Historia o tym jak własna uczelnia mnie oszukała...
Pod koniec czerwca obroniłam licencjat. Oficjalnie skończyłam studia I stopnia. Ucieszyłam się z tego powodu, bo uczelnia, na której studiowałam doprowadziła mnie na terapię. Owa uczelnia to Wydział Filologiczny na Uniwersytecie Łódzkim. Skończyłam filologię hiszpańską połączoną z językiem angielskim. Brzmiało fajnie. Te studia jednak to był koszmar. Większość wykładowców była nieprzyjemna, właściwie to mieli w dupie jakiekolwiek sprawy prywatne studenta (choroba, cokolwiek). A, i zasady, regulaminy studiów również, bo przecież wykładowca jest alfą i omegą. Wytrwałam jednak te trzy lata z nadzieją, że nigdy tam nie wrócę, nie zrobią mi już żadnej krzywdy i będę mogła rozpocząć wymarzone studia na ILS w Warszawie. Ukończenie filologii hiszpańskiej według sylabusa kierunku miało mi to zapewnić. Okazało się, że nie... Założenia studiów były takie: przychodzisz do nas z angielskim na poziomie B2 (matura rozszerzona) i możesz nie znać hiszpańskiego, a my w trzy lata podnosimy ci angielski do C1 oraz hiszpański od podstaw do również C1. I co z tego wyszło? A no to, że na dyplomie mam jakieś totalne bzdury. W jednej części w suplemencie jest napisane, że znam hiszpański na C1, a angielski na poziomie "minimum B2" (co to w ogóle jest to minimum?). W drugiej części jest napisane, że oba języki znam w mowie i w piśmie na poziomie B2. Super, co? Pytałam w dziekanacie czy nie zaszedł jakiś błąd, bo nie jest możliwe, że zakończyłam studia z poziomem B2 z angielskiego, z poziomem, z którym przyszłam na te studia. Uznano, że błędu w dyplomie nie ma, więc oficjalnie przyznali się do tego, że niczego nas nie nauczyli. Super! Fajnie wiedzieć, że nie spełnili swojej roli. Jest jednak jeden dowód, który pokazuje, że znam angielski na C1. W pierwszym semestrze na trzecim roku cały mój rok pisał egzamin z angielskiego (narzucony od góry i zaplanowany od dawna), którego poziom to C1 (tak jest napisane w rubryce egzaminu w USOSie). Nikogo ten egzamin nie obszedł, bo babka w dziekanacie uznała, ze pewnie nasz lektor z angielskiego zrobił błąd i dostarczył złe informacje, ale według niej ten egzamin nic nie wnosi, a szczególnie nie może mówić o poziomie językowym studenta. Nie, w ogóle, egzamin, który przypominał formą certyfikat advanced nie może przybliżyć orientacyjnej sylwetki językowej studenta. Zrobili to dla funu. Skierowałam maila do swojego lektora z angielskiego, skoro ma być odpowiedzialny za ten błąd. Niestety nie ma z nim kontaktu. Nie ma z nikim kontaktu, bo jest przeklęty sierpień. Spinam tak, bo na lingwistykę stosowaną na UW wymagana jest znajomość tych dwóch języków (hiszpański i angielski) na poziomie C1 i wymagany jest dowód w postaci dyplomu bądź certyfikatu. Certyfikatu nie robiłam, bo przecież uczelnia zapewniała, że nas wypuści z angielskim na C1, więc nie widziałam potrzeby, aby dodatkowo wydawać na to pieniądze. I tak zostałam oszukana. Mogę sobie pomarzyć o studiach w tym roku przez błąd durnej uczelni, do którego się nie chcą przyznać. Przykre jest nie dostać się na uczelnię przez błąd starej uczelni, a nie twój. Naprawdę nie wiem, co robić. Myślałam o Rzeczniku Praw Studenta, ale czy w pół miesiąca jestem w stanie wygrać z uczelnią i dostać poprawiony dyplom bądź jakieś zaświadczenie o tym, czego rzeczywiście się nauczyłam przez trzy lata studiów?
Poniżej znajdziecie dowody na moje słowa:
https://rekrutacja.uni.lodz.pl...
//filhiszp.uni.lodz.pl/pl... (strona 101)
https://www.fotosik.pl/zdjecie...
Komentarze (295)
najlepsze
@daria-pokorska: Po pierwsze egzamin "taki jak na poziomie" nie jest tym egzaminem. O ile B2 można zrobić wewnętrzna komisją to C1 wg mojej wiedzy musi mieć zewnętrzną komisję.
Po drugie podajesz jako źródło obecne deklaracje, a nie te które dotyczyły Twojego naboru.
