Wpis z mikrobloga

#motomirki,

Skrobnę parę słów na temat wyprawy do Rumunii na #motocykle, którą z której wróciłem w tym tygodniu.
Postaram się dodać parę wskazówek, bo widziałem, że parę osób się wybiera na Transfagaraską albo na inną dalszą wyprawę.
TL;DR: pojechałem do Rumunii motocyklem

Od początku: jechaliśmy na 5 dni, z Białegostoku. Ja Triumphem Tigerem 1050, i moi dwaj kumple Banditem 1250 i Versysem 650. Każdy z nas wyposażony w kufry/kufer i rollbag.
Nie zaplanowaliśmy wcześniej żadnego noclegu, a i trasa była ustalona luźno. Nie braliśmy namiotów, natomiast kupiliśmy po śpiworze za 30 zeta w decathlonie w razie W.
Pierwszego dnia zajechaliśmy w Bieszczady i po tym jak znaleźliśmy jakiś nocleg (pytając od drzwi do drzwi) pojechaliśmy zrobić dużą pętlę, a potem na tamę w Solinie.
Tego dnia było gorąco i zaproponowałem kumplom, że może powinniśmy cisnąć na Chorwację, żeby wskoczyć gdzieś do morza, ale przekonali mnie, żebyśmy trzymali się planu. Mała flaszka wieczorem i zasnęliśmy jak dzieci. Rano ruszyliśmy w stronę Rumunii przejeżdżając przez Słowację i Węgry. Po przejechaniu Karpat trochę się nudziło i było bardzo gorąco. Słowacja i Węgry niczym nie porywają, większość trasy to płaskie boczne drogi, trochę głównych dróg szybkiego ruchu. Płasko i dość prosto.
Na granicy z Rumunią czekała nas kontrola graniczna, a w pierwszej napotkanej miejscowości zjedliśmy pizzę (o dziwo nie z gruzem...)
I zarezerwowaliśmy mieszkanie przez booking.com na 2 noce (tutaj polecam szczerze YellowBoot w Sybinie 10/10 65 euro za mieszkanie 3-4 osobowe...)
Dojechaliśmy późno więc po kolacji i lekkim drinku - kima. Wcześnie rano wstaliśmy i pojechaliśmy w stronę naszego celu. Na Google Maps trasa Transfagoraska widniała jako nieprzejezdna w północnej części, więc pojechaliśmy od południa. Parędziesiąt kilometrów głównymi drogami, piękne widoki jadąc kanionem wzdłuż rzeki i jeszcze trochę bocznymi drogami. W końcu znak nas informuje, że tu zaczyna się nasz cel. Stanęliśmy, włączyliśmy kamery, pozapinaliśmy kurtki i ruszyliśmy. Na początku nieśmiało, chwilę ciągnęliśmy się za jakimiś samochodami...
Ale gdy już trochę rozgościliśmy się na drodze, zaczęliśmy dawać ognia. Oczywiście na miarę swoich możliwości. Zakręty są ... nie wiem jak to ująć - Piękne, cudowne, wspaniałe, ZAJEBISTE! W tym momencie wiedziałem, że to była dobra decyzja nie jechać do Chorwacji! Najlepszy numer odwaliłem z GoPro przyczepionym do boku kasku. Tak ją ustawiłem, że mam 2 godziny nagrania swoich zegarów i owiewek. No trudno...Jeśli ktoś się zastanawia czy warto? Tak - warto. Transfagaraska to zajebista trasa do przejechania, szkoda, że mieliśmy na nią tylko jeden dzień i że w 3/4 zaczęło padać i najwyższe partie przejechaliśmy po mokrym (czyli ostrożnie, nienawidzę jechać w deszczu lub po nim). Ale tam można śmiać się w głos, raz - kiedy się widzi przepaść za barierką, dwa - kiedy się przekładasz z boku na bok odkręcając manetkę wychodząc z 180 stopniowego wirażu.
Następnego dnia już wracaliśmy, mając przed sobą jeszcze jedną noc w Bieszczadach. Ale tutaj zaczęła się przygoda (którą opisałem na mirko). Nagle słyszę w interkomie, że kumplowi zgasły kontrolki, zaraz potem, że silnik zgasł. Byliśmy ok 70 km od Polskiej granicy - na Słowacji. Wykonaliśmy parę telefonów do lokalnych mechaników, ale żaden nie podjął wyzwania. No ok.. assistance. Zamówiliśmy lawetę, która mogła zcholować Versysa do 200 km. Więc padło na Rzeszów, mieliśmy tam znajomych, którzy mieli nas przenocować. Czekaliśmy na lawetę do 23, a potem we 2 ruszyliśmy ku Rzeszow..wy...wo...wewo..wi. Jechało się koszmarnie, bo dzień wcześniej spaliśmy tylko parę godzin, a do tego miałem źle ustawione światła, więc nie oświetlały drogi mnie, a co gorsza waliły po gałach kierowcom z naprzeciwka. Cały czas mrugali. Dojechaliśmy o 4 nad ranem. O 5 zasnęliśmy.
Pobudka o 7.30 i do warsztatu. Diagnoza - stojan alternatora (czyli uzwojenie). "nie ma szans na zrobienie tego dzisiaj". No to my po allegro i OLX - jest stojan w Lublinie, Bandyta i Tygrys odpalone, wróciliśmy w 4 godziny.
...ehkm, właśnie poczułem się zmęczony, tak jak wtedy, kiedy po 2,5h snu ruszyliśmy o 17.00 w stronę Białegostoku. Więc napiszę tylko, że ok 1 w nocy przyjechaliśmy. Tego dnia przejechaliśmy ponad 800 km. Zajebiście piździło.
Teraz parę wskazówek, faktów, o których wspomniałem na początku:
1.Zamiast kilku koszulek cywilnych wziąłbym teraz różne ubrania moto, na szczęście miałem rękawiczki zwykłe i zimowe, termo-bielizna Brubecka, maski, kominiarki, natomiast reszta to skóra..

