Wpis z mikrobloga

Kolejna część opowieści pod tagiem #opowiescizprzygotowawczej #wojskopolskie
Wołam wszystkich plusujących poprzedni wpis


Nawet nie wiem od czego zacząć ( ͡° ͜ʖ ͡°) ale może po kolei. Kolejny dzień pamiętam jak przez mgłę. Zaprawa przy -15 stp. C nie była najmilsza. Nie ubierzesz się w dresy, bo przepizga, mundury? No niby tak, ale.. no jakieś ale jest. Prze tą pizgawicę nasz zaprawy wyglądały tak: albo biegaliśmy w mundurach, zakładając ocieplacze, albo maszerowaliśmy w okół placu, czasami na placu biegaliśmy kółka. Przeważnie w tych #!$%@? bechatkach. Matko, jak ja tego nie nawidziłem. Grzało dobrze, nie było nam zimno. Uwierzcie mi, że nowe zimowe buty też spełniały rolę - nie było zimno w stopy, dobrze chroniły przed wilgocią. Sęk w tym, że później wilgoć z nich wychodziła. Te białe plamy jakie pozostawia pot na czarnym są znane wszystkim ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie jestem pewien, czy nas tak hartowali, ale takie wychodzenie z ciepłego na zimne, będąc spoconym, nieźle nas przetrzebiało. Zaprawa, spocony, do izby, 10-15 minut czekania, aż Star odpali (tak, tak, o tym za chwilę). Przejście do Stara i jazda przez pół miasta w pizgawicy, spoconym. Na stołówce trochę odtajasz, potem znowu w zimne i tak #!$%@? w kółko.
Dlaczego jeździliśmy Starem, zapytacie. Otóż ktoś wymyślił, że na miskę będziemy jeździć na Lwowską do 1bsp. U nas, w 21bdow nie było czynnej stołówki, bo po co? Ostatni raz, gdy zeta była na jednostce to 2007. I jeździliśmy, trzy razy dziennie, tracąc czas. #!$%@?ło to: naszą kadrę, kadrę z 1bsp, ludzi na stołówce, a finalnie nas. Prawie trzy godziny dziennie w plecy, które moglibyśmy spożytkować inaczej.