Po trzecie nawet tam nigdzie nie jest napisane, że uzyskasz certyfikat.
Po czwarte przedmiot
1. Umawiasz się na egzamin C1 w Twojej okolicy: Terminy egzaminów 2018, min po 3 w miesiącu
2. Płacisz za egzamin 650 zł (może nie jakoś mało, ale jeśli to ma być kluczowe dla Twojej kariery to też nie specjalnie dużo
3. Zakładasz uczelni sprawę w sądzie o zwrot kosztów certyfikatu + ewentualnych kosztów dodatkowych (dojazdy, stracony czas etc)
Wiadomo, że w normalnych okolicznościach to nie tak powinno wyglądać, ale
@Neoplan: :) ale po studiach, a nie popierdulce na fillologi I stopnia w Lodzi. Pomijajac fakt, ze zadna praca nie hanbi, to ta w trakci studiow (II stopnia), nie jest niczym dziwnym. A obycie jezykowe zdobyte np. w trakcie rozmow o prace, szukania mieszkania, rejestracji w urzedach, i samej pracy np. w knajpie sa czesto bardziej wartosciowe
- wykształcenie umiejętności językowych z języka hiszpańskiego do poziomu minimalnego C1;
- wykształcenie umiejętności językowych z języka angielskiego do poziomu minimalnego C1;
Jeśli na dyplomie tego nie ma to znaczy, że zasadnicze cele kształcenia nie zostały osiągnięte i dyplom/egzamin licencjacki jest nieważny - jest to bardzo poważny błąd dziekanatu kwalifikujący się do zamknięcia Wydziału (ciekawe kiedy mieli ostatnio wizytację komisji) - uderzaj śmiało do Rektora - jak nie
Polskie szkolnictwo w formie
Druga sprawa, faktycznie mało kto w rzeczywistości profesjonalnej w dużych firmach będzie przejmować się Twoimi problemami (choroby itp.), o ile nie wpływa
W przypadku choroby można chyba po prostu zanieść pracodawcy zwolnienie lekarskie, o ile ma się UoP. To chyba nie jest duży problem, prawda?
To po #!$%@? ta szkoła, skoro student i tak de facto może zrobić sobie w domu kurs on-line? Właśnie od tego jest szkoła, by powiedzieć co i jak trzeba się uczyć.
Możesz napisać co konkretnie (bo chciałbym po prostu wiedzieć) było tym co doprowadziło
@katom
@LekkoSpozniony
@takashi20
@mysliwy79
@dx_xc1
@Gleba_kurfa_Rutkowski_Patrol
@yegomosc
@ZRX1100
@yeloneck
@rtone
@hudinni
Nie chce nikogo obrazić, po prostu mnie to ciekawi. To nie jest aż tak częste by w wątku tak oczywistym w którym nie ma za co jechać OP, jedzie się po OP i wychodzi na kompletnego idiotę. Jak muchy do gówna! Jakieś multi? Czy debilizm przenosi się droga
@Loloman: są to frustracje osób, które już "osiongneły" wyższe wykształcenie i nie bardzo podoba im się to że ktoś może jeszcze mieć ambicje. Coś jak "nie pożyczę ci notatek, bo jesteś moją konkurencją".
Najsmutniejsze i najbardziej prawdziwe jednak jest to że objawiło się
Dawanie pytań do egzaminu obcokrajowcom, ale Polakom to już nie.
Niechęć do przeprowadzenia wcześniejszych egzaminów z dwóch przedmiotów dla osoby która wygrała coś w stylu work&travel, tyle że nie jakaś tam praca kelnera, tylko faktycznie związana z pracą umysłową w USA. Ostatecznie po wielu placzach i kłótniach zrobili wyjątek.
Komunistyczna kadra, tolerująca tylko odchylenia lewicowe i w dobrym tonie robienie z Polaków wspolwinnych Holocaustu. No shit...
Robienie ze studentów pacholkow,
Komentarz usunięty przez moderatora
Co do dokumentów, może prawnie nie mogą tego wystawić, z tego co kojarzę to w większości programów studiów - poziom angielskiego jaki musisz osiągnąć to B2 i na to dają ci zwykle potwierdzenie na dyplomie. Z tym, że tu jest samowolka i testy na B2
@filipinka: nie żebym się czepiał, ale prowadzący spotykają na swojej drodze masę studentów i nic dziwnego że potem kogoś nie pamiętają ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jeżeli bardzo Ci zależy to udaj się do prawnika, być może jest tu możliwość powalczenia o odszkodowanie. Pytanie czy poza stroną