Wpis z mikrobloga

Witam. Szukałam porządnego forum bez spamu i trolli w celu uzyskania porady, mam nadzieję, że tym razem trafiłam dobrze. W moim życiu sporo i szybko się ostatnio dzieje i ciekawa jestem, jak oceniłybyście podobną sytuację. Wiem, że już po tytule może to zabrzmieć strasznie, ale proszę, przeczytajcie całość zanim wyrazicie opinię.

Otóż tak właśnie przez wielu oceniany jest mój partner. Z wielu względów słusznie. Kilka lat temu przeprowadziłam się do blokowej dzielnicy Wrocławia. Jako, że jestem nocnym markiem, często korzystam z całodobowego monopola dla zrobienia zwykłych zakupów. I tam właśnie go zobaczyłam. Cholera... miałyście kiedyś coś takiego, że cały świat Wam zawirował na sam widok jednego faceta, że nie mogłyście przestać o nim myśleć przez całe dni, tygodnie, miesiące? Że wszystkie poprzednie miłości i miłostki wydawały się przy tym niczym?

Wiedziałam, że to kontrowersyjny strzał. Po pierwsze, ma problem z alkoholem. Niby zatrudniony jest w tym całodobowym jako coś w rodzaju pomocy/ochrony (jak się później okazało, sklep po prostu prowadzi jego ciotka i z dobrego serca daje mu zarobić), ale czasami kiedy przychodzi podchmielony, nawet nie wpuszcza go do środka. Stoi wtedy pod sklepem, zagadując się z lokalnymi żulkami. Często sam, kręcąc się w kółko ze świecącymi wiadomo po czym oczkami.

Ale nie. Nie drze ryja. Nie jest nigdy wulgarny, napastliwy. To chyba najbardziej łagodny i spokojny człowiek, jakiego znam. I nie mówię tego jako 15-letnia siksa zakochana w "łobuzie". Mówię to jako 32-letnia kobieta, magister ekonomii, która zawsze obracała się w sferach typu "ą-ę", która ma w życiu trochę doświadczeń i umie dobrze, często surowo oceniać ludzi. Facet po prostu znalazł się tu gdzie znalazł przez słaby charakter, patologiczną rodzinę i niską inteligencję, ma jednak cholernie dobre serducho.

Jak to się zaczęło? Kiedy zaczął mnie już kojarzyć, podpity-nie podpity, za każdym razem z daleka krzyczał "dzień dobry", z czasem po prostu "siemanko" i kłaniał się w pół. Nie muszę dodawać że trafiona strzałą amora aż cała w środku podskakiwałam. Zaczęłam się uśmiechać, zagadywać, zawsze po prostu sam jego widok działał na mnie jak balsam. Ale powtarzałam sobie "Daga, do licha ciężkiego, to nie jest facet dla ciebie". I tak przez jakiś rok.

Kiedyś szłam wieczorem z koleżanką i spotkałyśmy go po drodze. Ja oczywiście, prawie fruwając, krzyknęłam przywitanie i wystosowałam uśmiech numer 8. Podszedł do mnie i powiedział, że ma prośbę. Jąkał się i przepraszał dwie minuty, zanim zachęcony przeze mnie przeszedł do sedna. Cóż, czy mam pożyczyć kilka złotych na piwo.

Taak, wiem, tragedia, fejspalm i tak dalej. Ale zanim przestaniecie czytać i uznacie mnie za wariatkę, proszę, poczekajcie jeszcze trochę.

Oczywiście na sam widok jego buźki wyparowały ze mnie jak z bicza strzelił i gotowa byłabym mu oddać cały portfel, ale wygrzebałam jakieś trzy złocisze sama siebie pilnując, żeby totalnie nie zwariować.

Rzecz jasna, miałam gdzieś, czy mi to odda czy nie odda. Ale już następnego dnia gonił ze mną w deszczu zasapany przez pół ulicy, żeby zwrócić dług. Nie miał drobniej, ja nie miałam rozmienić, chciał mi dać całość, mówię cholera, Wojtek, nie trzeba, sąsiedzi muszą sobie pomagać, może kiedyś ja będę w potrzebie (uśmiech numer 8 wciąż aktywny). Powiedział, że ok i mało się nie rozpłynął w podziękowaniach, aż mi motylki w brzuchu zwariowały. Ale jeszcze następnego dnia dogonił mnie z odliczonymi trzema złotymi i uparł się, żebym wzięła.

Niedługo później wracałam po zmroku z biura. Zastałam go kołyszącego się pod sklepem, oczywiście rzuciłam jeden ze swoich błyskotliwych tekstów typu co tam Wojtuś taki zamyślony, krótka gadka szmatka... Nagle pada pytanie. Bo on przeprasza, że tak pyta, bo ja pewnie nie mam czasu, bo on nie chce się narzucać, bo właściwie nie powinien pytać, skoro na pewno mam sporo roboty w domu (i 5 kolejnych zdań usprawiedliwień), ale... czy nie napiłabym się z nim piwa.

I wierzcie lub nie, ale kupiliśmy po dwie puszki i poszłam z nim jak rasowa karyna do najbliższego parku. Ja, odstrzelona milady w markowych ciuchach, ładnych bucikach, itp i on - w dresiku, z błędnymi oczkami i rumianą buzią. Opowiedziałam mu całą historię swojego życia, wylałam wszystkie żale z pracy... Potem spotkaliśmy sie drugi raz w tym samym miejscu. Chyba jeszcze nigdy nie czułam, żeby ktoś słuchał mnie z takim szczerym zainteresowaniem.

