Wpis z mikrobloga

☢ ATOMIC GIRLS

Praca w przemyśle jądrowym od samego początku kojarzy się z prestiżem i wysokimi kompetencjami. Jednak w cieniu wielkich naukowców pracowały setki tysięcy pracowników, którzy przez nikogo niezauważeni budowali podstawy branży jądrowej. Sporą rolę odgrywały w tym młode kobiety bez których dzisiejszy świat wyglądałby zupełnie inaczej.

Okresami największego rozwoju technicznego był czas trwania I i II wojny światowej. Wyścig mocarstw powodował wielkie inwestycje w programy badawcze, infrastrukturę, jak również otwierał drogę nowym wynalazkom. Jednym z najprostszych a jednocześnie najbardziej przydatnym był luminofor.

I wojna światowa nie szła po myśli żadnej ze stron. Zamiast szybkiego zwycięstwa, Ententa i państwa osi otrzymały ciągnącą się latami wojnę pozycyjną, w której w okopach umierały bezskutecznie miliony. Jednym z dotkliwych problemów był brak koordynacji działań. Oddziały rozciągnięte na dziesiątkach kilometrów powinny rozpoczynać atak dokładnie o tej samej godzinie, aby nie utracić elementu zaskoczenia. Co więcej zbyt wczesny atak mógł z łatwością spowodować, że żołnierze znajdowali się pod ogniem własnej artylerii. Tymczasem tkwiący w okopach oficerowie nie byli w stanie w żaden sposób zorientować się jaka jest właściwie godzina. Przywiezione z domów zegarki były całkowicie nieczytelne w ciemnościach. Rozwiązaniem byłyby świecące w ciemnościach wskazówki. Oczywiście zwykły luminofor, który znamy z zegarków, przestaje świecić krótko po naświetlaniu, co sprawiało, że był całkiem bezużyteczny w trakcie wielogodzinnego czuwania w ciemnościach.
Co innego gdyby znalazł się jakiś sposób by „naświetlać” wskazówki przez cały czas. Tym rozwiązaniem był Rad. Niewielka domieszka radu powodowała, że luminofor (siarczek cynku) był w sposób ciągły pobudzany do świecenia. Dzięki temu wskazówki byłyby widoczne nawet po wielu latach spędzonych w ciemnościach. Farba (luma) radowa była znana jeszcze przed wybuchem wielkiej wojny, lecz to dopiero wielkie zamówienia dla wojska przyniosły jej ogromną popularność. Znana pod nazwą Undark podbiła sklepowe półki doskonale łącząc powszechny zachwyt nad promieniotwórczością z dobrą opinią, którą zdobyła w okopach I wojny światowej. Produkcja świecących w ciemności zegarków wymusiła zatrudnienie wielu rzetelnych i dokładnych pracowników. A tych przecież na wojnie brakowało. Pobór do wojska a następnie ogromne potrzeby przemysłu wojennego spowodowały, że wszyscy chętni (lub niechętni) do pracy już dawno zostali zatrudnieni lub wysłani do walki.

Z powodu braku pracowników zwrócono się ku ogromnej lecz niedocenianej grupy – młodych niezbyt zamożnych dziewcząt. Była to grupa która w równej mierze nie była angażowana do ciężkiej pracy fizycznej w fabrykach amunicji, ani nie podlegała poborowi. Co więcej dziewczęta te wykazywały dużą dokładność, której trudno było szukać u przeciętnych robotników fabrycznych. Trudna sytuacja ekonomiczna sprawiła, że rodziny powszechnie zachęcały dziewczęta do podjęcia jakiejś lekkiej pracy. Tą lekką i bardzo dobrze płatną pracą okazało się malowanie tarcz zegarków.

Malowanie odbywało się zgodnie z prostą procedurą. Najpierw należało włożyć pędzelek do ust, aby wargami wygładzić potargane włosie. Następnie zanurzyć w farbie radowej i namalować cyferkę po cyferce. Po zakończeniu powtórnie należało „utemperować” pędzelek i wrócić do pracy. „Pośliń, zanurz, pomaluj” (chyba że wolimy oryginalną wersję „lip, dip, paint”). Za każdym razem odrobina radu dostawała się do ich organizmu.

Farma radowa oczywiście świeciła w równym stopniu niezależnie od tego co się nią pomalowało. Jak można podejrzewać, pracownice szybko zaczęły malować nią absolutnie wszystko. Począwszy na paznokciach, przez elementy strojów, na zębach kończąc… Nie ma co się dziwić, że w kilka miesięcy każda z nich przyswajała ilość radu dziesiątki razy przekraczające dawkę śmiertelną. Lecz rad nie zabijał powoli. Na początek pojawiły się lekkie objawy. Bóle, krwawienia, problemy z zębami czy problemy neurologiczne. Wiele pracownic na tym etapie zaczynało szukać pomocy u specjalistów, a że pogarszający się stan zdrowia uniemożliwiał pracę rezygnowały z niej. Dalej było tylko gorzej. Nagromadzony rad powodował powolny rozpad ciała rozpoczynając od okolic ust. Znany jest przypadek gdy pod dotykiem lekarza pękła pracownicy szczęka. Choć nie do końca. Choroba dziąseł była już tak zaawansowana, że po pęknięciu szczęki można było ją swobodnie wyjąć.

Pierwsze pracownice zaczęły umierać w 1922. Wewnętrzne śledztwo oczywiście wykazało, że farba radowa nie jest niczemu winna. Zaś winą za podupadanie na zdrowiu obarczono syfilis, którym miały się zarazić w wyniku zbyt lekkich obyczajów.

