Lionheart
Jedna z lepszych, a stosunkowo mało znanych gier platformowych na Amigę
meloman z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 3
Jedna z lepszych, a stosunkowo mało znanych gier platformowych na Amigę
meloman z Amiga słynie z dobrych platformówek. Jest ich multum. Jeśli zapytasz retro fana jaka była jego ulubiona platformówka to, zakładając że ma ulubioną platformówkę, wymieni Turricana, Superfroga, którąś z części Jamesa Ponda, Jima Powera lub inną znaną grę. Jednak rzadko się zdarza aby ktoś wymienił grę która zajmuje szczególne miejsce w mojej pamięci. Ale zacznijmy od początku. Otóż pewnego lata jak co roku pojechałem na wakacje do mojej babci. Było super jak zawsze ale po powrocie czekała mnie niespodzianka. Miejsce naszego Amstrada CPC zajęła Amiga 500 z masą walających się dyskietek którą mój brat dostał Amigę za zdanie do technikum. Nie zastanawiając się wiele zacząłem sprawdzać gry które były na dyskietkach. Pamiętam że był tam Syndicate, Body Blows Galactic, Cannon Fodder i kilka innych gier których nie pomnę a także bohater tego wpisu.
Lionheart. Gra zachwyciła od kiedy zobaczyłem intro - ta grafika i muzyka na stałe zapadły mi w pamięć. Nawet menu gry wydawało się jakoś lepsze niż w innych grach (o ile dobrze pamiętam było wyświetlane w trybie overscan). Ale najlepsza była sama gra. Świetna grywalność, ciekawy system walki mieczem, świetna grafika, bardzo fajna muzyka (która była tak dobra że niedługo zacząłem zgrywać na kasetę muzyczki z tej i innych gier). Wszystko to podparte jest całkiem znośną fabułą. Otóż zły Norka ukradł kamień zwany Lwim Sercem (Lionheart) który wg legendy jest gwarantem dobrobytu w krainie Ludzi-Kotów w której toczy się akcja gry. Król zleca zadanie odzyskania klejnotu Valdynowi, bohaterowi gry. Valdyn zgadza się ponieważ myśli że kamień pomoże mu przywrócić do życia jego ukochaną która została zamieniona w kamień. Przemienia się więc w Człowieka-Kota po czym dosiada on swojego smoka i udaje się w kierunku statku powietrznego którym przemieszcza się złoczyńca, jednak zbliżając się do statku smok zostaje złapany przez sługusów Norki a Valdyn w ostatniej chwili zeskakuje i ląduje na bagnach. Tu zaczyna się gra.
Na naszej drodze stanie kilka rodzajów przeciwników: jedni pełzają skacząc na bohatera gdy ten podejdzie za blisko, inni na niego szarżują wprost. W dalszych poziomach znajdziemy przeciwników którzy miotają w bohatera owadami, natkniemy się też na sowy, kwiaty plujące jadem a także rośliny które zabijają Valdyna na
miejscu kiedy ten na nie wejdzie. W podziemiach czekają na nas olbrzymie pająko-mrówki lęgnące mniejsze mrówki.
Poza przeciwnikami będziemy musieli sobie poradzić z lokalną florą i topografią każdej z plansz. Jak na platformówkę przystało jest tu dużo platform: jedne są nieruchome inne czasami czują nieodpartą chęć obrócenia się, zrzucając naszą postać. Jeszcze inne obracają się ciągle i aby się zatrzymały należy w nie uderzyć a w dalszych poziomach spotkamy żuki-platformy które przeniosą nas w pionie bądź w poziomie. W drodze do celu będziemy często musieli przejść nad kolcami lub ludożerczymi roślinami wisząc na linie, ześlizgnąć się wzdłuż zbocza, zejść po linie jak na tyrolce. Kiedy dotrzemy do zamku do mechanik gry dołączą kamienne bloki przemieszczające się po ustalonych torach – przy każdym zakręcie blok obraca się więc aby się utrzymać na nim trzeba podskoczyć. Nie mogę opisać co dzieje się dalej ale dodam jeszcze że nasz bohater początkowo ma cztery punkty energii które traci przy każdym zetknięciu z przeciwnikiem. W naszej wędrówce natkniemy się na charakterystyczne trójkątne artefakty (których kształt jest zainspirowany logiem studia Thalion, twórców gry) których uzbieranie setki jest nagrodzone dodatkowym punktem energii (można mieć maksymalnie 8 punktów energii). Poza tym znajdziemy też flaszki z magicznym napojem który pozwoli nam odzyskać 1 utracony punkt energii a także magiczne kule symbolizujące dodatkowe życie.
Jak już napisałem wcześniej, pod względem oprawy graficznej i muzycznej gra prezentuje się świetnie. Gra używa palety 32 kolorów ale są one tak dobrane że ma się wrażenie że gra się w grę 256-kolorową – kolory są żywe niezależnie od tego czy widzimy bagna, podziemia, zamek czy jezioro lawy. Świetne wrażenie sprawia
efekt paralaksy w tle a animacja postaci jest bardzo płynna i dokładna. Wszystko to jest poparte świetną muzyką Matthiasa Steinwachsa. Zawsze lubiłem muzykę symfoniczną w grach a Lionheart jest jedną z nielicznych gier na Amigę które taką muzykę mają. Grając w grę pierwszy raz miałem wrażenie że muzyka w niej równie dobrze mogłaby się znaleźć w filmie.
Ciężko mi się doszukać, w tej grze jakichś większych wad. Gra ma dobrą grywalność, świetną grafikę i muzykę, responsywne sterowanie czyli w zasadzie wszystko co idealna platformówka powinna mieć. Ze szczerym sercem mogę polecieć tę grę każdemu fanowi platformówek.
Gra dostępna jest do pobrania na stronie The Company.
Komentarze (3)
najlepsze