Wpis z mikrobloga

Przyznaję że ze sporym opóźnieniem zabrałem się za przesłuchanie/obejrzenie największego kulturalnego objawienia zeszłego i w zasadzie też tego roku jakim stał się musical Hamilton wystawiany od lipca zeszłego roku na Broadwayu. Nominowany w rekordowej liczbie 16 nominacji na prestiżowych Tony Awards zdobył aż 11 statuetek wliczając w to praktycznie wszystkie możliwe do zdobycia przez musicale.

Czym jest Hamilton? Niemożliwym do zrealizowania projektem, przynajmniej pozornie. Gdy twórca muzyki i libretta a także odtwórca głównej roli Lin-Manuel Miranda (który dla wykopowiczów może być znany jako Portorykanin z psychiatryka z szóstego sezonu House'a) ogłosił całemu światu swój projekt podczas spotkania z Barackiem Obamą w Białym Domu, wszyscy potraktowali to jako żart, a piosenkę otwierającą którą Miranda zaśpiewał - jako dalszą część skeczu. Czym zatem jest Hamilton?

Utrzymany w konwencji hip-hopowej dwuipółgodzinny musical o życiu i śmierci Alexandra Hamiltona, 1. sekretarza skarbu Stanów Zjednoczonych, twórcy dolara amerykańskiego (uwieczniony na banknocie dziesięciodolarowym), jednego z najważniejszych ojców założycieli Ameryki.


Pomysł odważny, obrazoburczy, a przez to fantastyczny. Siedem lat poświęconych na tworzenie tego dzieła od zera opłaciło się. Nie mam wątpliwości że Hamilton jest kamieniem milowym w historii musicali, przełamującym wiele barier tego gatunku. Jest częścią definiującą tę dekadę, tak samo jak Les Miserables ukształtowało przełom lat 80. i 90. i na stałe zapisało się jako część popkultury tamtego okresu. Zmieszanie dwóch odległych światów jakim jest hip-hop i historia Stanów Zjednoczonych to jest właśnie to, czego widownia potrzebowała; a także może być idealnym wprowadzeniem do Broadwayu dla ludzi którzy nigdy wcześniej nie mieli z nim nic wspólnego. Pojedynek raperski między Alexandrem Hamiltonem a Thomasem Jeffersonem na temat reform budżetowych potrzebnych dla nowo utworzonego państwa, z zachowaniem muzyki, kostiumów i dekoracji tamtych czasów? Jest to coś abstrakcyjnego, a zarazem pięknego. Sposób na dotarcie do ludzi, szczególnie młodych i nauczenie ich historii.

Nie znam się tak bardzo na hip-hopie, ale tutaj ścieżkę dźwiękową pokochałem. Utwory zapadają w pamięć jeszcze bardziej niż z Les Miserables, z genialnymi tekstami podkreślanymi przez nieprzerwany flow wykonujących. Smutnieję na myśl że pozostaje mi tylko słuchanie nagrania spektaklu bo prawdopodobnie na żywo go w najbliższym dziesięcioleciu nie zobaczę - bilety na najbliższe półtora roku zostały wykupione i nic nie wskazuje aby ta tendencja miała się zmienić.

Słowem zakończenia - czy potraficie sobie wyobrazić podobny projekt w Polsce? Hip-hopowy album koncepcyjny o odzyskaniu niepodległości przez Józefa Piłsudskiego, z bitwą na słowa z Romanem Dmowskim? Ileż to bigosu trzeba by ugotować. A w Stanach nikogo taki pomysł nie mierzi. Nikt nie krzyczy o świętokradztwie i zakłamywaniu historii. Nikomu nie przeszkadza że połowę obsady stanowią czarnoskórzy aktorzy. "Ale jak to tak, czarny George Washington?!" Ech, mogę tylko liczyć że polskie teatry muzyczne szybko wezmą się za tłumaczenie i adaptację tego już teraz kultowego dzieła. Bo mimo że Polakom daleko do tak zaawansowanej historii powstawania Stanów Zjednoczonych, to audiowizualne przedstawienie wraz z poruszonymi motywami i tematami to coś, co warto zaprezentować polskiej publiczności.

#musical #hamilton #usa #teatr #kultura #hiphop
Joz - Przyznaję że ze sporym opóźnieniem zabrałem się za przesłuchanie/obejrzenie naj...
  • 2
A tutaj pierwsze publiczne przedstawienie w trakcie koncertu w Białym Domu, kiedy nikt jeszcze nie spodziewał się co z tego może wyjść - piosenka otwierająca całym musical, możecie porównać jak się zmieniła przez 6 lat.
Joz - A tutaj pierwsze publiczne przedstawienie w trakcie koncertu w Białym Domu, kie...