Wpis z mikrobloga

Ciekawe co się stało z panem Andrzejem i jego przedsiębiorstwem?

### Centuś w elektronice ### Jerzy Czuba ### Dziennik Polski ### 24-01-1989 ###

Ulica Gromadzka w Płaszowie nie jest ruchliwa. Stoi przy niej trochę prywatnych domów okolonych z opuszczonymi ogródkami przede wszystkim jednak dużo jest w tym rejonie magazynów baz transportowych. Typowa dzielnica przemysłowa. Uliczka jest brudna , dziurawa, pozbawiona chodników . Przy Gromadzkiej wyróżnia się ładny, schludny, duży, piętrowy budynek z białej cegły. Od listopada ubiegłego roku tutaj właśnie ma swoją siedzibę jedna z najbardziej prężnych prywatnych firm w Krakowie.
Andrzej Kita ma 37 lat. Jest krępym, dobrze ubranym, swobodnym, pewnym siebie mężczyzną. Czuje się mocny. Cztery lata wystarczyło mu, żeby osiągnąć to, o czym większość z nas marzy po cichu przez całe życie. Pracuje na własny rachunek. Ma satysfakcję i duże pieniądze. Formalnie jest rzemieślnikiem, w praktyce jednak - mimo że należy do Izby Rzemieślniczej, nigdy nie miał wiele wspólnego z ludźmi pracowicie dłubiącymi coś w swoich zakładach. To przedsiębiorca. Prężny, zdecydowany: konsekwentny, nowoczesny. Pracuje w branży, w której te cechy są nieodzowne. Elektronika nie znosi fuszerki.
Kita zawsze chciał być mechanikiem. Po podstawówce nie dostał się jednak do technikum mechanicznego. Na egzaminie wstępnym oblał fizykę. Z konieczności wylądował w zawodowej szkole poszukiwań naftowych. Nie zrezygnował jednak ze swoich wcześniejszych zamierzeń. Pracę zawodową zaczął w Krakowskich Zakładach Artykułów Gospodarstwa Domowego. Od 1970 roku do końca swojej kariery w państwowym przemyśle, czyli przez 13 lat pracował w Zakładzie Urządzeń Przemysłowych „Polon”. Tu trafił na życzliwych i mądrych ludzi. Praca nie przeszkodziła mu w zdobyciu wykształcenia. Ukończył eksternistycznie szkołę mechaniczną, potem w systemie zaocznym technikum i już z rozpędu Akademię Górniczo-Hutniczą - Wydział Maszyn Hutniczych.
W „Polonie” różnie mu się wiodło. Na początku trafił do warsztatu modelowego. Następnie był konstruktorem i kierownikiem pracowni konstrukcyjnej. Jak sam mówi kierownikiem był kiepskim. Nie radził sobie tak, jak by tego chciał on sam i jego podwładni. Lepiej poszło mu w Wydziale Obwodów Drukowanych, gdzie wpierw pracował jako mistrz, a później kierownik.
— Wszystko czego się nauczyłem w „Polonie” wykorzystałem później we własnej firmie. To była dobra szkoła, szczególnie w Wydziale Obwodów Drukowanych — mówi Andrzej Kita.
Z „Polonu” odszedł właściwie przypadkowo. Nie musiał opuszczać zakładów. Chciał. Dlaczego?
— Cóż, miałem nieszczęście natknąć się na człowieka — zresztą pracownika mojego wydziału — który lubił innym robić na złość. Znalazł się jakiś błahy powód i to wystarczyło. Wolałbym nie mówić o co dokładnie ‘ chodziło. Podwładny chciał mi zaszkodzić. Udało mu się w tym sensie, że ze względu na niemiłą atmosferę, jaka się wytworzyła zdecydowałem się dożyć wymówienie. Był rok 1983.
Uniósł się ambicją i.. znalazł się na ulicy. Co robić dalej? Na to pytanie szybko znalazł odpowiedź. A dlaczego nie miałby kontynuować prywatnie tego co robił wcześniej w „Polonie”. Na tym stanęło.
— Na początku 1984 roku założyłem własny interes. Wystartowałem z 80 tysiącami złotych. Niektórzy znajomi pukali się w czoło. Mówili — chcesz się zajmować płytkami drukowanymi, finansując to z prywatnych pieniędzy? Przecież to niemożliwe. W tej dziedzinie potrzebne są duże nakłady. Nie oglądałem się na sceptyków. Zaryzykowałem...
