Wpis z mikrobloga

Jeżeli ktokolwiek uważa, że spiskowcy nie mają co robić, że dziś jedna Magda a jutro inna....to niech to przeczyta.....tylko do końca....szanse na zmianę czegokolwiek są nikłe, ale może prześmiewcze uśmiechy zamilkną po przeczytaniu tego anonimowego komentarza.....ludzie potrafią marnować czas na bezsensowne akcje a to, co powinno zrzeszyć tłumy, by inni nie bali się mówić, pozostaje czyimś wzruszeniem ramion....tak to działa Dziękuję autorowi, jeśli rozpozna swój tekst...więc:
". Śledztwo spiralne
Gdańsk, Wejherowo, Sochaczew i Sopot. Czerwiec i lipiec 2015
Najsłynniejsza gdańszczanka. Bohaterka 420 tysięcy publikacji i wpisów internetowych - to wynik stukrotnie lepszy od Danuty Wałęsy. 19-letnia blondynka o regularnych rysach znikła w Sopocie 17 lipca 2010 roku, około wpół do piątej nad ranem. Z Dream Clubu wyszła pokłócona ze znajomymi. Miesiąc po jej zaginięciu osoba posługująca się nickiem Lidia90 - i używająca systemu TOR, który przekierowuje połączenia sieciowe, maskując IP komputera - napisała na forum trójmiejskiego portalu, że porywaczem albo zabójcą dziewczyny może być "Krystek z Sopotu (...) znany trójmiejski alfons rekrutujący młode prostytutki dla klientów z wyższej półki". Dalsze szczegóły z wpisu: "...facet ma jakieś 60 lat, taki szczupły, młodzieżowo-sportowo się ubierający (często w berecie), grający w tenisa - wiecie, taki typ wiecznie młody...".
Krystian W. nie chodzi w berecie, ale w bejsbolówce, w tenisa nie gra - kiedyś rzucał kulą, lecz potem została mu tylko siłownia. Wreszcie: z powodu łysiny prezentuje się raczej staro niż "wiecznie młodo". Jednak ani Joanna Skiba, ani Mikołaj Podolski jeszcze tego nie wiedzą. Dziennikarz po wyjściu od matki Anaid dzwoni do naczelnego. Janusz Szostak kupuje temat od razu. Gdyby jego redakcji udało się rozwikłać zagadkę zaginięcia Iwony, miałby z głowy wszystkie kłopoty finansowe. Natychmiast przydziela do pomocy Podolskiemu młodą reporterkę z Łodzi. To Marta Bilska, która już wcześniej pisała o zaginięciu Wieczorek. Ona i Mikołaj przez najbliższe pół roku nie zobaczą się na oczy, ale przegadają - telefonicznie i na Facebooku - setki godzin.
- To było śledztwo spiralne - powie nam Podolski. - W sprawie śmierci Anaid i w sprawie zaginięcia Iwony jednocześnie. Prokuratury i komendy nie dawały praktycznie żadnej pomocy. Ani w Gdańsku, ani w Wejherowie - jakby był jakiś zakaz udzielania w tej sprawie informacji.
"Krystek" słabo się skleja z Iwoną Wieczorek, ale Mikołaj nie odpuszcza: - Znaleźliśmy kolegę Krystiana W., policjanta, który przez pewien czas spotykał się z Wieczorek. Znaleźliśmy też świadka, który twierdził, że widział Iwonę w pałacyku, gdzie zwożono porwane dziewczyny. Pałacyk stoi w Duninowie pod Ustką. A w samej Ustce działał klub nocny Summer Dream - filia sopockiego Dream Clubu, gdzie "Krystek" brylował. Kolejne połączenie: facet, na zlecenie którego - jak wówczas sądzili policjanci - Iwona miała być porwana, jest ojcem gościa z Wejherowa, a ten prowadził burdel raptem kilometr od miejsca, w którym W. mieszkał przez kilka lat z rzędu... Wszystko nam się z Martą coraz bardziej łączyło. Pytałem dziewczyny, które miały kontakt z "Krystkiem", o jego różne zachowania. O to, co ma w głowie, jak działa. Zrobiłem profil. Spisałem na kartkach fakty, cechy, powiesiłem sobie nad komputerem. "Śledzenie", "szantaż", "uprowadzenie", "Dream Club", "częste zmiany numerów", "sutener", "kłamca", "poczucie bezkarności", "wywożenie dziewczyn", "zmowa milczenia", "zabieranie komórek", "wyławianie dziewczyn w klubach", "zmuszanie do seksu", "zaciąganie do samochodu"... Powtarzalność zachowań. 99 procent ludzi nie potrafiłoby sprawić, aby Iwona Wieczorek znikła bez śladu. Krystek jest w tym pozostałym 1 procencie.
