Wpis z mikrobloga

Eh, przytulcie mnie Mirki (,) Dzisiaj mija rok od podjęcia najtrudniejszej decyzji w życiu.

Pewnie każdy myśli, że nazwa #welniakiodaqu wzięła się od wełnianych maskotek.. no po części racja. Ale bardziej od pewnego futrzastego pana - Wełniaka. Wełniak został przeze mnie zaadoptowany od cioci. Kuzyn miał alergię, więc szukała kogoś, kto go przygarnie, a ja od dawna szukałam kolegi dla Purciaka. Jak tylko otworzyłam kartonik z nim to wiedziałam, że tę kudłatą perukę trzeba przechrzcić na coś bardziej odpowiedniego ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Wełniak był najbardziej derpniętym zwierzakiem jakiego widziałam - miał wiecznie zdziwiony wyraz pyszczka, zaplątywał się w reklamówki z trawą, ustawił sobie follow na Purciaka i śledził go w każdy kąt. Czasem pokazywali sobie zęby, ale większość czasu spali tuląc się do siebie. Jak przez pół roku bałam się go obciąć, to w końcu zrobiłam sobie drugiego, tyle futra trzeba było ściąć. Mimo, że nie był typem pieszczocha (w zasadzie to był trochę zdziczały) to przez 2 lata strasznie się do niego przywiązałam.

Nie ma go ze mną już od roku, #feels okropne (,)

Przez 2 miesiące przyjeżdżałam co weekend, żeby iść z nim do veta. Podejrzenie zapalenia pęcherza, ale nie chciało się wyleczyć. Któregoś razu piszczał przez cały czas, siadał do sikania i piszczał jeszcze bardziej. Całą noc słuchałam i nie mogłam mu pomóc. Rano wizyta, diagnoza - kamień nerkowy. Wełnaika trzymałam na plecach, a weterynarz próbował mu jakoś przepchnąć to świństwo, nic z tego. Dostał leki przeciwbólowe, miałam przyjść po południu jeszcze raz. Tym razem poszłam już z niebieskim, bo wiedziałam, że będę potrzebować wsparcia. I znowu cewnikowanie, 3 godziny rozbijania kamienia, który dla człowieka byłby wielkości pięści. Wszystko na nic. Chyba już wiecie co trzeba było zrobić. Wełniak często spał z otwartymi oczami, tak też było tym razem, kiedy na moich rękach dostał ostatni w życiu zastrzyk.

Taki mały zwierzak, a tyle płakania po nim. Gdybym tylko nie była na studiach, albo gdybym chociaż mogła mieć prosiaki przy sobie, może bym wcześniej zayważyła.. Ale teraz zostało już tylko ryczeć ;_;
Wiem, że pewnie mało kogo obchodzi ta historia, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Przytulcie swoich pupili, póki jeszcze możecie.
  • 6
@aquilegia: Zaledwie kilka dni temu straciłam kotkę, która była ze mną parę dobrych lat, więc wiem, co czujesz. Uśpienie zwierzaka, do którego jesteśmy przywiązani, to zawsze trudna i bolesna decyzja.