Anegdota. Mój znajomy zmienił pracę, okazało się że ekipa jest spoko a kierownik równy więc uprzedził żonę że "się spóźni" bo integruje się z nowymi współpracownikami..
Potem jego żona opowiada: godz. 22, telefonu nie odbiera zadzwonił ktoś do drzwi, otwiera i widzi obcego człowieka z jej mężem na plecach który mówi: Dzień dobry, przedstawia się z imienia i nazwiska, jestem kierownikiem Rafała i właśnie PRZYPROWADZIŁEM Pani męża do domu... ;)
haha uwielbiam ta "dzikosc" i spontan naszych slowianskich bracii... Pamietam jak w dziecinstwie i w PL mozna bylo zobaczyc podobne akcje no ale teraz u nas prawie hAmeryka wiec albo nie wypada a jak wypada to tylko byc gejem i sie z tym afiszowac...
@danielsontheweb: e tam.dalej jest po slowiansku,Kilka lat temu pierwszy wyjazd z kumplami nad jezioro, nie do domkow tylko na namioty, do najblizszego sklepu jakies 40-50 minut na pieszo przez pole. My po 16 lat. ostatniego dnia o 21.40 koniec alko. Biegiem do sklepu. zdazylismy. ale jako ze byl ostatni dzien to ledwo we 3 wyzbieralismy na polowke starogardzkiej, ale sie udalo. Oczywiscie nikt nie bedzie godzine czekal zanim dojdziemy do namiotow.
@danielsontheweb: U nas jeszcze w latach 90-tych było znacznie większe chlanie (nie "picie" tylko właśnie "chlanie"), wódka w pracy z okazji imienin to była norma, na weselach czy w ogóle imprezach upijanie się do nieprzytomności, w efekcie takie akcje były znacznie częstsze. Mentalność się jednak trochę zmieniła. ;)
@osochozi: Mnie się wydaje, że oni to go na imprezę wyciągali, a jak się dźwigał to pewnie mamrotał, że nie pozwoli się wyciągnąć na dalsze picie i wraca. :-)
Też mnie kiedyś, za dawnych studenckich czasów tak koledzy "prowadzili. Co prawda na dużo krótszym dystansie, ale nie wspominam tego miło, strasznie mnie potem obtarte ze skóry plecy bolały :)
A i o ile pamiętam, to nie było "do domu", tylko dalej chlać szli i uparli się, że ja też mam z nimi iść. A ja, kurna, iść nie chciałem...
@Jarek_P: Wielki plus dla ojca, ja się nie chcę rozmnażać(takie geny powinny być unicestwiane), ale jeśli wypadek losowy zadecyduje o tym, że jednak zostanę(i tutaj kolejne założenie, że będę miał syna[rzecz wygląda inaczej z córkami]) to chcę być mentalnie na poziomie Twojego ojca. Dałbym dwa plusy, ale zapomniałem hasła do multi.
@kamilprh: ojciec jak ojciec, ale fakt, wtedy zachował się wzorowo :) Jeszcze pamiętam, jak potem rodzinnie wspominaliśmy ten dzień, mama jeszcze opowiadała, że usłyszawszy, że poszedłem na piwo, uznała jako oczywistą oczywistość, że chodziło o JEDNO piwo, może nawet niecałe, no bo ile mogło wypić pełnoletnie już co prawda, ale jednak dziecko, jej dziecko! Do głowy jej nie przyszło w najśmielszych podejrzeniach, że w pokoju na tapczanie leżą naprute jak helikopter
Komentarze (81)
najlepsze
Potem jego żona opowiada: godz. 22, telefonu nie odbiera zadzwonił ktoś do drzwi, otwiera i widzi obcego człowieka z jej mężem na plecach który mówi: Dzień dobry, przedstawia się z imienia i nazwiska, jestem kierownikiem Rafała i właśnie PRZYPROWADZIŁEM Pani męża do domu... ;)
@Przygoda: W internetach to się mówi #coolstory
Na jednaj z imprez, tak się na kolega zważył, że trzeba było mu trochę pomóc wrócić do domu.
Niestety nie chcieliśmy zobaczyć się z jego rodzicami, więc położyliśmy go na wycieraczce i zadzwoniliśmy dzwonkiem.
Następnego dnia Mariusz opowiada co działo się dalej. Znaczy co działo się dalej to on nie pamiętał, ale dowiedział się z opowieści swojego brata,
który wrócił do domu jakieś 10 minut, po tym jak go na tej
#coolstory 1:
Też mnie kiedyś, za dawnych studenckich czasów tak koledzy "prowadzili. Co prawda na dużo krótszym dystansie, ale nie wspominam tego miło, strasznie mnie potem obtarte ze skóry plecy bolały :)
A i o ile pamiętam, to nie było "do domu", tylko dalej chlać szli i uparli się, że ja też mam z nimi iść. A ja, kurna, iść nie chciałem...
#coolstory 2:
a'propos trudnych powrotów: matura była, ostatni dzień,