Kolejne spotkania były już u mnie w mieszkaniu. Wiadomo. Dopięłam swego, miałam go. Tylko co dalej, pomyślałam. Uświadomiłam sobie, że cholernie chcę, żeby to trwało, że po prostu potrzebuję tego człowieka i jest dla mnie największym możliwym szczęściem.

Jest do bólu prostolinijny, plącze się w trudniejszych zdaniach. Ale mnie po prostu wystarczy jak leżymy wtuleni i widzę ten jego pełen miłości wzrok, jak mnie całuje, jak mnie wysł#!$%@? i stara się na swój sposób radzić (w sprawach biura rachunkowego, które prowadzę i o których to sprawach on nie ma zielonego pojęcia ). Ale wiecie co? Żaden z facetów, których miałam wcześniej, choćby nie wiem z jakiego był dobrego domu i ile miał skończonych szkół, nie traktował mnie z takim szacunkiem, jak on. Nie znam drugiej takiej osoby, która tak często mówiłaby proszę, przepraszam, dziekuję, czy na pewno chcesz, czy nie przeszkadzam, czy jesteś pewna.

Co ważniejsze. Powiedział, że chce dla mnie ograniczyć alkohol i już po 3 miesiącach widzę naprawdę duże postępy. Widzę, że cholernie się stara. Kiedy poznałam jego matkę, była cała zapłakana i stwierdziła, że jeszcze nigdy nie widziała go tak zmotywowanego, w takim stanie. Ostatnio zaczynam go namawiać, żeby uniezależnił sie od rodziny i spróbował pracować gdzie indziej, niż to pożal sie Boże dorabianie w sklepie (ciotka nawet go na kasę nie wpuszcza, bo uważa, że jest za głupi) plus utrzymywanie się na przemian z zasiłków i emerytury rodziców. Wcześniej próbował pracy na etat w różnych magazynach, no ale nigdy długo sie nie utrzymywał, tylko dawali mu łupnia a to za przychodzenie podpitym, a to za nie stawianie się do pracy, itp. Widzę, że teraz jest bardzo zmotywowany i wierzę, że może się udać. W dalszej perspektywie zastanawiam sie też nad nauczeniem go podstaw w swojej pracy, potrzebnych do pomagania mi w biurze przynajmniej w podstawowych sprawach (a wbrew pozorom, wyszłoby tego sporo). Zresztą, cholera, nie chodzi mi o pieniądze. Sama zarabiam ze swojej działalności tyle, że jestem w stanie utrzymać siebie i jego, a jeśli do tego dojdzie jego mała bo mała pensja z jakiejś pracy na jego pułapie (albo mi odejdzie koszt zatrudnienia pomocy w biurze, gdy firma bardziej mi się rozwinie), to już w ogóle jesteśmy moim zdaniem w stanie żyć naprawdę ok. Poza tym, moim zdaniem nie chodzi o porównywanie zarobków, tylko czy obie strony się starają.

Kiedy przedstawiłam go swoim rodzicom, oczywiście była rozpacz. Przy nim byli mili, ale potem zaczęły się telefony. Dziewczyno, czy ty masz jakieś kompleksy, dlaczego nie znajdziesz sobie jakiegoś fajnego, inteligentnego, przystojnego (btw, zawsze miałam specyficzny gust i dla mnie rumiany "misiek" z jasnymi oczami jest wszystkim, przy czym chcę się budzić). To jakiś element, patologia, zniszczysz sobie życie, będzie na tobie żerował, itp.

Cholera, nie! Żadne kompleksy. Moim zdaniem, jestem wręcz osobą zarozumiałą - ciągle mam właśnie przeświadczenie, że gdybym się postarała, znalazłabym sobie faceta z dobrymi zarobkami, wysokim IQ itp. Tyle, że ja po prostu chcę jego. Chcę się nim opiekować, pomóc mu wyjść na prostą, uwierzyć w siebie. I tak, myślę, że go kocham. Od nikogo też wcześniej nie doświadczyłam tyle miłości, szacunku i delikatności, co od niego.

No, skończyłam. Gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca. W sumie nie wiem, czego od Was oczekuję... nie "weryfikacji", bo podjęłam już decyzję. Ale opinii. Może po prostu zrozumienia? W końcu znalazłam się na wątku dla babek, które zwierzają się sobie z miłosnych kolei

Czy po tym wszystkim, co tu nagryzmoliłam, tak jak 80% mojego otoczenia uważacie mnie za stukniętą wariatkę, która pakuje się w kłopoty, czy chociaż Wy jesteście w stanie mnie zrozumieć?

#kisielwgaciach #podrywajzwykopem #wizaz #niemoje #pasta #trudnesprawy
  • 4
Cóż, miłość jest ślepa, o ile nie jest to jakaś #zarzutka albo #pasta to dobrze, że facet w końcu ma motywację by się zmienić i że ktoś go do tego motywuje (być może wcześniej nie miał wsparcia, a słyszał tylko krytykę ze strony bliskich - a to nie mobilizuje do zmian) no i życzę szczęścia :)