Wpis z mikrobloga

Notka sponsorowana przez niedawne narzekanie na brak pluralizmu w tagu, strzelaninę w Orlando i ogólną sytuację polityczną w USA

O strzelaninie dowiedziałem się niemalże tak szybko jak zaczęto banować konta na reddicie za podanie nazwiska sprawcy. Nie wiedząc o tym jeszcze, chciałem się założyć z kumplem, że demokraci będą chcieli zrobić z tego podstawę do delegalizacji broni, zwłaszcza automatycznej, a nie kwestię terroryzmu islamskiego. Niestety, nie założył się ( ͡° ͜ʖ ͡°).

Cała dyskusja o broni w Stanach jest dla mnie obrzydliwa. Można na nią spojrzeć kulturowo, problemowo i ideologicznie.

Ideologicznie, broń nie powinna być potrzebna ludziom. Zgadzam się z tym, chciałbym żyć w świecie bez przemocy. Chciałbym żyć w świecie, w którym ludzie nie są dyskryminowani ze względu na stan majątkowy, pochodzenie, etc. Wszystko to jest myślenie życzeniowe, świat tak nie wygląda. Przedłużeniem tego myślenia życzeniowego jest założenie, że jeśli broń zostanie zdelegalizowana, ludzie przestaną do siebie strzelać.

Fakt jest taki, że legalizacja broni zwiększa ilość morderstw jednocześnie dramatycznie zmniejszając ilość innych przestępstw, po pokazał niedawny przykład Australii - a nawet pokazuje przykład USA, które i tak są outlierem jeśli chodzi o zabójstwa z udziałem broni. Każdy uczciwy człowiek, który zbadał sprawę będzie musiał rozliczyć się jakoś z faktem, że ilość morderstw w Kanadzie, w której również jest łatwo uzyskać broń i wiele osób ją posiada (chociaż prawo jest dziwne, nie można posiadać AR-15, czyli zgodnie z klasyfikacją amerykańską, battle rifle, ale można posiadać M82 Barreta, który jest anti-material rifle, czyli można nim strącić śmigłowiec) oraz z ilością morderstw popełnionych przy pomocy nielegalnie nabytej broni i wyciągnąć wniosek, do którego doszedł rząd federalny, ale którego unikają politycy: że przemoc wynika z olbrzymiej skali przestępczości zorganizowanej, nie z legalizacji broni. Kolejny fakt potwierdzający tą tezę to ilość przestępstw w gun-free zones, która jest znacznie wyższa niż w miejscach w których szary obywatel może wejść ze swoim rewolwerem i w razie czego bronić siebie i innych przed uzbrojonym przestępcą. Clue tego akapitu jest takie, że myślenie życzeniowe nie uchroni nas przed prawdziwymi problemami.

To wiedzie do problemowego spojrzenia. W Polskim prawie jest przepis o obronie koniecznej, który mnie strasznie wkurza. Jako człowiek, który w zamierzchłym gimbazjum zrobił 10 kyu w karate, w sytuacji kiedy ktoś mnie napadnie z punktu widzenia prawa jestem od razu startuję na przegranej pozycji. Będę agresorem dopóki przeciwnik nie posiada jakiejś broni, mimo iż jestem raczej wątłej postury i przeciętny stukilowy dresik pewnie wgniótłby mnie w ziemię. To prawo jest tak zakręcone w taki sposób, że zwykły człowiek zawsze będzie obawiał się wziąć odpowiedzialność za siebie, kiedy stanie się ofiarą przestępstwa. Zazdroszczę Amerykanom, że w takiej sytuacji mogą nie tylko się bronić, ale też wykorzystać do tego wszelkie możliwe narzędzia. Ja nie mogę nawet wyrównać szans przy pomocy głupiej pałki. To jest coś, co powinniśmy zmienić, bo z punktu widzenia prawa, jedyna rzecz jaką mogę zrobić to czekać na policję, która dotrze może za pięć, może trzydzieści minut. Jeszcze jedna rzecz, jakiej zazdroszczę Amerykanom - National Rifle Association jest organizacją o olbrzymim budżecie pochodzącym w 50% z dobrowolnych datków, ale nie to jest jej siłą, lecz lobbying. Siła wpływu politycznego. Amerykanie lubią swoją broń i są skłonni walczyć o jej zachowanie.

No i kulturowy aspekt. Uważam, że nasi rodzice totalnie zawiedli w tej jednej rzeczy. W odróżnieniu od Amerykanów zostaliśmy nauczeni polegać na kraju. Policja nas uratuje. Publiczna służba zdrowia pomoże w przypadku choroby (dlatego wszyscy leczą się prywatnie, żeby nie czekać miesiącami na badania). Przyjęliśmy tą postawę (uważam, że jest ona wspólna dla całej niemal Europy) i nie bierzemy odpowiedzialności za swoje czyny. Nie neguję istnienia społecznych problemów, które można rozwiązać tylko na poziomie państwowym, ale w tych podstawowych, indywidualnych kwestiach często jesteśmy nauczeni polegać na instytucjach, których zadaniem nie jest rozwiązywanie tak drobnych problemów. Co więcej, chcemy scedować na nie odpowiedzialność za coraz mniejsze rzeczy. Dlatego nie tylko mamy restrykcyjne, opresyjne prawo i nie mamy wielu podstawowych wolności. Moim ulubionym przykładem jest zakaz picia w miejscach publicznych.

