Wpis z mikrobloga

#!$%@? wieje pod #zakochanywykop więc może ja naskrobie coś od siebie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ciężko w to uwierzyć, ale to 100% #truestory a nawet #coolstory . Chciałem kiedyś to opublikować jako anonimowe mirkowyznania, no ale skoro już jest okazja... Będzie długo, tldr: historia moja i mojego różowego... Ale ostrzegam - to nie będzie zwykła historia.

Ja - młody, bogaty, przystojny... No dobra, młody wtedy chociaż byłem. Niczym więcej się nie różniłem od Mirków spod tagu #stulejacontent . No, może tym, że nie miałem konta na wykopie ( ͡° ͜ʖ ͡°) I ona - #rozowypasek , obiektywnie 8/10. Dla mnie ideał. Trafiliśmy na siebie przypadkiem - oboje chodziliśmy do technikum o tym samym kierunku, i oboje mieliśmy praktyki zawodowe w tym samym miejscu. Z racji tego, że byłem w tym samym miejscu i rok wcześniej, znałem dobrze miejsce i ludzi, dało mi to dużo więcej pewności siebie niż mam na co dzień.
Spodobała mi się od razu. Fajnie się dogadywaliśmy, w czasie przerw tak kombinowałem, żeby zawsze usiąść obok niej, mając chwilę przerwy w pracy udawało mi się zorganizować z kuchni kawałek tortu gruszkowo-czekoladowego za którym przepadała, tylko po to, żeby móc oddać go potem różowemu na stołówce. W czasie pracy robiliśmy sobie wspólnie różne żarty itd. Jednym słowem - sielanka. Jednak praktyki chyliły się ku końcowi, trzeba było przenieść tę znajomość na grunt nieco bardziej prywatny. A to już dla rasowego piwniczaka niemały problem, prawda Panowie? Udało mi się od niej wyłudzić nr telefonu ("Ej, weź do mnie zadzwoń, bo telefon gdzieś zgubiłem - nic lepszego mi nie przyszło do głowy ( ͡º ͜ʖ͡º) ); i to by było na tyle...

Wróciliśmy każde do swojej szkoły, minęło kilka tygodni. Wiedziałem, że jeżeli nie wykorzystam tego, że mam do niej nr telefonu, to pewnie nigdy więcej się nie zobaczymy... Najprostsze rozwiązanie? Napić się i "iść na całość" napisać sms, zadzwonić, cokolwiek. Tylko jeden problem... Ja wtedy nie piłem. W ogóle. Dla zasady. Dlatego też trochę potrwało zanim się przełamałem, i napisałem głupiego sms do swojej... no właśnie, kogo? Ale przełamałem się, napisałem coś banalnego w stylu "co u Ciebie" czy coś takiego, nie pamiętam już dokładnie. Zaczęliśmy ze sobą pisać, po kilku dniach się spotkaliśmy pod jakimś śmiesznym pretekstem : A wiesz, siostra ma urodziny niedługo, potrzebuję dla niej prezentu, nie pomogła byś mi czegoś wybrać? (To by się siostra zdziwiła, że ma urodziny pół roku wcześniej ( ͡º ͜ʖ͡º) ). Wszystko było na jak najlepszej drodze do tego, żebyśmy byli razem, nadawaliśmy na tych samych falach, po prostu oboje czuliśmy, że spotkaliśmy tą drugą połówkę... I w momencie kiedy czułem, że zaczyna się to przeradzać w coś poważniejszego niż gówniarskie zauroczenie pierwszym różowym z którym mam jakąś bliższą relację niż zwyczajne szkolne "Ej daj odpisać matmę", powiedziała mi... że ona jest Świadkiem Jehowy.
Mi, który byłem od małego wychowany w wierze katolickiej, co niedziela chodziłem do kościoła, modliłem się rano i wieczorem, relację z Bogiem miałem naprawdę zajebistą, laska która mi się szczerze podoba mówi, że... JEST #!$%@? ŚWIADKIEM JEHOWY?! No to chyba jakieś jaja.
Niestety, to żadne jaja nie były. To była szczera prawda...

