Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#prawo
Chciałbym Wam opowiedzieć o pewnym lutniku (też Mirek), u którego zamówiłem instrument do zbudowania od podstaw.
Nie będzie to historia z happyendem. Właściwie to jeszcze się nie skończyła.
Od kilku lat zbierałem się w sobie, by zamówić wymarzony bas według swoich preferencji.
W styczniu 2019 roku decydowałem się napisać do niego, wybranego spośród wielu ze względu na jego unikalny styl i światową renomę.
Po kilku wiadomościach i wstępnych szkicach zaprosił mnie do swojego showroomu, w którym omówiliśmy szczegóły i cenę projektu.
Byłem bardzo podekscytowany całym przedsięwzięciem, ale od początku mu mówiłem, że to będzie dla mnie spory wysiłek finansowy i nie wiem kiedy będę mógł uzbierać sumę na start.
Zapewniał mnie, że to żaden problem i że ruszymy jak tylko mi się uda wysłać pierwszy przelew.
Takimi słowami zapewnienia kupił mnie zupełnie i wróciłem od niego z papierowym projektem i kosztorysem w dłoni, ciesząc się od ucha do ucha.
Miesiące mijały, ale nie byłem w stanie przesłać mu odpowiedniej ilości kasy, przez co było mi bardzo głupio i tłumaczyłem mu się,
że to bardzo nie w porządku z mojej strony, na co za każdym razem odpowiadał, że nie ma spiny i poczeka.
W lipcu 2019 roku udało mi się wysłać pierwszy przelew i projekt oficjalnie ruszył.
Obiecałem mu wysyłać pieniądze jak tylko będę miał taką możliwość. Oczywiście działo się to bardzo nieregularnie i w niewielkich kwotach.
Ale tu znów uspokajał mnie.
W listopadzie poprosił mnie o przelew i poczułem, że powinienem mu się jakoś za tą cierpliwość odwdzięczyć,
więc niewiele myśląc, wziąłem kredyt na większość ceny projektu i przelałem mu natychmiast.
W międzyczasie na jego stronie pojawił się bas kształtem łudząco podobny do mojego przyszłego - okazało się, że zrobił go innemu klientowi wg naszego projektu.
To pokazało mi, że da się zrobić instrument w niedługim czasie i tym bardziej zacierałem ręce na swój.
20-go stycznia 2020 roku dostaję wiadomość "Twoja gita pod koniec marca na montażu już będzie".
Jaram się, bo to znaczy, że ostatnia prosta przed nami i będzie można na początku kwietnia jechać po odbiór.
Potwierdził, więc cierpliwie czekałem.
Na początku maja przypomniałem się o termin oddania i pytanie o ostatnią wpłatę - odpowiedź brzmiała "Środek czerwca...".
W połowie czerwca też przypomniałem się z pytaniem, czy mogę bukować bilet - "Jeszcze nie e, Jeszcze momęcik..."
Zacząłem się już niecierpliwić i domagać zdjęć instrumentu podczas prac. Nie dostałem odpowiedzi.
W następnym miesiącu kolejne pytanie z mojej strony i odpowiedź "Jeszcze Ją głaszczemy... (...) ... praca, frezy, sxlify..... Super model będzie"
Dodam, że w tym czasie regularnie wrzucał content na swój profil z kolejnymi realizacjami, co zaczęło mnie irytować.
Z końcem sierpnia przedstawiłem mu pierwszy deadline, który ustaliłem na początek października (moje urodziny) - zapoznał się z nim.
Oczywiście domyślacie się, że nawet nie raczył mnie zaszczycić jakąkolwiek informacją, a termin minął.
Podjąłem kolejny deadline na koniec października, tym razem związany z nagraniami na płytę zespołu.
Naciskałem, że potrzebuję już porządnego instrumentu w tym celu.
Nagrałem ścieżki na moim starym basie, a on znów zapomniał.
W listopadzie kolejne przypomnienie i kolejne spławianie mnie, bo inaczej już nie jestem w stanie tego nazwać.
Szóstego grudnia nie wytrzymałem i napisałem nieco więcej o tym, co myślę, bo moja cierpliwość się skończyła.
W odpowiedzi dostałem to: "Alek, bez emocji... wszystko idzie dobrze, ale nie zawsze pokazuję każdy etap budowy.
Zadzwonię jutro podbudować Twoje morale".
Podczas rozmowy telefonicznej, która była męcząca i pełna wysublimowanego mydlenia oczu klientowi,
udało mi się wyciągnąć od niego podanie daty ostatecznego oddania gitary, którą podał na połowę stycznia.
Podczas tej samej rozmowy obiecał mi, że przed świętami bożego narodzenia wyśle mi zdjęcia mojego basu w trakcie budowy,
bym miał dowód, że prace postępują.
Słowa nie dotrzymał.
Od tamtego czasu zaczęły się przepychanki słowne i długie na całą stronę wiadomości z jego strony,
o czym wcześniej nie było mowy, bo pisał bardzo lakonicznie.
Ósmego stycznia 2021 roku wysłał mi zaległe zdjęcia... nie mojego basu,
ponieważ pomylił się w specyfikacji i jeszcze wmawiał mi, że tak miało być i nic nie ustaliliśmy.
Przez następne dni coś tam jeszcze pisał i chwalił się nowymi materiałami,
które zamówił po moim wytknięciu mu wtopy, a których miał użyć w moim projekcie pierwotnie.
Raczej Was nie zaskoczę pisząc, że nie wyrobił się z oddaniem pracy w połowie stycznia,
co było podstawą dla mnie do pisemnego odstąpienia od umowy, o czym go poinformowałem. Dostałem krótką wiadomość "Ok, będziemy pisać...".
Od tamtego czasu nie rozmawiałem z nim, a sprawą zajmuje się wynajęty przeze mnie radca prawny,
który sporządził odpowiednie pismo wraz z wezwaniem do zwrotu mi całej wpłaconej mu kwoty, czyli 14800zł i wysłał na adres firmowy lutnika.
Pismo wróciło do kancelarii z powodu odmówienia przyjęcia.
Moim następnym krokiem będzie ujawnienie tożsamości lutnika pod tym wpisem,
by przestrzec Was przed korzystaniem z usług tego niesłownego człowieka...
Chyba że w ciągu 7 dni odpowie mi w wiadomości prywatnej i zwróci całą kwotę za niewykonaną usługę.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60554b4e2f2b84000aacc488
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Wesprzyj projekt
  • 16