Wpis z mikrobloga

Pod tagiem #r2z publikuję historię z życia zakładu karnego, którego jestem funkcjonariuszem od ponad dekady. Obecnie pracuję już od dłuższego czasu w dziale penitencjarnym jako wychowawca i mam pod swoją opieką prawie setkę recydywistów penitencjarnych. Tyle słowem wstępu.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedyś ktoś mnie pytał o samobójców. W ZK typu półotwartego nie jest to sytuacja zbyt częsta, aczkolwiek zdarza się. Nie jest to temat gdzie można się rozwodzić, bo też nie ma nad czym - opiszę więc to co pamiętam.

Jeden pożegnał się z życiem już praktycznie w karetce. To nawet nie była próba samobójcza. Z tego co udało się ustalić wziął jakieś prochy, które weszły mu za mocno. W sumie tak mocno, że go zmiotło z planszy – nie mógł ustać na nogach. Po drodze, wywrócił się gdzieś w celi i uderzył głową o posadzkę. Oczywiście to ustaliliśmy później, do czasu wezwania pogotowania inni osadzeni zamiast temat zgłosić, kryli go. A gość wymiotował, niekontaktowy itp. Było to już w porze nocnej, także nikt nie zauważył niczego niepokojącego. Złodzieje, jak już mieli nóż na gardle i zobaczyli, że bardzo mu się pogorszyło wezwali oddziałowego, a ten dalej pogotowie. Niestety było już za późno i go nie odratowali. Chłopaczek młody, przed 30.

Drugi, również młodziutki – 23-24 lata. Powiesił się na klamce od kibla (tak, da się). Oddziałowy znalazł go dosłownie parę minut po całej akcji. Otworzył na siłę drzwi od toalety, a ten wypadł mu na nogi. Reanimował, ale bez skutku. Żadnego list, pożegnania. Na dobrą sprawę nie wiadomo co się stało. Rozmawiałem z nim w ten sam dzień, miał iść do pracy. Cieszył się, że jakoś sobie ogarnie sytuację. Nic kompletnie nie wskazywało, że życie mu się znudziło.

Trzeci, 35-40 lat. Było gdzieś w okolicach 5-6 rano. Wezwanie od oddziałowego, od razu było wiadomo że do trupa. Chwyciliśmy AED i polecieliśmy na oddział. Otworzyliśmy drzwi od kibla, a tam gość przytulony do muszli. Tak jak byś klęknął przed kiblem i objął rękami muszlę. Delikwent zastygł dokładnie w takiej pozycji. Odkleiliśmy go od porcelany i położyliśmy na plecach. Wyobraźcie sobie żółwia położonego do góry nogami. Wyglądał identycznie. Musiał już długo leżeć, ponieważ był zimny jak lód. Cały siny. Widać było plamy opadowe. Co się później okazało, powiesił się na kiju od miotły położonym w poprzek kabiny. Zdążył stracić przytomność, a kij złamał się, a ten spadł na muszlę i tak już został. Twarzy w sumie nie pamiętam, ale pamiętam natomiast straszny smród który mu towarzyszył. Do tej pory jak o tym pomyślę to mi się przypomina.

#qualitycontent
  • 10
  • Odpowiedz
nic kompletnie nie wskazywało, że życie mu się znudziło.


Może on znudził sie komuś? Jest możliwość ze ktoś mu pomógł?
  • Odpowiedz
@klawiszologia_stosowana: w tych wszystkich serialach dokumentalnych w stylu "więzienie" na Polsacie, co zbierają materiały w Iławie i paru innych miejscach, to generalnie ustawia się to co tam #!$%@?ą co? Widziałes może? Na ile np. to się pokrywa z codzienną pracą wychowawcy itd?

Bo jak raz na ruski rok to widzę to tam ci więźniowie się prawie śmieją w tych wyimaginowanych kłótniach o to kto ma na celi sprzątać.
  • Odpowiedz