Wpis z mikrobloga

Wracam z pracy. Głodny. Myślę sobie, ale sobie zjem, ale sobie zjem. Sunę zatłoczonym chodnikiem. I nagle patrzę, naprzeciwko mnie zmierza żulietta. Idzie i swój mętny wzrok wlepia we mnie. Automatycznie, odruchowo zawieszam na niej spojrzenie. Totalny bałagan i zmechacenie. Wtem twarz żulietty nabiera dziwnego grymasu, wykręca się przedziwnie i zastyga w tej dziwacznej minie. Myślę sobie, no ładnie, żulietta mi tu wylewu zaraz dostanie czy tam udaru, dopiero będzie akcja. A żulietta co chwilę przybiera gorsze miny, coś strasznego się zaczęło z nią dziać. Oczy wreszcie przymknęła, odchyliła głowę i….jak nie wypierdzieli paskudnego konfetti z nocha. JEZUS MARIA! – zakrzyknęła, jakby właśnie przetrwała próbę porwania przez kosmitów. Wszystko wylądowało na jej kurtce. Pijackimi ruchami próbowała to jakoś ogarnąć, posprzątać, ale tylko pogarszała sytuację. Na kurtce już miała prawdziwe dzieło sztuki współczesnej.

Nie chcę dziś być sam bez obiadu. Nic nie może zostać odzobaczone, tak jak nic nie może być odprzeczytane. Miłego piąteczku.

  • 2