Pierwszą siedzibą firm y był garaż wynajęty za niewielkie pieniądze w Pękowicach koło Krakowa. Kita ustawił w nim dwie maszyny. Jedną, wydzierżawioną, do wiercenia płytek drukowanych, i drugą, sitodrukarkę własnej roboty. Na trzy zmiany najpierw z jednym, a potem z dwoma pracownikami wiercili płytki na zlecenie „Polonu” i wykonywali różnego rodzaju sitodruki (m. in. naklejki) dla firmy polonijnej „Alpha”.
Interes szedł nieźle. W krótkim czasie przybyło kilka nowych maszyn (przeważnie remontowanych i przygotowywanych własnoręcznie przez właściciela) już nie tylko do wiercenia płytek, ale i wytwarzania całych obwodów drukowanych (na razie najprostszych, metalizowanych z jednej strony). W Pękowicach zakład działał rok. Już nie starczało miejsca w garażu i na strychu, który wynajęty został w tym samym domu. Trzeba było pomyśleć o czymś innym. Tym bardziej, że Andrzej Kita nie zamierzał poprzestać na tym co udało mu się osiągnąć. Ciągle myślał o rozwoju. W pierwszym roku działalności sprzedaż wyniosła 12 milionów złotych. Właściciel nie korzystał z profitów, prawie wszystko co zarobił inwestował w zakład.
Z Pękowic firma przeniosła się na ulicę Reduty, obok cmentarza w Batowicach, gdzie wynajęte zostały pomieszczenia po warsztacie samochodowym. Produkcja obwodów drukowanych jest skomplikowana. Na cały proces składają się trzy technologie: mechaniczna (wiercenie płytek), chemiczna (metalizacja), i fotochemigraficzna (nakładanie obrazu). Na każdym etapie wymagana jest niezwykła dokładność. Bez jej zachowania o dobrym jakościowo wyrobie nie można nawet marzyć. Andrzejowi Kicie udało się to opanować. Udowodnił, że nie mieli racji ci, którzy twierdzili, iż wytwarzanie obwodów w prywatnym zakładzie nie jest możliwe. Okazało się, że dobry fachowiec jest w stanie dużo zrobić.
— Moi oponenci myśleli, że aby taką produkcję uruchomić trzeba najpierw sprowadzić maszyny z Zachodu, a to są przecież milionowe koszty. Zresztą nawet na Zachodzie znani mi producenci obwodów nie zaczynali od dużych inwestycji. Większość rozwijała się małymi kroczkami. Tak jak ja — mówi Andrzej Kita. — Bardzo dużo podróżuję za granicę, podpatruję co inni osiągnęli w mojej dziedzinie. To bardzo istotne uzupełnienie, umiejętności jakie wyniosłem z „Polonu”.
Firma pana Andrzeja funkcjonowała dobrze. Sprzedaż w 1985 roku wyniosła 60 milionów złotych, w 1986 roku — 200 milionów, a w 1987 roku — 300 milionów złotych. Wynajmowano kolejne pomieszczenia w pobliżu ulicy Reduty. Barak od spółdzielni mieszkaniowej „Wspólnota”, lokal po zakładzie konserwatorskim. Właściciel wciąż inwestował w nowe maszyny i ludzi. Pracownicy przychodzili różni, większość z nich miała tylko dobre chęci, natomiast żadnego pojęcia o obwodach drukowanych. Nic dziwnego, w Polsce do tego zawodu w szkołach się nie przygotowuje. Między innymi z powodu braku odpowiednich kwalifikacji pracowników, firma poniosła poważne milionowe straty.
— Któregoś roku zwiększyłem zatrudnienie z 15 do 30 osób, ale nie przewidziałem, że za tym nie pójdzie proporcjonalny wzrost produkcji. Ludzie musieli się wpierw czegoś nauczyć. Popełniłem błąd. Teraz jestem ostrożniejszy.
Inż. Kita znał się na obwodach drukowanych, ale o organizacji przedsiębiorstwa i sprawach finansowych niewiele wiedział. Uczył się na błędach. Ta nauka czasami drogo go kosztowała.
W 1987 roku zakład uzyskał koncesję eksportowo-importową. Dokładnie zaś pozwolenie na wysyłkę produkowanych przez siebie wyrobów za granicę i sprowadzanie stamtąd materiałów i narzędzi potrzebnych do produkcji. Obwody kupuje firma Elchage z RFN (wytwarzająca m. in. piloty do sterowania telewizorami). Roczna wartość eksportu wympposi około 60 tys. marek. Sporadycznie obwody kupuje też kontrahent z Berlina Zachodniego. Andrzej Kita zamierza znacznie zwiększyć swoją ofertę eksportową. Podpisał już miliardowy kontrakt z Czechosłowacja na rok 1969.
