Wpis z mikrobloga

Rozdział: Okres wczesnego dzieciństwa

Największe tryumfy i zwycięstwa, rodzą się w bólu - święte słowa, panie Tallerand. W wielkim bólu powito mnie w szpitalu św. Barbary. Brzdąc wagi nawet nie papierkowej, raptem 4,5 kg, spowodował stan przedzawałowy u dumnego i pijanego jak bela Tatusia, a Mamusia wreszcie pozbyła się ładunku. Przyszedłem na świat akurat na wieczorne wydanie Dziennika TV, co cała rodzina skwitowała: "Będzie polityk lub dziennikarz!!!". Jak się później miało okazać niewiele się pomylili. Leżałem na oddziale poporodowym wśród jakiś #!$%@?ńców. Zastanawiam się do tej pory, czy mnie nie podmieniono. Czy ja to ja? Może JA teraz siedzę gdzieś w jakiejś willi i pluskam się w basenie z latynoskimi laseczkami ? Albo p śmietnikach butelki zbieram ? Tego nie wie nikt. Starzy często się kłócili, do kogo jestem podobny. Pysk mam starego, ale dopiero teraz. Jak byłem mały to mnie ludzie za dziewczynkę brali. Gdy rodzice zarabiali na przyszłość dla swych dzieci, mną opiekowała się starsza siostra - Basia i kuzynki w liczbie 3. Niewiele pamiętam, ale chyba nie byłem molestowany. Pierwsze kontakty z rówieśnikami nawiązałem dopiero w przedszkolu. W tym jeden - szczególny. Kontakt ten miał na imię Agnieszka i nie miał zębów z przodu. To była pierwsza miłość. Szalona i spontaniczna. Całusy pod kocem na poobiedniej drzemce i ciosy samochodem z plastiku gdy mi żołnierzyki przewracała. Teraz ma 4 dzieci i mieszka z trzecim mężem. Waży chyba ze 100 kilo. W III grupie wiekowej zostałem przeniesiony do innego przedszkola. Tak zdecydował stary. W moim przedszkolu woźny dzieci za pośladki łapał, a to mogło na mej psychice głęboki ślad odcisnąć. W nowej grupie szybko się zaaklimatyzowałem. Poznałem kumpla, rudego i piegowatego jak irlandzkie dziecko wojny. Seplenił i śmierdział, ale wszyscy się go bali. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Zaczęły się ucieczki z przedszkola, wymuszenia na innych dzieciach : " dawaj kompot", podglądania wychowawczyni pod biurkiem. Ech....

Na wakacje jeździliśmy całą bandą, wszystkie ciotki, wujki i kuzyni. W góry, koło Zakopanego. Na jednym z takich wyjazdów, wujka koń zabił. Polazł pijany do stodoły i koń go w łeb kopnął. Babcia powiedziała, ze to kara boska, bo tłukł ciocię i donosił na kolegów na milicje. Jeśli tak, to tym razem długie ramię sprawiedliwości okazało się być zakończone kopytem. Konia chyba ubili, nie pamiętam. Ale wiem, że później w domu dużo kiełbasy było. Rodzina wypoczywała na takich wyjazdach, wujki chlały w klubo-gospodzie, a ciotki smażyły skóry w promieniach górskiego słoneczka. Mnie zabierała cześć męska ze sobą, żłopałem pianę z piwa, a potem bekałem na całą knajpę. Mieli ubaw, #!$%@?.

Dziadka miałem fajnego, kiedyś boksował. Nawet samego Antkiewicza, króla papierowej znał osobiście. Strzelił, dziadziuś kopytami w kalendarz w wieku 75-lat. Bimber pił od 14-go roku życia, więc to pewnie przez to. W ślad za nim podążyła Babcia i zostaliśmy na 100 m2 w #!$%@?ącej się kamienicy, sami. Tatuś jako inżynier dostał mieszkanie na które składał się od urodzenia, i przeprowadziliśmy się do Huty. Był stan wojenny, Polak został papieżem, a ja szedłem do podstawówki. Ale to już inna historia.

Tworze tag #pamietnikiplanktona (e: widze ze juz jest xD) i jeśli się spodobało postaram się codziennie dorzucać kolejny kawałek epickiej opowieści o przyjaźni, miłości, alkoholu i szeroko rozumianym życiu kibicowskim w Hucie na początku XXI w ( ͡° ͜ʖ ͡°)


i troche spam tagami #pasta #truestory #coolstory #mirkohooligans #wislakrakow #heheszki
  • 1