Kto na wsi się wychowywał, na tym nie robi to wrażenia. Ja pamiętam jak ś.p. dziadek zapierniczał z wielkim młotem za wieprzkiem, który od kiełbasy wybrał wolność i się urwał ze sznura. Walczył dzielnie, ale w końcu dał się ogłuszyć. Samego oprawiania jakoś nie lubiłem oglądać. Wieczorkiem, po obowiązkowej wódeczce z rzeźnikiem, dziadek zganiał rodzinkę do robienia kaszanki. Te świńskie kiszki były takie długie... Potem babcia peklowała szyneczkę, i z miesiąc później
@Klekot500: ja za dzieciaka to tylko pościg za takim wieprzkiem pamiętam...miałem może 4-5 lat w sumie nie wiem, co bym zrobił jakbym go złapał...nawet karpia nie potrafię ukatrupić
Żeby konkretnego knurasa siekierą albo młotkiem na raz położyć trzeba mieć petardę w łapie i pewne ruchy.
Ogólnie to w razie kataklizmu albo czego mało kto z młodych pokoleń umiałby sobie poradzić bez mięcha na tacce z supermaketu.
PS. Proszczokom małym ucina się zęby - kiedyś jednego dziadek jednego pominął i jak podrósł to przy karmieniu połasił się na rękę. Kilka szwów potrzebnych było.
No tak średnio. Nie wykroił schabu na przykład. To było raczej ćwiartowanie a nie klasyczne rozbieranie. Swoją drogą sztuka w narodzie zanikająca, w czasach PRLu, gdzie "pół świniaka na święta" to był mus, niezbędna.
Komentarze (74)
najlepsze
Ogólnie to w razie kataklizmu albo czego mało kto z młodych pokoleń umiałby sobie poradzić bez mięcha na tacce z supermaketu.
PS. Proszczokom małym ucina się zęby - kiedyś jednego dziadek jednego pominął i jak podrósł to przy karmieniu połasił się na rękę. Kilka szwów potrzebnych było.
Tu trochę dokładniejsza rozbiórka
http://www.youtube.com/watch?v=sCCKGvzj1NY