2. w skórze jest gorąco! Ja ją preferuję, ale teraz żałuję, że nie wziąłem drugiej kurtki - mam tekstylną Montonę ze zdejmowanymi panelami. W Rumunii było 35 stopni, a w drodze powrotnej może z 13 po zmroku - na prawdę zmarzliśmy.

3.Rollbag to dobra rzecz. Ja natomiast kupiłem chyba 60 litrowy i jest gigantyczny, teraz wziąłbym 30L.

4.Nie trzeba rezerwować noclegów z wyprzedzeniem. W Polsce wystarczyło popytać w pierwszej lepszej miejscowości. W Rumunii sprawdził się Booking.com.

5.Ubezpieczenie z assistance SIĘ PRZYDAJE!

6.Triumph Tiger 1050 to bardzo dobry motocykl, tak dobry, że aż nudny. Kupiłem go przed wyjazdem, choć celowałem w XXa.

7.Cała wyprawa wyniosła mnie ok. 1100 zł, w tym ok 600 zł to paliwo. Natomiast 80% czasu jechaliśmy. Łącznie w dni walnęliśmy 3200 km.

8.W Polsce kierowcy są chyba najlepiej nastawieni w stosunku do motocyklistów, przez całą drogę miałem wrażenie, że jak ktoś już mnie zauważył w lusterku, to ustępował mi miejsca na pasie. Inna sprawa, że nie do końca to bezpieczne, bo wystarczy, że na poboczu pojawi się ktoś na rowerze, kierowca wtedy albo odbije na lewo, albo ucierpi ten na poboczu.

9. 5 dni to trochę mało czasu na taką trasę, cały czas jazda, a przydałoby się choć trochę luzu.

10. Kombinezony przeciwdeszczowe są NIEZBĘDNE!

To by było na tyle..następna wyprawa to chyba Stelvio.
Pobierz PioPioPio - #motomirki,

Skrobnę parę słów na temat wyprawy do Rumunii na #motocykl...
źródło: comment_CJh9zZ5uvZq6Bn2uK91ppREfzIkzoBbR.jpg
  • 7