Tutaj wchodzimy w inny wątek - żarcie. Czasy gdy wojskowe jedzenie było mało strawne, a jadłospis ubogi i powtarzalny to przeszłość. Karmili nas bardzo, ale to bardzo dobrze. Śniadania były aperitifem. Zazwyczaj występowała kiełbasa (wiadome, tradycja w wojsku) pod różnymi postaciami - smażona, gotowana, czasami parówki. Do tego serki,wędliny, czasami pomidory, bywały jogurty i słodkie buły, sporo pieczywa i w opór herbaty.Herbata, słynna herbata. Ci, którzy nie byli w wojsku uważają, że dodawanie tlenku bromu to legenda. Ci którzy byli, kiwają głowami i mówią, że jednak brombatka była. Co robi tlenek bromu? Sprawia, że żołnierz nie myśli o debilizmach. Z rana nie ma powstańca w gaciach. Po prostu, wszystko ułożone, hamuje w jakiś sposób libido i uwaga! uzależnia od słodkiej brombatki ( ͡° ͜ʖ ͡°) [Tutaj też wchodzi #!$%@? wątek przydziału picia. Ograniczał się do tego, co dostaniemy na stołówce. Nie muszę mówić, że chodziliśmy odwodnieni. Co prawda kupowaliśmy zgrzewki za własną kasę, ale to i tak mało, bo człowiek przy wysiłku potrzebuje wypić bodaj 3 litry dziennie. My piliśmy po litr czy półtorej dziennie, może mniej.]. Obiad! Obiad to mistrzostwo - spore porcje, ziemniaki czasami był smażony ryż, sztuka mięsa - żeberka, kotlety mielone, schabowe, czasami z piersi kurczaka, jakieś mięso w sosikach - poezja! Do tego dwie surówki, jedna lądowała na talerzy z głównym, drugą brałeś z talerzykiem, picie i zupa. Tak obładowany szuflowałeś! Pamiętajcie, najpierw główne, potem zupa ( ͡° ͜ʖ ͡°) Kolacja to bieda, ale zrozumiała - nie może być ciężka. Szynka, plasterki sera czy serka wiejskiego, chleb bromabatka.
To wszystko miało jedną, zasadniczą wadę. Pędziło nas niemiłosiernie. Srałem tak z 5 razy dziennie. Nie zdążyłem wracać z obiadu, a śniadanie już leciało ( ͡° ͜ʖ ͡°) Jak stwierdziła moja matka, zawodowy kucharz, to sprawka sody, którą dodawali by szybciej się ugotowało. Oprócz niezłego srańska, które zużywało tony papieru (czasami był to towar deficytowy XD ), waliliśmy niesamowite bąki. Na początku się kryliśmy, ale gdy Iwan, ryj z mojego plutonu i mojej drużyny, zdetonował ładunek w świetlicy, na zajęciach z porucznikiem G. , śmiechu było co nie mało. Potem już się nie krępowaliśmy. Nie raz i nie dwa, ktoś na apelu perfidnie #!$%@?ł się stojąc w drugim szeregu. Smród szybciej mordował, niż sarin XD musielibyście zobaczyć minę kaprala, gdy i do niego dotarła fala. Apogeum było pewnego dnia, gdy leciałem na dwójkę. Sanitariat miał trzy pomieszczenia: 1. z umywalkami, pralkami i kabinami, łączył się przez taki przedsionek z wieszkami, z kabinami i pisuarami. Wchodzę do przedsionka i jak mnie #!$%@? nie odrzuciło w tył. Wszystkie kabiny zajęte, walenie w rury trwa. Stężenie metanu było niesamowite, z otwartym ogniem nikt nie chciał wchodzić. Najlepsze było to, że gdy ja zająłem miejsce, do środka wpadł pdf dyżurny, który równie szybko #!$%@?ł śmiejąc się i dusząc z smrodu.

Propos toalety i kwestii ewentualnej grzybicy stóp - nikt nas z nie złapał tego shitu. Na początku myliśmy się całą kompanią, 47 typa w łazience. Ruch jak #!$%@?, zlot gołych, łysych mężczyzn ( ͡º ͜ʖ͡º) Potem, by szło nam to sprawnie, myliśmy się plutonami. Wszystko na czas. Siedem minut, czasami zgodnie z maksymą CZAS W WOJSKU BIEGNIE NA SKRÓTY.. zagęszczało się ruchy. Jak się myliśmy? Wpadał pierwszy do kabiny, ten co najszybciej zrzuca z siebie dres, odpala prysznic. Wskakuje jeden, moczy się, wyskakuje, wskakuje kolejny do moczenia się. Mydło w łapę, szorujemy się na środku, jak w wszystkich filmach o hamerykańskim pierdlu. Potem wskakiwaliśmy się spłukać. Jak byłeś szybki, miałeś czas by dopaść do umywalki, umyć zęby i zrobić przepierkę. Niektórzy myli się cali w umywalce. Stoi taki goły typ, kran odkręcony na całego. Na półeczce pod lustrem leży szczoteczka i pasta, on się myje w najlepsze, obok czeka bielizna do przepierki. Bardzo, ale to bardzo szybko nauczyłem się, że najlepiej prać codziennie. Poszedłem po najmniejszej linii oporu, konformista i robiłem tak jak inni, bo miałem sprytny plan prania w weekend. Przepierka codzienna to szybkość, ergonomia i zawsze czyste gacie/skarpety. Wrzucaliśmy to na jeden, długi kaloryfer, który był rozgrzany jak piec hutniczy. Do 5 rano wszystko było suche jak pieprz. Dwa czy trzy razy praliśmy zielone koszulki pod mundury i niebieskie od dresów.