Do postawienia sprawy przed sądem droga była jeszcze daleka. Średni czas potrzebny na nagromadzenie się radu w organizmie i wystąpienie objawów wynosił 5 lat. Oznaczało to, że wiele pracownic zdążało odejść z pracy na długo przed pojawieniem się nowotworów lub innych schorzeń. Jednocześnie obowiązujące na początku lat 20 prawo umożliwiało oskarżenie pracodawcy nie później niż 2 lata po zakończeniu pracy. Dodatkowo, wiarygodność pracownic łączących zachorowania z warunkami pracy była ciągle podważana. Sprawę zaczęto traktować poważnie dopiero po śmierci pierwszego mężczyzny (!). Wówczas dr Harrison Martland podparł swoim autorytetem twierdzenia o śmiercionośnym wpływie farby radowej.

Pierwsze procesy nie należały do najbardziej udanych. U.S. Radium Corporation grało na czas opóźniając rozprawy, w trakcie kiedy chorym pracownicom pozostawało coraz mniej czasu. Spowodowało to, że zamiast wyroku dochodziło do porozumienia w ramach którego firma wypłacała odszkodowanie jednocześnie zarzekając się, że nie jest winna i jedynie dba o swoje dobre imię. Okres wielkiego kryzysu też nie sprzyjał procesom przeciw pracodawcom. A zwłaszcza dużym fabrykom zatrudniającym wówczas 4000 kobiet. Dopiero w 1939 Catherine Wolfe wygrała sprawę udowadniając, że winę za jej chorobę ponosi pracodawca. Było to zwycięstwo słodko-gorzkie bowiem Catherine zmarła na rok przed zakończeniem rozprawy. Jednak był to precedens na który czekało wiele poszkodowanych.

U.S. Radium Company zaczęło przegrywać jedną sprawę za drugą. Jednocześnie permanentny przykład winy przedsiębiorstwa (i zacierania śladów winy m.in. przez wykradanie zwłok, w których można było wykryć rad) rozpętały ogólnokrajową dyskusję na temat praw pracowników. Z czasem pod wpływem nacisku rozpoczęto zmienianie prawa pracy, które odtąd miało mieć na celu chronienie pracowników, nie zaś pracodawcy. To właśnie sprawa radium girls sprawiła, że obecnie pracownik ma zawsze prawo dochodzić rekompensaty za straty na zdrowiu poniesione w trakcie pracy, jak również może liczyć na wsparcie w sprawach przeciwko nieuczciwym pracodawcom.

Oczywiście nie trzeba umierać ciężką śmiercią spowodowaną promieniowaniem, aby wpłynąć na bieg historii (chociaż to pomaga). Zaledwie kilka lat po rozstrzygnięciu sprawy radium girl pojawiła się nowa grupa dziewcząt, które swoją pracą zmieniły losy świata.

Projekt budowy bomby atomowej był największym przedsięwzięciem badawczym aż do rozpoczęcia wyścigu w kosmos. Wymagał zaangażowania dziesiątków tysięcy ludzi w okresie najbardziej zażartych działań wojennych. Powodowało to ogromne deficyty pracowników, którzy tym razem zostali wchłonięci w wir II wojny światowej. Jednocześnie „konserwatywne” władze korporacji realizujących prace dla projektu Manhattan nie chciały się zgodzić na dopuszczenie do prac imigrantów czy osób o innych kolorach skóry. Oznaczało to, że grono pracowników ograniczone było jedynie do białych mężczyzn, którzy jednocześnie byli masowo wysyłani na front. Spowodowało to, że zaczęto szukać sposobu na znalezienie jakichkolwiek wolnych rąk do pracy, które jednocześnie zgadzałyby się z przyjętą polityką zatrudnienia. Idealnym rozwiązaniem okazały się być niewykwalifikowane dziewczęta.

Zdecydowano, że to one, po minimalnym przygotowaniu, będą odpowiedzialne za obsługę Kalutronów – aparatury do elektromagnetycznego rozdziału izotopu uranu. Praca ta była pozornie lekka. Wymagała jedynie wielogodzinnego kontrolowania parametrów pracy maszyny i regulowania ich jak tylko odczyty wychodziły poza normę. Pomimo to część naukowców z Berkley wątpiło w skuteczność słabo wyszkolonych pracownic. Z tego powodu zdecydowano przeprowadzić eksperyment. Jedną zmianę obsługiwali jedynie fizycy i inżynierowie a drugą jedynie losowo wybrane pracownice. Okazało się, że damska zmiana wyprodukowała wielokrotnie więcej wzbogaconego uranu od naukowców(!). Wydarzenie to było później wielokrotnie analizowane pod kątem optymalizacji zarządzania. Przyczyna okazała się prosta.

Fizycy podchodzili do pracy, jak do eksperymentu. Powodowało to, że wszelkie niezgodności pracy maszyny były traktowane jako błąd kwalifikujący ją do wyłączenia i znalezienia przyczyny odstępstw. Jednocześnie wyszkolone pracownice skupiały się głównie na zagwarantowaniu ciągłości działania aparatury, zaś w drugiej kolejności na poprawianiu jej parametrów pracy. To rozwiązanie okazało się znacznie skuteczniejsze i zagwarantowało prace przy wzbogacaniu uranu dla ponad 10 000 robotnic. To dzięki ich pracy możliwe było skonstruowanie bomby która następnie została zrzucona na Hiroszimę, a jednocześnie rozpoczęła nowy wyścig zbrojeń. Reszta jest historią.

Tekst : Mateusz Stecki dla Napromieniowani.pl

#napromieniowani #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #usa
Sweet-Jesus - ☢ ATOMIC GIRLS

Praca w przemyśle jądrowym od samego początku kojarzy s...

źródło: 431499219_800382185455610_9197176828479290047_n

Pobierz
  • 3