Wpis z mikrobloga

Tak zainspirowany wpisem @tsuyoki o bukmacherce i pracy w takim stacjonarnym punkcie postanowiłem podzielić się pewną historią jednego z pracowników. Do siedzenia i puszczania kuponów januszom nie trzeba wielkich papierów, wystarcza zaświadczenie o niekaralności i średnie wykształcenie. Robią ci jakiś kurs który trwa od 1-3 dni i możesz pracować. Pewnego razu w takim punkcie została zatrudniona kobieta - Magda. Nie wiem w jakich okolicznościach dostała prace w bukmacherce, po prostu kierownik z kandydatów wybrał dwie kobiety, moją koleżankę Paulinę i ową Magdę. Dziewczyny zostały przeszkolone, punkt otwarty. Początki okej, baby się dogadywały, sprawnie szła im praca, jednego dnia pracowała Paulina - drugiego Magda, potem tak dobierały grafik między sobą, że każda miała wolne zaplanowane X wcześniej, zaprzyjaźniły się i często jedna z drugą przysiadywała w takim punkcie. Paulina miała doswiadczenie w obsłudze klienta bo wczesniej gdzieś tam w sklepie pracowała, a Magda całe dotychczasowe życie jako pracownik fizyczny w fabryce chemii domowej i było to widać. Paulina ogarniała kontakt na luzie, a Magda była taka jakaś chłodna, trochę opryskliwa i typowa służbistka. Każdy jest inny w ten sposób sobie to tłumaczyłem chociaż coś mi się w niej nie podobało, ten styl bycia i ubioru karyny trochę mnie drażnił. Problemy zaczęły się, gdy Paulina zaczęła zgłaszać mi, że Magda podbiera sobie pieniądze z kasy (na fajki, na paliwo, a to urodziny jej córka ma itd) i trochę tym się martwiła bo w każdej chwili mogła być kontrol, jednak nie robiła afery bo Magda zawsze po czasie zwracała, a sumy które brała z kasy szło szybko uzupełnić z własnej kieszeni. Warto tu dodać, że owy punkt bukmacherski należał do gościa ze śląska, który miał 18 takich punktów na ajencje czy coś w tym stylu w Polsce, a mowa tu o punkcie w wielkopolsce bo w takim pracowała Paulina i Magda. Problem większy pojawił się, gdy Magda zaczęła podbierać większe sumy z kasy, to juz nie było 20, 50 zł a po kilka stów. Paulina wystraszyła się dość mocno, koleżeńskie stosunki to jedno, a długi które ktoś będzie musiał w końcu pokryć to drugie, o ile takie drobne typu 20-100 zł mogłaby pokryć z własnej kieszeni w razie kontroli, o tyle kilkaset złotych to juz inna sprawa. W odpowiedzi słyszała "nic się nie bój, na wypłatę oddam". Magda dość szybko zrozumiała, że z pensji nie wyrobi na zakręcie, a dość długi staż pracy w punkcie bukmacherskie otworzył jej nowe możliwości, ofiarą stali się klienci. Dość często klienci zostawiają pieniądze w punkcie i potem dzwonią co obstawic i za ile. Nie wszyscy to wąsaci janusze, bywali tacy co zostawiali po 500 zł i więcej. Tryb życia nie pozwalał im każdego dnia przyjeżdżać do punktu (praca, często żona itd), wygodniej im było zadzwonić. Gdy nie mogli się dodzwonić to wysyłali SMS. Magda szybko skumała, że można na tym zarobić. Jeśli ktoś dzwonił i nie odbierała bo dużo klientów było to przychodził sms typu postaw na to i na to za 200 zł, dzięki i pozdrawiam. Magda stawiała według poleceń, a następnie, najczęściej na drugi dzień sprawdzała kupon - jeśli był trafiony to wypłacała sobie do własnej kieszeni odliczajac tylko stawkę, którą wrzucała do koperty z nazwiskiem klienta, a jeśli nietrafiony to zostawiała, aby klient miał potwierdzenie, że zgodnie z jego dyspozycją postawiła na to i na to za tą stawkę. Jakże wielkie musiało być zdziwienie klienta, który z bananem na twarzy przyjeżdżał po wygraną, a Magda maślanymi oczami wciskała kit, że żadnego sms nie widziała, a tyle klientów wczoraj było, że nie ogarnęła i naprawdę Pan by wygrał? ojej, ale szkoda, no tu mam Pana pieniądze w kopercie, no nic nie ruszone.
Takich klientów na telefon było sporo, któryś z nich zawsze trafił jakąś wygraną, czasami kilku tego samego dnia, temu dała, a innemu nie. Robiła to w taki sposób, że gdyby nie jej chciwość, a także splot pewnych okoliczności to do dzisiaj by za to żyła. Przegieła pałę, gdy klient trafił 3 tys z hakiem, a ona że nie wysłała kuponu.

