Post ściągnięty z facebooka (źródło, do wspomnianego forum nie dotarłem.)
Opinia dobrego lekarza z forum medycznego, Lech Trzeciak :
Trzecia opinia, czyli GDZIE przegraliśmy (nie "dlaczego") .
Chciałem już sobie darować drążenie tego tematu, ale widzę dziś powróciła w grupie kwestia, czy i komu robić testy. .
***** IZOLUJCIE ZAKAŹNYCH *****
. Pozwolę sobie jeszcze raz wyrazić tu pogląd, że testy podczas epidemii służą do rozpoznawania NIE CHORYCH, LECZ ZAKAŹNYCH. To jest ich priorytetowa funkcja.
.
Z epidemią nie wygra się leczeniem chorych, bo to zawsze będzie działanie post factum. Tym bardziej, że w COVID swoistego leczenia przyczynowego nadal nie ma, jest więc ono objawowe (!!!), zaś choroba podstępnie zakaża już w fazie bezobjawowej, którą wykryć można tylko testem. A z epidemią można wygrać tylko przecinając transmisję, czyli izolując zakaźnych, zanim zakażą zdrowych. I w tym właśnie aspekcie przegraliśmy nasze szanse z kretesem. .
Jak patrzymy na obecną sytuację w Europie, to można na pozór odnieść wrażenie, że druga fala ogarnia wszystkich. Jedynie zwolennicy modelu szwedzkiego zaraz zakrzykną, że Szwecji nie. Na razie zostawię tę Szwecję na później, a proponuję rekonesans do państw regionu, czyli Norwegii, Danii i Niemiec. Te kraje zanotowały dotąd znacznie mniej ofiar niż Szwecja. Z pozoru natomiast więcej niż Polska [wykresik 1]. .
Tyle że nas właśnie porywa druga fala, a właściwie to jest ciągle pierwsza fala - i tu leży pies pogrzebany.
.
Niemcy, Dania czy Norwegia mają faktycznie PRAWDZIWĄ drugą falę. W lecie w krajach tych prawie nie notowano zgonów. Odwołuję się do zgonów, ponieważ jest to ta miara nasilenia epidemii, którą najtrudniej jest zmanipulować czy zafałszować (podczas gdy liczba rozpoznań jest w znacznej mierze zależna od polityki testowania, a liczba ciężko chorych niemożliwa do zweryfikowania). Jeszcze 1 września w Norwegii siedmiodniowa średnia zgonów z powodu COVID na mln mieszkańców wynosiła 0.00, w Danii 0.02, a w Niemczech 0.04 [wykresik 1]. Tymczasem w Polsce od kilku tygodni trzymała się już na poziomie 0.30 - prawie 10x więcej niż w Niemczech, 15x więcej niż w Danii, a do Norwegii nie da się w ogóle porównać. .
***** TESTY BYŁY KLUCZOWE *****
.
Z czego bierze się ta różnica? Oczywiście z kilku elementów, ale jednym z najważniejszych jest właśnie polityka testowania. Na kolejnym wykresie (liczby testów na mln, wykresik 2) widać jak na dłoni różnice. Choć wszystkie nasze kraje osiągnęły na przełomie maja i czerwca radykalny spadek liczby zgonów [wykres 1], to - jak już wspominałem - nie był on jednakowo głęboki, a w Polsce wielokrotnie płytszy niż w N, N i D. Przez całe wakacje rząd polski ignorował tę kwestię, choć równocześnie zapowiadał, że wirus jest w odwrocie, nie trzeba się go bać, a jesienią dzieci pójdą normalnie do szkoły. Tymczasem Norwegia, Niemcy i Dania nie zwalniały tempa testowania [wykres 2], choć miały już w maju o połowę niższy współczynnik dodatniości testów niż my! [wykres 3] .
Co więcej, już w początkach sierpnia zaczęły jeszcze NASILAĆ TESTOWANIE !!!!! , choć wyjściowo miały mniej zgonów niż my! Była to akcja "wymiatania" resztek osób zakażonych dla poddania ich izolacji przed rokiem szkolnym. Tymczasem my, mając rzekomo potencjał testowania 60 tys. dziennie, robiliśmy mniej niż połowę tych testów, choć mieliśmy wielokrotnie więcej krążących zakażonych niż N, N i D. Zaś nowy minister zdrowia zdecydował o przesunięciu testowania od bezobjawowych do chorych. Elementem tej durnej polityki było zezwolenie od bodajże 11 września, by POZ kierował na testy ludzi "ciężkoobjawowych" (mających WSZYSTKIE "podstawowe" objawy), jak również liczne wyrazy satysfakcji (również ze strony niektórych specjalistów), że surowe kryteria testowania podwyższyły odsetek wyników dodatnich. To był jeden z największych kretynizmów i wyraz skrajnej niekompetencji.
.
W rezultacie takiego antymyślenia to właśnie u nas 1 września, już na starcie, była wielokrotnie wyższa umieralność na COVID niż w N , N czy D [wykresik 1], a ona jest przejawem rozprzestrzenienia wirusa w populacji. A od tego dnia wszystkie polskie dzieci masowo poszły do przepełnionych szkół (dziękować PiS za deformę szkolnictwa). W COVID od zakażenia do śmierci mija średnio niecałe 3 tygodnie, toteż nie powinno być wielkim zaskoczeniem, że od około 20 września na krzywej zgonów zaznacza się odgięcie w górę. To pierwsze zgony z drugiej fali zakażeń pourlopowych i szkolnych - najpierw zakażają się dzieci (w szkole) i młodzi dorośli (w pracy po urlopach), którzy raczej nie umierają - ale już po tygodniu zakażają rodziców i dziadków. A ci już niestety umierają. W naszym modelu walki z epidemią dopiero wtedy zaczyna się testowanie i wsteczne dochodzenia epidemiologiczne. FACEPALM. .
