Wpis z mikrobloga

@wykopnieta: my zawsze z radością księdza witaliśmy. o ile kazania mówił długo i jak robot (często chodziliśmy 10 km dalej), to na żywo poza kościołem miły serdeczny człowiek. godzinę lekko żeśmy przegadali.

najgorzej w mieście, wpada z rozpędu, 4 minuty, 50 mieszkań do zrobienia w 4h. no chyba że wpada wesoły proboszcz, to z nim spokojnie godzinę można by, często się spóźnia, bo wszyscy go zagadują.

btw. w tej parafii (10
@zolwixx: ja bym mu z chęcią te koperty dawała, gdyby prroboszcz nie był taki łasy na kasę i np nie użalał się, że mu za mało na tacę dajemy a paliwo drogie. W mieście ludzie wolą chodzić do drugiej parafii na mszę, bo tam są księża z powołania.
@wykopnieta: nie wiem jak dzisiaj, ale 10 lat temu w Zakliczynie (taka miejscowość gdzieś między Tarnowem, Krakowem, a Nowym Sączem) parafianie pouciekali z kościoła do klasztoru franciszkanów. Franciszkanie mistrze, harują od rana do wieczora, zajmują się ogrodem, zwierzętami (do tego mają gości: jeże, wiewiórki, sarny...), msze są ciekawe i ciekawie prowadzone, o nic nigdy nie proszą, zawsze klasztor pęka w szwach.

mame dzwoni do Zakliczyna, przypadkowo do parafii zamiast do klasztoru,