Spytacie pewnie "no i co z tego?". A no to z tego, że Świadek Jehowy nie może być w związku z osobą, która Świadkiem Jehowy nie jest. Ba, na dobrą sprawę nawet nie może utrzymywać jakiejkolwiek bliższej znajomości z taką osobą. Co jej za to grozi? Wykluczenie. A tego nikomu bym nie życzył. Tak w skrócie: Świadkowie Jehowy mają dwa razy w tygodniu swoje zebrania. Coś jak katolicy chodzenie do kościoła, ale dwa razy w tygodniu. No i na tych zebraniach wszyscy muszą być uśmiechnięci, radośni, okazywać sobie życzliwość, przytulać się itp. Na koniec zebrania pada ogłoszenie : " Anon Anonowski został wykluczony ze zboru Świadków Jehowy". I tyle. To jedno zadnie wystarczy, żeby WSZYSCY Twoi znajomi, CAŁA Twoja rodzina się od Ciebie odwróciła. Dosłownie. Rodzice wyrzucają Cię z domu, ci których do tej pory uważałeś za przyjaciół omijają Cię szerokim łukiem, na ulicy odwracają głowę gdy próbujesz powiedzieć im zwykłe "cześć". Tracisz wszystkich. Zostajesz sam. Sekta pełną gębą. No ale nie o tym ta historia, prawda? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Rozmawialiśmy o tym niejednokrotnie z różowym, i ona była zdania, że musimy zakończyć swoją znajomość - to nie ma przyszłości. Też to widziałem. Nawet kilka razy próbowaliśmy...
To wszystko działo się w okresie Wielkanocnym. W Wielką Sobotę poszedłem do kościoła, najpierw na liturgię, a potem pierwszy raz w życiu zostałem na czuwaniu. To było... Coś niesamowitego, czego nie zapomnę do końca życia. Dobre 10 godzin w ciszy. 10 godzin ciszy i rozmowy z Bogiem. 10 godzin myślenia nad swoim życiem, dotychczasowym, i dalszym. Szczegóły pozostawię dla siebie, ale podczas tych 10 godzin, w pustym, ciemnym kościele nie raz płakałem, i nie raz się śmiałem jak #!$%@?... Podjąłem tej nocy decyzję - trzeba walczyć.

Trochę skrócę naszą historię, i tak się już dość rozpisałem. Na początku próbowałem różówego przekonać, że mimo wszystko możemy być razem. Nie dało się. Teraz z perspektywy czasu widzę, że związek Świadka Jehowy z Katolikiem, czy przedstawicielem jakiejkolwiek innej religii nie ma sensu. Spróbowałem podstępu... Udałem, że w tego Boga katolickiego to ja właściwie to tak nie do końca wierzę, i chętnie im dam się "nawrócić" ( ͡º ͜ʖ͡º) Różowy koniowi spod ogona też nie wypadł, więc tak łatwo to nie przeszło... Ale po dłuższym czasie zgodziła się umówić mnie na "studiowanie Biblii" z jej znajomym Świadkiem. Od tego zaczynają wszyscy którzy chcą zostać Świadkami. Jak się okazało, tym znajomym był Starszy Zboru, czyli ktoś taki jak dla katolików Ksiądz. No i się zaczęło. Chodziłem na to spotkania z nim (zawsze było ich dwóch, on - i jakiś znajomy/znajoma, druga osoba co tydzień się zmieniała), gdzie studiowaliśmy nie Biblię (na co byłem przygotowany) ale... Ich #!$%@?ą żółtą książeczkę, która zawierała tylko odnośniki do Biblii. Oczywiście ich Biblii, i tak wyselekcjonowanych fragmentów, żeby uwiarygodniały wersję Świadków Jehowy.
Robienie wody z mózgu level master. Serio. Gdyby nie wsparcie Boga, jestem pewien, że dzisiaj #!$%@?łbym razem z moim rozowym pod krawatem i z teczuszka w reku od drzwi do drzwi próbując Was nawracać na jedyną słuszną wiarę. W tym samym czasie spotkałem na swojej drodze ludzi, księży i świeckich, którzy pozwolili mi znaleźć odpowiedzi na wątpliwości, które Świadkowie Jehowy próbowali zasiać w mojej duszy. Przypadek? Nie sądzę... Obrałem następującą taktykę: Na spotkaniach, gdzie "studiowaliśmy Biblię" pilnie słuchałem, nie zadawałem wielu pytań, za to te pytania zadawałem mojemu różowemu. A pytań, i to bardzo szczegółowych, miałem całe mnóstwo - skoro starszy zboru nie potrafił wielu z nich wyjaśnić (do tego stopnia, że zaczął podejrzewać, że ja wcale ŚJ zostać nie chcę a na to nie mogłem sobie pozwolić), to mojemu różowemu też musiały dać nie mało do myślenia, zanim mi wytłumaczyła co i jak.