Eksport cieszy, ale i martwi jednocześnie. Przepisy w tej dziedzinie są najogólniej mówiąc bardzo dziwne. Otóż niezależnie od tego co się eksportuje — drewno kominkowe, lampy czy też wysoko przetworzoną elektronikę — i tak dostaje się taki sam procentowy odpis dewizowy. Tymczasem wysyłanie tego co bardziej skomplikowane, wymagające dużych umiejętności i większego wkładu pracy (a często i sporych wydatków dewizowych na narzędzia i materiały), na przykład wyrobów elektronicznych, powinno być znacznie lepiej premiowane. Inaczej długo jeszcze będziemy mieli taki eksport jak obecnie — siermiężny i wręcz prostacki. Przy czym dotyczy to nie tylko sfery prywatnej, ale i państwowej.
Dwa lata temu okazało się, ze i przy ulicy Reduty przedsiębiorstwo Andrzeja Kity długo nie popracuje. Pomieszczenia stały się za ciasne. Trudno było myśleć o rozwoju i utrzymaniu uzyskanej jakości produkcji. Tym bardziej, że zaczęto wytwarzać obwody drukowane aż 14-warstwowe. Precyzja w tym wypadku musi być wręcz perfekcyjna. — Znalazłem działkę w Płaszowie. 22 ary, dobrze położona. Uważam, że to wymarzone miejsce dla zakładu — mówi Andrzej Kita. — Budowę rozpoczęliśmy w kwietniu 1987 roku, a już w listopadzie ub. roku sprowadziliśmy maszyny i ludzi do nowych pomieszczeń. Tempo, jak na nasze warunki, ekspresowe. Sama przeprowadzka z ul. Reduty też trwała bardzo krótko, dwa tygodnie. Wszyscy zatrudnieni mężczyźni pracowali przy instalacji urządzeń przez 14 dni od rana do wieczora. Dzięki temu nie było dłuższych przerw w produkcji.
Budynek jest I-piętrowy i przestronny. Liczy 1400 m kw. powierzchni. Na każdym piętrze, a także w piwnicach znajdują się hale produkcyjne. Pełno w nich maszyn i to zarówno tych, które przed paru laty Andrzej Kita wraz z pracownikami sam przystosowywał, jak i tych najnowocześniejszych sprowadzanych z Zachodu. (Wśród nich są m. in. wiertarki sterowane numerycznie i precyzyjne urządzenia optyczne.)
Niemal obsesją właściciela jest automatyzacja. Uważa, że bez tego w przyszłości nie będzie konkurencyjny. Oprowadzając mnie po przedsiębiorstwie Andrzej Kita opowiada jak będą przebiegać poszczególne ciągi technologiczne. Każde pomieszczenie, w którym wykonuje się precyzyjne prace oddzielone jest od korytarza śluzą klimatyzacyjną. Widać, że czystość w elektronice odgrywa niebagatelną rolę. Podłogi wyłożone są żywicą epoksydową. Każdy pyłek można na niej zauważyć. Właściwy poziom czystości osiągnie się dopiero wtedy, gdy pracownicy będą się rozbierać w szatni na parterze, a do pomieszczeń produkcyjnych udawać się w specjalnym obuwiu.
Dba się nie tylko o maszyny. Jadalnia dla załogi jest przestronna i ładna. Wzdłuż stolików stoją kwiaty. Ubikacje, które w wielu przedsiębiorstwach są obrazem nędzy, tutaj pokazuje się gościom, bo też i są one na poziomie tego rodzaju przybytków w najlepszych hotelach „Orbisu”. Budynek główny kosztował 180 min złotych. Z tego 40 min stanowił kredyt bankowy. Udało się go uzyskać dzięki poręczeniu Spółdzielni Rzemieślniczej „Elektrotechnika” do której Andrzej Kita należy. Wprawdzie starsi rzemieślnicy trochę narzekali — jak to, takiemu młodemu stwarzać tak wielkie możliwości —. 'ale jakoś udało się te problemy przełamać. Nasz bohater zawdzięcza bardzo wiele „Elektrotechnice”. Rzeczywiście Spółdzielnia pokazała, że jest w stanie pomóc młodym i zdolnym przedsiębiorcom.

