Kojarzysz może Mirku te wesołe SMS'y pod tytułem Alert RCB? Razu jednego po otrzymaniu od nich SMS'a z ostrzeżeniem przed wiatrami, w przeciągu kilku minut dostałem drugiego o treści "jutro wolne". Wysłał kierownik budowy. Żeby nie było niedomówień, kierownik wysłał też to info mojemu ryżodawcy. Koordynator dowiadując się o wolnym, postanowił zapytać mnie czy zgodzę się pójść gdzie indziej na zastępstwo.
- Po co? Jutro ma wiać. Nawet mój kierownik odwołał tu robotę.
Szefu opowiedział mi historię w której to operator, przeczytawszy SMS’a od alertu RCB, podjął suwerenną decyzję i stwierdził, że pierdoli. Jutro nie przyjedzie. Błagania i groźby nie pomogły. Wtedy to tamtejszy kieras skontaktował się z firmą i pogroził, że ma ktoś przyjść bo jakiś ważny rozładunek będzie, i płaci za to, że operator ma być na dźwigu.
Mój ówczesny ryżodawca miał niepojętą zdolność wiercenia dziury w brzuchu. Jego błagalny ton głosu, włażenie w dupę i jęczenie bez wytchnienia aż do zmęczenia przeciwnika niestety działały. Później nauczyłem się nie odbierać od niego telefonów i rozmawiać tylko poprzez wiadomości tekstowe. Pomogło i współpraca zaczęła iść sprawniej. Ale to było później. Wtedy zgodziłem się pojechać na zastępstwo.
Następnego dnia na stawiłem się na jego budowie. Wpadłem do biura pokazać uprawnienia. Przywitał mnie dziwny koleś. Miał czyste ubranie i kamizelkę oraz biały kask. Nosił wszelkie atrybuty kierownika, a miałem wrażenie, że się mnie bał. Pokazałem uprawnienia, wymieniliśmy się telefonami i wtedy do biura wpadł on. Samiec alfa w dresie. Ten który był prawdziwym obiektem trwogi. Chłopczyk przywitał się słowami "dzień dobry". Nie wiem czy Alfa mu coś kiwnął bo byłem odwrócony plecami. W każdym razie nie usłyszałem odpowiedzi. Usiadł za swoim biurkiem. Wyciągnął laptopa z ugryzionym jabłuszkiem. Otworzył go w skupieniu, ze zmarszczonym czołem analizując ekran ładowania. Zrobił na mnie tak przemiłe wrażenie, że nie mogłem się oprzeć żeby go troszeczkę nie rozgrzać.
- W sumie nie wiem po co tu przyjechałem. Ma wiać i co ja tu będę robił?
Powiedziałem głośno niby do chłopczyka, licząc, że Alfa podłapie temat. Łatwo poszło. Chłopczyk coś chciał odpowiedzieć ale Alfa nie dał mu dojść do słowa.
- Nie wie Pan po co do pracy przyszedł?
Odparł twardym, męskim tonem świdrując mnie swymi oczyma skrytymi pod zmarszczonym czołem.
- Ma dzisiaj wiać.
- Jeszcze pan nie wszedł na dźwig i już marudzi?
Przerwał mi Alfa.
- Dostałem SMS'a z ostrzeżeniem i tu na dole też wieje to nie muszę wchodzić na dźwig żeby wiedzieć co się dzieje.
Alfa chyba przejrzał mój plan. Nie wdał się w dyskusję. Szybko urwał rozmowę.
- Proszę skierować się na dźwig i nie zakładać niczego z samego rana.
Powiedziawszy to skierował wzrok na ekran laptopa. Z uśmiechem na ustach pożegnałem się uprzejmie i poszedłem na dźwig.
