Wpis z mikrobloga

Złożyliście kiedyś jakaś głupią obietnicę? Umówiliście się na coś z góry zakładając porażkę?
Na pewno.

Zaczynając od klasyków „już więcej nie piję”, „zaraz posprzątam”, „już wychodzę”, a kończąc na tych dużych i moich ulubionych składanych pod wpływem emocji, które z czasem traciły na sile czy znaczeniu „nigdy Cię nie opuszczę” czy „jesteś moim najlepszym przyjacielem/przyjaciółką”.

Potem te wszystkie wyjazdy „NOOO musimy tam pojechać”, tak, do pćmia dolnego, bo ktoś powiedział, ze jest dobra pizza. Albo w góry, nad morze. Tysiące wyjazdów umawianych, które miały szansę się udać tak długo dopóki ktoś się nad nimi głębiej nie zastanowił.

Dorzucę do tej przemowy, te wszystkie „musimy się kiedyś spotkać” rzucone na #!$%@? do dawno nie widzianego znajomego. No helou, nie wiem czy ktokolwiek to jeszcze bierze na poważnie.
Każdy od dziecka obiecał coś głupiego albo rzucił jakieś słowa bez pokrycia.
Ale czasami, bardzo rzadko, obiecujemy coś co chcemy spełnić jakie by to nie było głupie i szalone.

Wiele lat temu siedziałam na dokładnie drugim końcu Polski i obiecywałam komuś, że za 10 lat spotkamy się pod tą samą fontanna choćby nie wiem co. Ustaliliśmy godzinę, którą łatwo zapamiętać, sprawdziliśmy na Nokii 3310 co to będzie za dzień tygodnia.

Właśnie zaklepałam urlop.

#truestory #niewiemjaktootagowac
  • 106