Jak wyglądał nasz dzień? Pobudka o 5, czasami 10 po. Po nieudanym występie toalety porannej o 5:30, mieliśmy cichą umowę z służba dyżurną, iż od 5 mogliśmy iść się oporządzać. Golenie na w pół śpiąc, to jest to. Potem micha, i zajęcia. Różne. Generalnie kładziono nacisk na musztrę i regulaminy, ale ktoś układał ten plan szkoleń inaczej, przez co mieliśmy wiele innych rzeczy. A tu #!$%@? trzeba nauczyć się chodzić i meldować. Dwoma rzeczami rzyga elew w czasie unitarki - mustrzą i regulaminami. #!$%@?, jak ja tego nienawidziłem.
Musztry za to, że ćwiczyliśmy na lodzie. Na Podhalu są zimy, prawdziwe. Sypie śniegiem, mróz #!$%@?. Żaden debil nie pomyślał, by nawet nas zaprzęgnąć do skucia placu apelowego łopatkami piechoty. Nie #!$%@?! Musztra na lodzie. Nie mówiąc o tym, że uliczki na jednostce też były pokryte lodem. W normalnych warunkach, przy musztrze musisz wykonywać góra trzy do czterech czynności. Trzymasz krok, jednocześnie przybijając i słuchając rozkazów, równasz w czwórkach i kolumnach, pamiętasz o rączka-sprzączka. W zimę? #!$%@?, musisz uważać, bo każdy krok może być podjazdem. Nie mówię o biegu, ale o zwykłym chodzie. Zaprawy poranne w postaci marszu w okół placu to zabawa w kto się #!$%@?. Zazwyczaj szedłem na końcu, jako knypek, więc śmiesznie było obserwować jak ktoś idzie i nagle robi figurę. Tutaj pojawia się postać Pepe. Nie, nie tej żaby, tylko piłkarza. Dowiedziałem się, że ten Pepe robi wślizgi z dwóch nóg. Nasz Pepe, przy wywalaniu się też tak robił, kosząc kilku ludzi obok. Gdy kilka kręgli padało, można było być pewnym, że to Pepe ( ͡° ͜ʖ ͡°) Musztra do pożygu. Tupiesz, skręcasz, trzymasz krok, rączka, sprzączka. Na początku najwyżsi, na końcu ludzie mojego kroju. Dysonans gotów - oni muszą dostosować krok do niema wszystkich, nie za wolno, nie za szybko, nie za długo. My mali musimy robić trzy kroki przy ich jednym, jednocześnie trzymać szyk, rytm etc.
I regulaminy, #!$%@?, jak ja ich nienawidziłem. Co prawda otrzymałem książeczkę z regulaminem, czasami dwie na drużynę, ale rzadko ją czytałem. Dostawałem dreszczy od czytania tego betonu. Gdy doszło prawo do użycia broni, załamałem łapy nad betonem jaki jest w wojsku. Nie mniej, musztra i regulaminy to nie jedyne zajęcia jakie mieliśmy.

Chcecie więcej? Trzaśnijcie plusy na potwierdzenie, śledźcie tag #opowiescizprzygotowawczej
  • 8
@NukeOps: Świetne lepiej bym tego nie opisał.Sam trafiłem na pobór w styczniu 2012 gdzie bywały temperatury -25stopni o 5:30.Wtedy odwoływali zaprawy i jechaliśmy pompki i brzuszki na korytarzu.Jesli sie ocieplilo do -15 to juz normalnie bieganie.Wracając do żarcia jestem juz w armii ponad 5 lat i jakoś nie pokochałem tego żarcia.Wszystko zależy od tego pod jaki WOG podlega jednostka i tak najgorsze gówno jadłem w Inowrocławiu a najlepiej w Olesznie.Jeśli chodzi
@NukeOps: to samo mialem u siebie na zimowym turnusie :P Zaprawy w mundurach bieg albo przemarsz, a czasem na placu apelowym przysiady i pompki. Przy wyjsciach na zajecia w pole po lesie co chwile ktos #!$%@? sie - nawet zawodowi :D Ja moge sie pochwalic, ze ani razu nie wywrocilem sie :D Przez pierwsze dni myslalem, ze #!$%@? mnie strzeli jak juz od zaprawy caly dzien spocony czlowiek chodzil i biale