Był to stary, rozklekotany lh71ec w fatalnym stanie. Rdzawe zacieki spływały z kabiny i na łączeniach modułów wieży. Kabina była, zapleśniała i mech rósł w uszczelkach szyb. Poszarpana podłoga ujawnia schowane pod linoleum deski. Drążki sterujące na których operator trzyma dłonie, z jakiegoś powodu opierdolono lepką taśmą izolacyjną. Okna nieszczelne, wszystko było wilgotne, a na deserek, zamiast fotela, dwuczęściowy, niestabilny, składany, bujający się na wszystkie strony, twardy jak chuj kierasa na widok gruszki z betonem taboret. „Fotel” miał „wygodne” oparcie sięgające do połowy nerek. Zimne na dodatek jak wszystko wokół. Kiedy włączyłem farelkę, kabinę wypełnił fantastyczny zapach starych ludzi. Ośmiogwiazdkowe warunki jakie zapewniała mi kabina spowodowały, że moją pierwszą myślą było wiać jak najszybciej, zwalić winę na wiatr i wbijać we wszystkich. Wtedy odezwało się radio które całą noc musiało być włączone. Gadka, szmatka, wymiana imion, i ukraiński hakowy przeszedł szybko do rzeczy.
- Dziony. Ty mi powiedz. My będziem dzisiaj pracować?
- Wątpię panowie. Trochę wieje, a ma wiać mocniej w dodatku ten dźwig to jakieś gówno i chyba zaraz się rozpadnie.
- No my też widzim, że wieje.
- No widzisz. Ja wiem, że wieje, ty wiesz, telefon wie, tylko kierasy z biura budowy jak zwykle nic nie wiedzą. Zupełnie jak Dżon Snow.
- No tak bo my mieli dziś nie robić, ale potem przyszedł kierownik i on nam kazał.
Ten Alfa coraz bardziej mi się podobał. Tym bardziej, że trafiłem tam na jeden dzień. Czym kieras mógłby mi grozić? Że mam jutro nie wracać? Że wyśle baaardzo ważną skargę?
Przez jakiś czas trochę wiało, ale bez przesady. Bardziej moją niechęć budziło obrzydzenie do kabiny i strach przed tym rdzewiejącym złomem. Wątpliwości rozwiał mi, cóż za ironia, potężny poryw wiatru. Okna zahuczały, żurawiem szarpnęło. Zupełnie jakby olbrzym stał obok maszyny i machnął gigantycznym wachlarzem. Bujnęło tak, że musiałem oprzeć się o ścianę, a potem żuraw i tak się kołysał z boku na bok. Wtedy już wiedziałem, że nici z pracy. Ekipa od razu zrozumiała.
Oczywiście nie mógł tego zrozumieć siedzący w biurze kieras. Chłopczyk dzwonił co jakiś czas i pytał o robotę. Z jego perspektywy nie wiało, a na pewno nie cały czas i przekonywał mnie legendarną retoryką, że mógłbym coś porobić między porywami… Nie chciałem się nad nim pastwić. Brzmiał jakby ktoś trzymał mu pistolet przy ciemiączku. Dzwonił kilka razy i za każdym razem kiedy jego umizgi robiły się nieznośne, ja mówiłem, że mam dość i schodzę z dźwigu. Wtedy ten wykrzykiwał, że w takim razie mogę poczekać, a nuż się uspokoi.
Siedziałem tam na górze z obolałym od "fotela" odbytem marnując czas przy telefonie. Co chwilę zerkałem na dół patrząc, jak chłopacy ścigają popychane wiatrem kawałki styropianów, jakieś folie i butelki z wodą. Wiało cały czas, ale najgorszą robotę robił niewidzialny olbrzym. Co kilka minut działał swoje. Dźwig wydawał z siebie bardzo niepokojące odgłosy. Szyby huczały, wibrowały, wszystko trzeszczało, coś parę razy jakby trzasło. Czysty relaks. Zbliżała się dziewiąta. Jedna z ryjbukowych rolek wyświetliła mi urywek filmu z Bogusławem Lindą. Nasz bohater narodowy ubrany był w polski mundur i powiedział do Olafa Lubaszenki "Panie prokuratorze, niech Pan spierdala." Nawet fajna scena.
