Miałem parę dni temu taką sytuację:
jechałem do pracy, jak co dzień. Muzyczka, fajeczka, głowa w chmurach itp. Zorientowałem się, że jadę za szybko, kiedy poczułem, że nie mam kontroli nad autem. Trudny, zacieśniający się zakręt z "hopką" na skrzyżowaniu. Po chwili leżałem w rowie po drugiej strony drogi na stronie pasażera. Ze mną wszystko OK, nikomu nic się nie stało, droga była pusta. Odpiąłem pasy, wyszedłem jak czołgista. Zatrzymywał się każdy.