Tekst Podolskiego i Bilskiej ukazuje się na początku lipca w wakacyjnym, podwójnym numerze "Reportera" i nosi tytuł "Krystian jestem. Zostań moją dziwką". Duża część reportażu poświęcona jest domniemanym związkom W. z zaginięciem sprzed pięciu lat. Publikacja - mimo swej mocy - nie wstrząsa Polską. Nikt nie podejmuje tematu. Bilska i Podolski mają przekonanie, że wpadli na trop wielkiej sprawy. A jednak biją głową w mur.
Mikołaj: - Rozmawiałem z przedstawicielami trzech dużych trójmiejskich mediów. Pytałem, dlaczego nie chcą pociągnąć tej sprawy. Dwóch nie chciało mi podać powodów, może mieli jakieś biznesowe relacje z Turczyńskimi... nie chcę o tym przesądzać. Trzeci odpowiedział mi szczerze: "Boję się".
Freelancer pisze do znanego w Trójmieście dziennikarza śledczego, laureata nagrody Grand Press za demaskatorski tekst o gdańskich prawnikach Romana Daszczyńskiego z "Wyborczej". I znowu - nic. Daszczyński właśnie żegna się z redakcją.
W lipcu zdesperowani Szostak, Podolski, Bilska wysyłają listy do nowo wybranego prezydenta Andrzeja Dudy, posłów, Prokuratury Generalnej, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka. Na "Apel w związku ze zwiększającą się bezkarnością przestępców seksualnych" nie odpowiada nikt.
Mikołaj: - Tymczasem w jednym tylko miesiącu sądy wypuściły na wolność seryjnego gwałciciela z Wrzeszcza, całe szefostwo gangu "Braciaków" - bydlaków, co tatuowali dziewczyny jako swą własność, i jeszcze fotografa ze Straszyna, tego, który wabił nastolatki pod pozorem robienia im sesji. Zaraz po wyjściu z paki znów zgwałcił. Studentkę z Ukrainy. Razem z Martą poprosiliśmy więc o przyjazd do Trójmiasta dziennikarzy z większymi możliwościami.
Pada na Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego.
Podolski: - Na pierwszy mail mi nie odpowiedzieli. Napisałem znów o całkowitej obojętności policji, o Marcinie Turczyńskim, który się przewija w opowieściach skrzywdzonych dziewcząt, a który uchodzi wciąż za człowieka kultury... Po trzecim mailu Latkowski oddzwonił.
Druga połowa lipca 2015 roku, Trójmiasto
Latkowski i Majewski jadą przepełnioną autostradą A1. - Już po kilku spotkaniach wyszło, że policja i prokuratura dały ciała - powie nam potem Majewski.
Latkowski doda: - Sopot jest znany w Polsce, w kręgach artystycznych, w kręgach biznesowych: jeśli masz pieniądze i chcesz wyrwać sobie małolatkę, to jedziesz właśnie tam. Powstały w ostatnich latach lokale, które takie rzeczy umożliwiają. Jest przyzwolenie na takie klimaty. Policja nie przeszkadza.
Między 15 a 20 lipca warszawscy reporterzy rozmawiają z byłymi i czynnymi policjantami, z bywalcami Zatoki, dyskoteki Makahiki i klubu go-go. Zdobywają zdjęcia nastolatek huśtających się pod sufitem w Dream Clubie. Idą z nimi do Turczyńskiego. Ten przyznaje z niechęcią, że dziewczyny polecane przez "Krystka" istotnie dostawały pracę, a sam W. bywał na firmowym jachcie Zatoki Sztuki. - Raz dostał łódź do umycia, bo Zatokę odwiedzała ekipa telewizji 4fun.tv. Innym razem pomagał komuś przy transportowaniu łódki do mariny w Pucku. I jeszcze, zdaje się, dwa lata temu, przez kwadrans, był na wodzie z którąś ze swoich dziewczyn.
- A samochody?
- Odprowadzał je do warsztatów, żeby klocki hamulcowe wymieniać i takie tam... Chyba jeździł też na myjnię - Turczyński macha ręką. - Ja przecież nie kontroluję, kto odwozi auto do czyszczenia. Tego pana osobiście ledwo znam. To jest człowiek z innego świata, nie mojego. On jedynie wykorzystywał mnie i moją reputację, żeby siebie uwiarygodnić. Zawsze, gdy masz taki biznes, pojawiają się tego typu pijawki. Chyba to rozumiecie...
