Wpis z mikrobloga

Prawdziwa (acz nie moja) historyjka z gabinetu weterynaryjnego:


Przed chwilą była u mnie pani z zapytaniem, czy zapładniam zwierzęta. Nie, nie zajmuję się inseminacją. Tak, na pewno. No i się zaczęło-pani szuka pomocy, a skoro się tym nie zajmuję, to nie jestem z NIMI, to może pomogę! Bo pani szukała już pomocy w prokuraturze i u weterynarzy w mieście obok i nikt nie był w stanie jej pomóc. Pani żyje z przeprowadzania eksperymentów na kotach (miała psa ale już nie żyje), które to eksperymenty polegają na tym, że karmi koty różnymi karmami, daje różne witaminy, nawet kupuje myszki w zoologicznym, i obserwuje koty. Koty oczywiście wychodzące czy podwórkowe, żeby było jak w naturalnych warunkach(w jaki sposób na tym zarabia, nie zdradziła). Ale pani ma problem-policja gwałci jej kotki i później truje młode! Nocami przychodzą, porywają kotki, weterynarz je zapładnia i potem je wypuszczają, ba, są tacy sprytni, że dla niepoznaki wypuścili kocura w okolicy! Ale tylko jej kotki rodzą, sąsiedzi mają dorosłe koty ale żadnych kociąt. A później policjanci trują koty, z jedzeniem podrzucają psychotropy, wie pani doktor, jest ich dziesięć rodzajów, ona nie zawsze wie dokładnie, którym tym razem. Raz wykończyli kota środkami moczopędnymi. Taki kwiatek. Dodam jeszcze tylko że była odporna na logiczne argumenty i zabrała mi wszystkie gazety z poczekalni;)


#truestory #weterynaria #heheszki #zwierzeta #zwierzaczki
  • 1