Tymczasem aż do końca października na krzywej zgonów norweskich nie dzieje się nic, na duńskiej po nieznacznym wzroście znowu jest płasko, zaś niemiecka unosi się dopiero pod koniec tego kresu, startując z niższego niż nasza pułap i mając mniejszą stromiznę ... .
***** NOKAUT *****
.
Weszliśmy w okres szkolny i jesienny rozluźnieni, jak kiepski bokser, którego ostrzegano przed atomowym ciosem rywala, ale - przetrwawszy pierwszą rundę w klinczach - wyszedł na drugą z opuszczoną gardą. Bo w pierwszej nie dostał wpierdolu, a jakiś dupek drze mu się z trybun, że nie trzeba się już bać. .
I bokser zalicza właśnie nokaut, tylko lecąc na deski myśli sobie jeszcze "nie nie nie, to niemożliwe". .
Prognozy długofalowe z ośrodka IHME z Seattle (sponsorowanego przez Billa Gatesa - wiadomość dla foliarzy, proepidemików i reszty szurii) mówią o systematycznym wzroście umieralności do końca okresu prognozy (31 stycznia 2021) i łącznej liczbie zgonów 36000, czyli około 1000 na milion mieszkańców [wykresik ostatni], co w obecnej klasyfikacji dałoby nam bezapelacyjnie drugie miejsce w świecie z niewielką stratą do pierwszego Peru. Ten sam ośrodek - nie oszukujmy się - przewiduje wysokie wzrosty także w N N i D (na wykresie zaznaczony jeden z nich, bo nie da się kilku na raz - pozostałe są ledwo widoczne jako szare linie). Z tym, że będą one w stosunku do Polski spóźnione co najmniej o miesiąc, a być może przez ten miesiąc kraje te coś jeszcze poprawią w swojej polityce. A jeśli nie poprawią, to wiecie, co się stanie? .
One pragmatycznie wejdą ZAWCZASU w ostry lockdown, jeśli będzie możliwe, to tylko lokalnie. Nie robiły tego w marcu, mają spore rezerwy gospodarcze, przez ostatnie lata rozsądnie się rozwijały, a nie wypatroszyły budżetu na przeróżne bezsensowne socjale i gigantomańskie przekopy i lotniska czy telewizyjne szczujnie. Zrobią krótki ostry lockdown i - przecinając na kilka tygodni transmisję - dzięki nasilonym testom wyłapią te setki tysięcy ludzi zakaźnych i je odizolują. Zbiją poziom umieralności nisko i wtedy (dopiero wtedy) otworzą gospodarkę. Będą nadal bardzo intensywnie testować, doskonalić ichniejsze sanepidy i liczyć, że dociągną w tym stylu przez kolejne kilka miesięcy. .
Potem albo przyjdzie lato, albo szczepionka, a jeśli nie - no to niestety przyjdzie trzecia fala. To oni znowu zrobią lockdown. .
***** MŁOT I TANIEC *****
.
Ta strategia nazywa się "Młot i taniec" (The Hammer and the Dance), była promowana wiosną i każdy powinien był się z nią zapoznać, podobnie jak z prostymi wykładniczymi modelami epidemii jako mimimum wiedzy uprawniającej do zabierania głosu w debatach epidemiologicznych . .
Ja osobiście wierzę w możliwość opracowania szczepionki i to już niedługo, znaczy późną jesienią powinniśmy mieć pozytywne wyniki badań klinicznych. Tu jestem optymistą. Ale nawet jeśli szczepionki nie będzie wcale, to strategia młota i tańca (w boksie chodziłoby raczej o Sugara Leonarda niż Mike'a Tysona), sprawnie realizowana, pozwala osiągnąć mityczną "odporność stadną" w długim okresie, lecz kosztem niewielkich strat ludzkich (wystarczy popatrzeć na niemieckie współczynniki CFR i IFR) i niewielkich strat gospodarczych. .
Lockdown w tej strategii potrzebny jest wtedy, gdy pada nam system profilaktyki i zaczyna lawinowo narastać liczba chorych. Szpitale sobie z tym nie poradzą, a jak napisała tu już Joanna Żurek, "jeśli zamkną szkoły i przedszkola i żłobki mamusie nie przyjdą na IT do pracy. Co jest o tyle komiczne ze już i tak nie przychodzą bo dzieci ze szkoly przyniosły i chore." Jeśli nie zrobimy planowego lockdownu, to on sam się zrobi. Tylko straty będą wtedy epickie. .
Działanie bez lockdownu jest już teraz skazane na porażkę, ponieważ już w tej chwili mamy pół miliona ludzi na kwarantannie. Po prostu lockdown sam się zrobi, tylko bez planu, bez ładu i składu. W szpitalach będzie grasował WOT, nie mający pojęcia o leczeniu, bo lekarze sami będą chorzy. Pomocy nie uzyskają ludzie z wyrostkiem, złamaniem, zawałem...
.
PS: tuż przed wysłaniem tego sprawdziłem stronę IHME. Jest nowa prognoza, z przedwczoraj: 39 tys. zgonów. [https://covid19.healthdata.org/poland]
Komentarze (9)
najlepsze