- Oszukiwał nas, jest niemożliwe, by właściciele jakiegoś klubu nocnego nie wiedzieli, że ktoś im przyprowadza 14-latki, 15-latki... - powie nam trzy miesiące później Majewski. - Takie dziewczęta są dla tego typu lokali cenne, bo przyciągają klientów samą obecnością. A Krystek przyprowadzał duże ilości. Dlatego mu też na wiele pozwalano. W Zatoce. Dom kultury? Bez jaj! Nawet w trakcie tej naszej rozmowy z Turczyńskim przy barze obok siedziała wyfiokowana dziewoja po kilku operacjach poprawiających urodę i klęła do komórki jak szewc.
- W Trójmieście działał system - doda Latkowski. - Krystian W. był jego trybikiem. Wiem o bogatym przedsiębiorcy, który dosłownie kupuje Sopot i który zaprasza na orgie z małolatkami zagranicznych gości. Policjant z CBŚ mi powiedział takie ładne zdanie: "Należałoby to miasto zbombardować, a potem jeszcze podpalić". Bo uczciwi policjanci są tam bezradni.
Nim jeszcze Latkowski z Majewskim opuszczają Trójmiasto, do Podolskiego dzwoni jedna z poszkodowanych dziewcząt, Mirella. Powtarza to, co napisała o "Krystku" do Asi Skiby, a potem na jednym oddechu dodaje: - Ale Marcin Turczyński to jest zupełnie inny człowiek. On jest w porządku.
- Po tej rozmowie byłem już pewien: oni robią nerwowe ruchy - wspomni Mikołaj. - Przez następne dni i ja, i pewnie oboje Turczyńscy... czekaliśmy, co wystawią Kulisy24.
Majewski: - Tuż przed publikacją była seria telefonów od prawników i różnych tak zwanych znajomych znajomych. Dzwoniący chcieli nas przekonać, że należy zminimalizować rolę Turczyńskiego i Zatoki Sztuki. Odciąć to wszystko od Krystiana W.
Latkowski: - Warszawka była bardziej przerażona niż Trójmiasto. Aż w końcu pojawił się osobiście pan z gotówką i propozycją "kasa za milczenie". Pogoniliśmy go.
Artykuł "Trójmiasto. Seksualne wykorzystywanie dzieci" pojawia się w sieci 25 lipca. Tekst jednoznacznie osądza "Krystka" i nie oszczędza Turczyńskiego. Wpisy internautów: "Krystek to zwyczajny alfons pedofilski ochraniany przez policję i prokuraturę, bowiem jego klientami są możni, bogaci i wpływowi. I to cała tajemnica". "W Trójmieście wymknęło się to spod kontroli dopiero po samobójstwie dziewczynki. Nihil novi". "Mam nadzieję, że ten artykuł, zgromadzone materiały i dowody ukrócą raz na zawsze ten proceder. Że Krystian pójdzie siedzieć, a policja i prokuratura znajdą w swoich szeregach winnych tuszowania afery".
Nic podobnego. Organy ścigania nie wykonują żadnych ruchów. Tylko niestrudzony Mikołaj publikuje na internetowej stronie "Reportera" felieton "Krystian W. może zatopić Zatokę Sztuki". Dowodzi, że "Krystek" nie tylko mył samochody i opiekował się jachtem Zatoki, nie tylko dostarczał do klubów dziewczyny, ale też prowadził z Turczyńskimi oficjalne biznesy.
Niewykształcony, bezrobotny, karany rencista był przez dwa miesiące prezesem spółki o nazwie Gastronom Makahiki. Zbieżność z nazwą klubu przy placu Przyjaciół Sopotu nieprzypadkowa."
#magdazuk #csiwykop #polityka #dobrazmiana
  • 2
ja mimo wszystko też mam nadzieję chociaż marnej próby walki...może tak jak Karnowski w Sopocie, mając układy z półświatkiem rozrywki innej niż kulturalna, do której zjeżdźa Warszawka i z której ta podła i snobistyczna mieścina słynie, stanir się chociaż tyle, że ktoś po imieniu to nazwie? Zatoka świń..to dobra nazwa artykułu i roli tego miejsca. Wszyscy wiedzą, jak z Wrocławiem, a nikt nic nie zrobi. .Mamy sztukę..świnie..i pranie brudnych pieniędzy. Świń w