Wpis z mikrobloga

#mojdzienwpracy a wlasciwie w expracy. Nie bede opisywal godzinami wedlug zegarka, poniewaz pracowalem w "restauracji" z fast foodem, a wedlug godzin na zmianie. Swoja zmiane zaczynalem roznie, raz o 10rano (weekend), innym razem o 16-17, czasem nawet o 20.
00:00-01:00 - to pierwsza godzina pracy a nie rozpoczecie zmiany o polnocy

00:00-00:20 - wchodze do restauracji, przejezdzam karta na kasie, ide do szatni
00:20-00:35 - przebieram sie w super korpo ciuchy, spodnie bez kieszeni
00:35-00:40 myje rece, wchodze na kuchnie
Wariant 1: kuchnia
00:40 -04:00 szkole jakas nowa osobe, powtarzam sto razy na minute ile ma byc gram salaty i majonezu w burgerze lub jaka jest temperatura w multifrytkownicy, uloz ladnie tego pomidora
04:00-04:20 przerwa pracownicza, posilek pracowniczy
04:30- 8:00 osoba, ktora byla na szkoelniu idzie do domu i wtedy przychodzi nowa lub ja sam staje na jakies stanowisko i robie burgery/przygotowuje skladniki
8:00- czasem nawet 13:00 zamkniecie restauracji(jesli to byla popoludniowa zmiana) sprzatanie, spisywanie strat, wymiana frytur

Wariant 2:(jak dla mnie duzo mniej meczacy) kasa
00:40-01:00 dostaje kasetke z odliczonymi 300zl, jeszcze raz przeliczam, podpisuje sie i lece na kase
01:00- 04:00 "burger w zestawie?" "Duze frytki duzy napoj?"
04:00-04:20 przerwa, posilek
04:20-08:00 "zestaw powiekszony?"
08:00-08:30 rozliczanie kasy i odkladanie kasetki do sejfu

Tak mi minelo pol roku nawet nie wiem kiedy, praca byla fajna gdyby nie ilosc godzin, do tego dochodzi jeszcze studbaza i ciezko bylo to pogodzic. Zawsze myslalem, ze wow jakbym pracowal w takim fastoodzie to bym codziennie jadl cos innnego do konca zycia egztra, jednak znudzilo sie to po miesiacu.
  • 3