Kilka minut później z rolkowego letargu wyrwał mnie kolejny telefon od chłopczyka. Przyjechały filigrany na rozładunek. Powiedziałem, że ja się nie podejmuje, ale jak muszą, niech spróbują zawiesia na koparkę zarzucić i tak spróbować. Kieras chyba chwycił pomysł. Rozłączył się i próbował, jak mi się zdaje, przekonać kogoś do tego rozwiązania ale po chwili znów zadzwonił z męczeniem wora tłumacząc, że koparkowy nie może.
- Dźwigowy też nie może.
Chłopczyk męczył, jęczał, ślęczał. Dowodził, że musieli koniecznie dziś rozładować bo ziemia przestanie się obracać itd. Pytałem go czy oni tam w biurze nie mają prognozy pogody? Czemu nie zamówili rozładunku na inny dzień? Odpowiedź była prosta. Bo nie mogli.
Kierownicy to fascynujący ludzie. Sama nazwa ich stanowiska sugeruje, że czymś kierują. Na przykład napisaniem skargi na mailu, a nawet mogą z płaczem zadzwonić. Umieją czasem wywierać presje i zmuszać fizoli do ryzykowania zdrowiem i życiem, albo trzymać ich pod kluczem na nadgodzinach. To czego kierownik nie może i nie umie to organizować transportów. Wiadomym jest, że można zamówić ciężarówkę z filigranami, ale o tym kiedy ów pojazd przyjedzie, decyduje wyłącznie jego złośliwy kierowca. Kierownik budowy może tylko pokornie przyjąć jego wolę.
Ponownie odmówiłem rozładunku i wtedy do głosu doszedł sam On. Samiec Alfa z męskim, władczym tonem. Pewnie wyrwał biednemu chłopcykowi telefon s lenki.
- Z czym ma Pan znowu problem?
- Z wesołym wiaterkiem i to od samego rana.
- Proszę przystąpić do rozładunku. Może Pan to robić cały dzień, a potem iść do domu. Byle to rozładować.
Taki deal robiłem nie raz. Bywa czasem, że kierasowi bardzo na czymś zależy, ale warunki pogodowe nie pozwalają na pracę. Oferują wtedy podobny układ. Zrób tylko „to”, a puścimy cię do domu. Zazwyczaj przyjmowałem takie warunki gdyż lenistwo bywało przeze mnie wyżej cenione niż zdrowy rozsądek. Tamtego dnia musiałem odmówić. Raz, że pizgało naprawdę ostro. Dwa, że kompletnie nie znałem maszyny którą miałbym sterować. Na tamtej 71 byłem pierwszy raz i choć jestem weteranem LH71 to pojęcia nie miałem jak tamten konkretny model by się zachował. Nie czułem go. Nie miałem z nim żadnego obycia.
Kiedy od lat jeździsz do roboty swoim passatem b5 który nagle się zepsuje i wsiadasz do identycznego passata, pożyczonego od szwagra, czujesz, że coś jest nie tak. Niby fura ta sama, a jeździ się jakoś inaczej. To uczucie jest większe kiedy przeskoczysz do samochodu innej marki. Na żurawiach jest jeszcze gorzej. Nasze polskie trzydziestoletnie gruzy naprawiane są metodami godnymi samego Mata i Pata z niezapomnianej bajki pod tytułem Sąsiedzi. Żurawie, nawet te same modele, podczas pracy zachowują się kompletnie inaczej. Tygodnia czasami trzeba, żeby się przestawić na „nowy” dźwig. Niektóre modele wymagają jeszcze więcej czasu. Ponadto żurawie nie operują jak samochody tylko w dwóch płaszczyznach. Mamy też kierunek góra/dół. Nasz ładunek nie jest przytwierdzony solidnie do naczepy, ale dynda sobie podwieszony kilkadziesiąt metrów niżej na linach. Dodajmy do tego wyjątkowo kojące odgłosy jakie wydawał z siebie tamten złom i niewidzialnego olbrzyma z wachlarzem. Takim nieznanym mi zardzewiałym i trzeszczącym żurawiem, w warunkach pogodowych jakie wtedy panowały, nie potrafiłem i bałem się pracować. Na deser kabina. Budziła we mnie chęć zwrócenia wczorajszej kolacji. Na samą myśl, że miałbym tyrać na tych lepiących się jak gacie do jaj po dziesięciu godzinach na dźwigu sterownikach, paraliżował mnie wstręt. To była wisienka na muffince. Wiatr, obcy, nieznany mi żuraw i chujowa kabina sprawiły, że z tej połączonej mocy narodził się on. Kapitan nierób.