Po dobrym roku takiej zabawy, różowy nie był już nic a nic przekonany do nauk Świadków Jehowy. Byliśmy razem od dłuższego czasu, ale trzymaliśmy to w tajemnicy przed wszystkimi jej znajomymi ŚJ, rodzicami... Żeby wszystkich przeszkód było mało, mieszkaliśmy po zupełnie przeciwnych końcach miasta. A miasto nie małe - stolica... Zawsze po spotkaniu odprowadzałem ją możliwie pod sam dom (tak, żeby nas jej rodzice nie zobaczyli), a ile razy musieliśmy biegiem uciekać przed kimś kto ją znał, żeby tylko mnie z nią nie zobaczył to nam nikt nie zabierze ( ͡° ͜ʖ ͡°) Nie jeden raz też wracałem od niej do domu na pieszo, jak nocny uciekł a nie chciało mi się półtorej godziny czekać na następny. Co to jest 41 kilometrów ;) Ot młodość, romantyzm...

W między czasie skończyliśmy szkołę. Dwa miesiące szukaliśmy oboje pracy, znaleźliśmy mieszkanie które wynajęliśmy za nasze pierwsze pensje i zamieszkaliśmy razem. Różowy udawał cały czas, że mieszka z koleżanką, żeby tylko rodzice niczego... niczego nie podejrzewali? Nie, podejrzewali coś od dawna, ale nie mieli dowodów. Żeby mogli się do niej w ogóle odzywać...

Tak nie przedłużając nie potrzebnie, bo się rozpisałem tak, że pewnie nikt tego nie przeczyta w całości: dzięki temu, że zamieszkaliśmy razem, różowy mógł przestać chodzić na te ich obowiązkowe zebrania. A ja ciągle mogłem drążyć, jak kropla wody w skale swoimi delikatnymi pytaniami o tą ich wiarę... Po mniej więcej pół roku, różowy otwarcie mówił, że Świadkiem Jehowy już nie jest. Po kolejnym roku, zaczęła się interesować moją religią - katolicyzmem. W Wielkanoc 2015 r. przyjęła nasz chrzest. Byłem jej ojcem chrzestnym... Tej samej nocy zostaliśmy oboje na czuwaniu. Tym razem przepłakałem już całą noc...

Pół roku temu pobraliśmy się. Z jej strony nie przyszedł na ślub nikt - ale byliśmy na to przygotowani. Teraz jesteśmy młodym małżeństwem, i pomimo tego, że nie zawsze jest tak różowo jak byśmy chcieli, oboje wiemy, że nasze przeżycia nas niesamowicie połączyły...

Czasem pusty śmiech mnie ogarnia, jak czytam jakieś gównowpisy spod tagu #zwiazki gdzie jeden Mirek drugiemu się żali, że jego dziewczyna to chyba go nie kocha, bo są już od dwóch miesięcy a ona mu jeszcze nie chce dać...

Pewnie zastanawiacie się, czemu w takim razie w walentynki zamiast spędzać czas z żoną, opisuję historię swojego życia na jakimś portalu ze śmiesznymi obrazkami? A no bo romantyczny chciałem być za bardzo... Pamiętacie ten tort gruszkowo - czekoladowy o którym wspominałem na początku wpisu? Dzisiaj chciałem go zrobić różówemu w ramach bycia romantycznym na walentynki... Różowy od dobrej godziny siedzi w kiblu, więc z seksu dzisiaj raczej nici ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale i tak ją kocham ponad życie

  • 10