Stawiam, że coś koło 90% procent społeczeństwa przynajmniej raz w życiu wypiło piwo w parku. Większość dalej lubi to robić, dlatego w lecie, w Warszawie, zamiast usiąść na trawce, by się wypić z kumplem albo szwagrem piwo albo dwa i rozejść się do domu, musimy tłoczyć się w barach i przepłacać. Ktoś wtrąci, ale ogródki piwne, ale co mnie to obchodzi? Dopóki nie jestem zagrożeniem dla otoczenia, nie zachowuje się nieprzyzwoicie, głośno i tak dalej, nikogo nie powinno to ruszać. Każdy z nas od małego widział jak rodzice piją piwo w domu, dlaczego sąsiad pijący piwo na ławce pod blokiem nagle jest zagrożeniem? Mamy prawo, które zakłada z góry, że przeciętny obywatel jest przestępcą. Zadziwia mnie, że większość ludzi z którymi rozmawiałem nie widzi jak bardzo totalitarne jest założenie stojące pod taką konstrukcją legalną.

Odjechałem daleko, bo do Polski, ale mam nadzieję, że widzicie co chciałem pokazać. Oni mają kulturę odpowiedzialności, o której mógłbym pisać więcej. W tej chwili walczą z konkurencyjną kulturą kontroli, która jest obecna w całej w zasadzie Europie. Bardzo bym chciał mieć polityków, którzy zrobiliby coś z tym na poziomie centralnym, ale krytyczna jest tutaj praca u podstaw.

#publicystyka #4konserwy #neuropa
  • 9
@SleepyKoala: Fajny tekst, ale IMO kluczem do zrozumienia tej sprawy nie jest aspekt kulturowy (trochę w twoim przypadku naciągany - bo przecież Amerykanie też dzwonią po policję, też mają powszechne systemy edukacji czy opieki zdrowotnej + tysiące itd i itp), ale... cóż - nasze komunistyczne "dziedzictwo". Zauważ, że systemy totalitarne praktycznie zawsze BARDZO MOCNO ograniczają dostępność do broni palnej - i z PRLem nie było inaczej. W internecie bez problemu znaleźć
@Cheater:

Do czego pijesz? Gdyby wziąć te dane i znormalizować, wyszłoby na to, że mają mniej śmierci z udziałem broni (nie morderstw, do tego dochodzą wypadki i samobójstwa, a te są najpopularniejszą przyczyną śmierci przy pomocy broni w USA) niż Kanada, Argentyna, Chorwacja, Litwa, Izrael i wiele innych. Zaś moje stwierdzenie o odpowiedzialności odnosi się do znacznie większej liczby rzeczy niż sama broń. Ale wykres korelacji bez źródła dowodzi wszystkiego.

@
@Cheater:

branie pod uwagę tylko "gun-related homicides", a nie ogólnej liczby morderstw

kraje wybrane tak, by pasowały do tezy

wyciąganie wniosków na podstawie tego, że w USA jest 87468846 masowych strzelanin dziennie, a jednocześnie ignorowanie tego, że są kraje z do 30x większą liczbą broni na obywatela niż u nas, a pomimo tego nie jest w nich bardziej niebezpiecznie

ignorowanie różnic w przepisach dotyczących broni palnej


Spróbuj jeszcze raz.
@SleepyKoala: Ale ty też trochę bzdur popisałeś ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Broń automatyczna w USA jest praktycznie nielegalna od 30 lat. Koszty jej uzyskania legalnie idą w dziesiątki tysięcy dolarów i wymaga to przejścia przez specjalną procedurę, która trwa dobre kilka miesięcy. W strzelaninie w Orlando użyto zwykłego karabinu samopowtarzalnego, który byłby legalny w większości krajów Europy, w tym także u nas.

AR-15 to nie battle rifle
@Cheater:

Zestawiając jedną i drugą tabelkę którą podałeś:

W USA jest koło trzy razy więcej broni niż w Norwegii. W USA jest mniej niż trzy razy więcej morderstw z użyciem broni niż w Norwegii. Jeszcze raz, czego próbujesz dowieść?

Napisałem w tym tekście, że więcej broni = więcej morderstw z udziałem broni. Co dalej?

@TJ_Laser:

Wiem, nie chciałem wchodzić w zbyt wiele szczegółów, ale wskazać pewne rzeczy. Formalnie AR-15 nie