Wpis z mikrobloga

Prawda jest taka, że tkwię po uszy w matni. Leżę w grobie - i nie ma w tych słowach krzty przesady. Gdybym opisał dokładnie swoją sytuację życiową, wielu ludzi zwyczajnie nie uwierzyłoby, że można dożyć prawie trzydziestu lat, nie mając dosłownie nic. Żadnych przeżyć, żadnych wspomnień, wykształcenia, pracy, żadnych znajomych, nie wspominając nawet o kontaktach z płcią przeciwną. Nic prócz kilku przypadków wyżebranych od losu, które były tylko po to, żebym mógł je zaprzepaścić.

Skąd mam wiedzieć, czy depresja, zaburzenia osobowości, asperger, jakkolwiek by tego nie nazywać, czy to wszystko może mnie rozgrzeszyć? Czy to przyczyny tego stanu rzeczy, bez których - gdyby je wyciąć z kodu - byłbym człowiekiem swobodnie przeciętnym? Kimś, o kim nie można byłoby powiedzieć, że jest skończoną ofermą, wyjętą z rzeczywistości. Czy słowa psychiatry, psychologa, taka czy inna diagnoza, parafująca beznadzieję, czy rozgrzeszają mnie, że taki jestem?

Jak żałosne jest moje życie, że wciąż wracam myślami do zdarzeń, które ludziom normalnym nie wchodzą nawet w rejestr uwagi. To zupełnie tak, jakby plażowicz rozpamiętywał poszczególne ziarna piasku, które minął. Ale ja naprawdę nie mogłem wstać z łóżka. Nie wymyśliłem sobie tego. Leżałem, jakby mnie nie było i tylko ten dziwny ból bezsilności przypominał mi, że istnieję. Przychodził ten dzień i mozolnie układany parter domku z kart sypał się.

Nie chcę tak żyć.

Ale to nie życie. To dryf po datach, porach roku, latach, które rozróżniam tylko po coraz nowszych powodach do lęku. Ludzie w śpiączce mają bogatsze życie ode mnie. Kiedy miałem czternaście lat, pewna poznana w internecie dziewczyna, napisała mi, że dzieci w hospicjum mają więcej entuzjazmu ode mnie. Czternaście lat. Pół życia temu!

I przy całej nienawiści do siebie, bankructwie woli i głębokim poczuciu, że jestem już bardzo blisko końca drogi, mam to głupie, irracjonalne przekonanie, w którego cieniu tkam marzenia dzienne, że to wszystko nie tak. Że - wstyd to pisać - świat się po mnie upomni. Że stanie się COŚ. Zjawi się Godot. Albo Wunderwaffe, które odmieni oblicze tej wojny.

Wiem, że to się nie stanie. Po prostu nie mam już pomysłów.

#depresja #samotnosc
psycha - Prawda jest taka, że tkwię po uszy w matni. Leżę w grobie - i nie ma w tych ...

źródło: comment_1667606132PZBn4oNTVJINHWg4HvNlD2.jpg

Pobierz
  • 38
@psycha: Jak tak sobie myśle to w sumie zbliżasz sie do kolejnego kroku czyli obojętności. Trafiłeś na etap w którym przejmujesz sie tym że nic nie masz i nic nie przeżyłeś, w stosunku do innych jesteś nikim, nic nie znaczysz nic nie osiągnąłeś. Kolejne rzeczy które będą się nasuwać to magik, chociaż pewnie już towarzyszom od pewnego czasu. Jeżeli uda przetrwać ci się ten okres to przychodzi obojętność, obojętność na wszystko
@psycha Niestety mam tak samo przyjacielu, nic już nie cieszy, nic nie martwi, powoli wszystko mi jedno.
Próbuje szukać nowych bodźców i ryzyka, nie wiem czy o tym myślałeś ale ja chyba spróbuję wizyty u prostytutki.
Wiem, że to będzie fałsz, wiem, że to będzie jedno wielkie upokorzenie ale jak kolega wyżej napisał to ten niebezpieczny etap obojętności i trzeba z niego jak najszybciej wyjść.
Jeśli choćby przez jeden moment poczuję się
panowie udajcie się do specjalisty bo nie brzmi to dobrze i jest bardzo niepokojące. Zarówno w obawie o was jak i innych to mówię.


@FormalinK: Tylko co ten specjalista zmieni? Jeżeli stan psychiczny jest uwarunkowany stanem fizycznym (choroby, wygląd, wady wrodzone), który cały czas daje o sobie znać, to nie ma z tego wyjścia. Jeżeli człowiek jest zdrowy fizycznie, to powinien spróbować magicznych tabletek, bo faktycznie jego umysł płata mu figle,