Przy ulicy Gromadzkiej oprócz budynku głównego powstaną jesz cze rozległe magazyny, zespół garaży i oczyszczalnią ścieków. To jeszcze nie koniec planów inwestycyjnych, ale o tym za chwilę.
Ubiegły rok okazał się bardzo pomyślny dla firmy Andrzeja Kity. Produkcja sprzedana — miliard złotych. Było tak dobrze zapewne i dlatego, ze z początkiem 1988 roku o 50 procent podniesione zostały płace 80-osobowej załogi. Wydajność, natychmiast zwiększyła się prawie 3-krotnie. Płace wahają się teraz w granicach od 50 tys. złotych (sprzątaczka) do 200 tys. złotych miesięcznie (dobry chemik).
Na rok 1989 planuje się sprzedaż na wysokości 3 miliardów złotych, wliczając w to wspomniany wcześniej miliardowy kontrakt z Czechosłowacją. W produkcji obwodów drukowanych 14-warstwowych Andrzej Kita stał się potentatem. Oprócz niego wytwarza je tylko jedna firma państwowa w Toruniu. Paradoksem jest, że tego rodzaju obwody w bardzo niewielkiej ilości zużywane są przez nasz rodzimy przemysł elektroniczny. Są zbyt skomplikowane. Dlatego trzeba je eksportować na Zachód i do sąsiadów z południa, u których elektronika idzie bardzo szybko do przodu.
Swoją przyszłość Andrzej Kita widzi nie tylko w produkcji obwodów drukowanych. Chce się też zabrać do produkcji maszyn do wytwarzania tychże obwodów, Na Zachodzie są one bardzo drogie. Pod względem technologicznym firma jest do tego przygotowana. W czerwcu br. na Targach w Poznaniu wystawiony będzie prototyp takiej maszyny.
— Tę produkcję chcę zorganizować na parceli sąsiadującej z moją. Kupię ją. Stoi tam zrujnowany dom. Wyremontuję go i w nim umieszczę nowy wydział.
To jeszcze nie koniec, Andrzej Kita zamierza wejść w spółkę z kapitałem zagranicznym. Nowe przepisy upraszczają procedurę zawierania tego rodzaju porozumień. Jest trzech poważnych kandydatów. Nie wiadomo jeszcze kto zostanie wybrany. O szczegółach gospodarz nie chce mówić.
Inż. Kita jest w domu gościem. Tylko w niedzielę może poświęcać trochę więcej czasu rodzinie. W dni powszednie od rana do wieczora przebywa w zakładzie. Ile zarabia? — Wydaję tyle, ile potrzebuję, reszta idzie na rozwój. Wygrałem swoją szansę. Czasem wydaje mi się, że powinienem podziękować człowiekowi z „Polonu”, który chciał mi podłożyć nogę. Stworzyłem przedsiębiorstwo, bo wziąłem się do tego co dobrze znam i co lubię. Teraz pewnie wiele osób będzie chciało próbować szczęścia i zainwestować swoje pieniądze w jakieś zyskowne przedsięwzięcia. Myślę, że szansę mają ci, którzy będą w zgodzie ze swoimi umiejętnościami.

#elektronika #krakow #andrzejkita #1989 #dziennikpolski #przedsiebiorczosc #motywacja
kontrowersje - Ciekawe co się stało z panem Andrzejem i jego przedsiębiorstwem?

##...

źródło: comment_jlI3hmlpKMoTr0ZpHX4f2vSDBy5rCTFd.jpg

Pobierz
  • 5
chyba sobie sam odpowiem :)
================
Fragment opis u z tygodnika Wprost, rok 1993:

Właściciel „Akita International Co. Ltd.” – firmy produkującej płytki drukowane do obwodów elektronicznych, niemal wyłącznie na eksport.

Ranking TOP 100 Najbogatszych Polaków: Pan Andrzeja na liście gościł w latach 91-93. Zajmował wtedy kolejno 68, 75 i 78 pozycję. W późniejszych edycjach na liście już się nie pojawił.

http://www.topmenedzer.pl/2008/01/andrzej-kita/
=================

czyżby splajtował?
@kontrowersje: wyglada na to ze pcb sie nie zajmuje zreszta w zeszlym roku objezdzalem krajowe firmy z tego sektora (pracuje stricte w temacie) i nie ma takiej firmy z tej.branzy.