Znowu odmówiłem pracy. Powiedziałem, że to nie ma sensu i pokrótce wytłumaczyłem dlaczego. Gdybym widział kierasa, pewnie dostrzegłbym jak z jego uszów i łysinki paruje caldera wulkaniczna. Niestety nie dane mi było ujrzeć tego na własne oczy i musiałem posiłkować się wyobraźnią. Nastała cisza. Po chwili milczenia kieras Alfa zaczął, może nie krzyczeć ale stracił gdzieś swój dominujący ton zbliżając się do jęków poziomu średniej kieraskiej krajowej.
- Słuchaj no! Jesteś w pracy to pracuj, a nie zbijasz bąki cały dzień! Tą jedną rzecz przynajmniej byś zrobił!
No skoro samiec Alfa w białym kasku podjął decyzję, że przeszliśmy na "ty", to mi, podrzędnemu robolowi, z samej tylko grzeczności nie wypadało się nie zgadzać.
- To teraz ty słuchaj. Masz telefon i wiedziałeś, że będzie wiało. Twój operator był mądrzejszy ode mnie i wcale tu nie przyszedł. Ja też mówiłem, że jak będzie wiało to nie podejmę pracy. To po kiego chuja mnie tutaj gościu ściągałeś?
- Nie gościu bo ja dla ciebie jestem Pan Kierownik i zaraz wyślę na ciebie skargę! Rozładuj ten samochód bez dyskusji i se jedź do domu!
No już bardziej dnia mi zrobić nie mógł. Kolejny „Pan Kierownik” i kolejna, groźna skarga. Ależ kieras urósł w moich oczach.
- Panie kierowniku, niech Pan spierdala.
Chciałem się demonstracyjnie rozłączyć, ale Alfa wcisnął guzik wcześniej.
Minąłem go z daleka kiedy szedłem do auta. Gadał do telefonu zamaszyście gestykulując rękami. Przejeżdżałem tuż obok niego i nawet mu pomachałem na dowidzenia, ale akurat stał plecami. Z kim rozmawiał? Co zrobił potem? Jak sobie poradzili? Była skarga? Nie wiem. Mój pracodawca ani pisnął. Osoby zatrudniające operatorów, w wietrzne dni dostają DOSŁOWNIE setki skarg. Za każdym razem operator jest najgorszy, leniwy i akurat trzeba zrobić coś ekstremalnie ważnego dla przetrwania gatunku. I wcale nie wieje. Moja domniemana skarga mogła być tylko kolejną mrówką w mrowisku. Następnego dnia pojechałem na swoją budowę i dalsza historia samca alfa, jego popychadła i tamtejszego operatora są dla mnie nieznane.
Komentarze (62)
najlepsze
https://m.joemonster.org/bojownik/lansky/nadeslane
Zawsze respektuję zdanie pracowników na budowie, w tym oczywiście operatorów żurawi. Nie widzę sensu, żeby ryzykować bezpieczeństwo przy niektórych pracach, jeśli faktycznie są ku temu powody. Uważam że w ogólnym rozrachunku takie sytuacje są pomijalne.
Natomiast, tak jak na każdym innym stanowisku jest dobry pracownik i zły pracownik, leniwy i chętny do pracy. Tyczy sié to także operatorów. Najbardziej mnie denerwuje kiedy
Budowa ma to do siebie, jak każdy projekt, że ma zostać ukończona w danym czasie, pewne prace następują po sobie w ustalonych odstępach a jakim zajebistym nie byłbyś strategiem to wszystkiego nie przewidzisz i nie wezmiesz pod uwagę, w tym warunków atmosferycznych, a w szczególności