brać sobie za pierwsze wzory wczesnych wokalistów popowych, szczegolnie tych wyrastajacych z big bandu i swingu. Co by nie mowić o bozyszczach pokroju Cornella, to o wiele latwiej utknąć ze zlymi nawykami wzorujac sie na nim (patrzac np. na zlą chrype u opa), niz nawet na takim Elvisie czy
@Humbaq: to pomysł mojego nauczyciela śpiewu, co by sobie zasług nie przypisywać.
Znowu się zgodzę, dodatkowo jednak nawet w tej "prostej muzyce" z lat 60. i tak było więcej ciekawych harmonii w postaci nie tylko samych konsonansów, ale i umiejętnie posadzonych dysonansów (coś jak u Wodeckiego), co równa się przyzwyczajeniu głosu do odpowiednich wysokości dźwięków na praktycznie wszystkich interwałach,
Problem polega tu chyba tylko w tym żeby się "zmusić"