Wpis z mikrobloga

@Bobrnaposylki: Nie dość że rozklekotany i na odpi#rdol poskładany stopami i młotkiem, to jeszcze umorusany jak nieszczęście. Nawet na czarno-białym zdjęciu widać, że aż się lepi od brudu; według ówczesnych standardów, większość autobusów tak wyglądała w szacie jesienno-zimowej, ponieważ myć nie było: kiedy/czym/komu/potrzeby (niepotrzebne skreślić). Jakby dało się jeszcze usłyszeć ryk silnika, powąchać chmurę spalin oraz spróbować za pomocą pokrzykiwania i rozpychania się łokciami wcisnąć się jakoś do zatłoczonego w godzinach
@NoOne3: nic się nie stało, ten typ tak miał. Ogólnie ogórki były dość pancerne jak na owe czasy, natomiast miały swoje słabe strony. Np. wypadały tylne szyby. Tam z tyłu była taka półka pod szybami, dało się na niej usiąść z prawej strony, z lewej były 3 albo 4 siedzenia. Jak się ktoś za mocno oparł o szybę, ta czasem wybierała wolność:) Drewniana podłoga potrafiła przegnić, na moich oczach zarwała się
Jeździłem codziennie ogórkiem do i z przedszkola, ciągnął on za sobą osobową przyczepkę w której drzwi otwierali i zamykali pasażerowie. Marzeniem moim było chociaż raz pojechać przyczepą, matka kategorycznie mi nie pozwalała. A potem na trasie do mojego przedszkola pojawił się pierwszy Jelcz Berliet i natychmiast zapomniałem o przyczepce: jazda nim w porównaniu do ogórka to była przepaść, lot w kosmos.