Klient był mocno wkurzony i nie mógł się z tym pogodzić, łaził po mieście i wszystkim opowiadał, trafiał na innych klientów (duża ich część zna się z widzenia, albo wspólnego biadolenia nad tym jaki wynik padł, a jaki powinien paść) i wyszło, że nie jest jedynym. Niestety nie było jak tego udowodnić.
Takie działania to nie wszystkie jej grzeszki, w punkcie były automaty do gier, takie te jednorękie bandyty czy jak to się to nazywa, czysty hazard i samo zło jednak ludziska w to grali. Także tutaj cwana Magda oszukiwała, kable od maszyn szły tak po ziemi, aż do listwy pod biurkiem Magdy, jednym ruchem nogi mogła wyłączyć maszynę w ten sposób, że na listwie był taki przycisk on/off. Klientów stałych nie ruszała, ale nowych zagadywała co i jak, aby mieć pewność że tylko ktoś tu zabłądził i nie będzie przychodzić każdego dnia po czym wyłączała mu maszynę i robiła teatr typu "no nieee, ja muszę zadzwonić do szefa niech to stad bierze bo jest uszkodzone" latała jak ze sraczką, klikała coś tam niby że robi po czym pytała klienta "Pan ile włożył? 20 zł bo widziałam tak? Wie Pan co bo to już jak się włączy to i tak skasuje wszystko, ja Panu oddam te 20 zł i powiem szefowi, że maszynę trzeba wziąć bo coś nie działa", taki klient był w szoku, nie wiedział co zrobić, z jednej strony włożył 20 zł, ale wygrał 150 zł, chciał jeszcze trochę poklikać, może już wypłacić, a tu zgasło. No cóż chociaż te 20 zł odzyska. Dziekuje i do widzenia. Gość sobie poszedł to czekała trochę czasu, wywieszała kartkę " zaraz wracam" i zamykła punkt (często tak robiły gdy chciały skorzystać z łazienki), po czym włączała maszynę, która wcale się nie resetowała, mimo wyłączenia pamiętała ostatnią gre, stawkę i stan konta, wypłacała to sobie wszystko i była szczęśliwa. Deal polagał na tym, aby jednym okiem śledzić ile klient włożył i jak mu idzie gra.

To jeszcze nie wszystko na adres punktu zaczęły przychodzić listy windykacyjne od parabanków na nazwisko Magdy. Pojawiali się różni faceci pytający o Magdę. Paulina miała dosyć tego i skontaktowała się z bratem Magdy bo ta ciągle nie widziała problemu. Brat Magdy odrazu przyjechał i wyjawił wiele szczegółów z życia siostry: nieudane małżeństwo, długi, samotna matka, oraz przebytą depresje.

Magda juz nie miała siły ukrywać to co robi, klienci mieli jej dosyć bo zrobiła się wredna i wybuchała krzykiem jak ktoś źle wpisał cyfrę na kuponie, albo nie miała jak wydać. W dodatku już wszyscy wiedzieli, że oszukuje i punkt stracił dość dużo klientów na rzecz firmy konkurencyjnej.
Paulina i brat Magdy zastawili na nią pułapkę i ją dorwali bo ta przestała pokazywać się w pracy, siedziała w domu i wysyłała sms wyjaśniające Pauli i bratu. Do pracy nie raczyła przyjść, nie miała jak oddać 6 tys długu z kasy punktu, ani windykatorom około 12 tysięcy z pożyczek. U siebie w domu przyznała się do wszystkiego. Brat udzielił jej pożyczki pod warunkiem, że zrezygnuje z pracy w punkcie bukmacherskim, zatrudni się w jego firmie skąd będzie jej odciagal 500 zł miesiecznie z wypłaty na poczet udzielonej przez niego pożyczki.

Wszystko zakończyłoby się w miarę pomyślnie, gdyby nie to że Magda musiała przyjechać do punktu i podpisać jakieś papiery na zakończenie pracy, tak się zestresowała tym, że spotka szefa i klientów których oszukiwała, że gdy przyjechała pod adres nie wysiadła z samochodu. Szef, Paulina i paru klientów ciekawskich co znali temat siedzieli w punkcie i czekali, aż wejdzie do budynku. Jednak to się nie stało, samochód Magdy stał bo było widać przez witrynę, ale ona nie wyszła z niego. Minuty lecą i lecą w końcu szef wyszedł i podszedł do samochodu, okazało się że Magda w nim siedziała nieruchomo, oczy otwarte, a ciało w jednej pozycji w bezruchu. Szybko zadzwoniono po karetkę pogotowia, okazało się że depresja katoniczna czy coś w tym stylu, zero kontaktu z nią więc zabrali ją do szpitala.

Co było dalej to nie wiem bo Paulina zerwała kontakt z Magdą, w końcu też zrezygnowała z pracy w punkcie bukmacherskim.

Szef ze śląska także zrezygnował z prowadzenia punktów gdy dowiedział się, że jest polowanie na maszyny do gier, a on z tego się utrzymywał, z samej bukmacherki pieniędzy super nie było, maszyny zawsze coś tam dodały do budżetu. Obecnie punkt przejął ktoś inny, przeniósł w inne miejsce na mieście.

Co śmieszne nie jest to jedyna historia pracownika, który cyrki odwalał nie za swoją kasę, ale to temat na inny wpis, jeśli ktoś będzie chciał to dodam.

Jak widać można śmiać się z wąsatych januszy co grają tam cały dzień, ale większość pracowników niczym się nie różni od nich. Taki klimat tej branży i tyle :)

#bukmacherka #januszebiznesu #karyna #bekazpodludzi
  • 7
@Gasquet : Z Paulina chyba tez musi byc cos nie tak. Ma mentalnosc 14 latki? Laska, z ktora pracowala reguralnie okradala miejsce pracy i klientow, a ta jeszcze rozwazala pokrywanie tych strat z wlasnej kieszeni nawet jezeli tylko na czas ewentualnej kontroli? Zlodziejka gardze ale Paulina tez nie duzo lepsza.
@delo86

Paulina "przymykała oko" na drobne kwoty tak jak pisałem do stu złotych, nie chciała robić inby o to, że ktoś ma kiepską sytuacje finansową, gdy zaczęły znikać większe sumy to dopiero zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Na moje to Magda trochę ją szantażowała emocjonalnie typu tylko mnie nie wydaj, tylko ty o tym wiesz, będzie dobrze oddam wszystko. Wiesz jakie są baby.
@Gasquet: Niby wiem jak to moze byc tylko wtedy szkoda dziewczyny. Jezeli rzeczywiscie Paulina sumiennie pracowala to mogla sobie narobic ostrych problemow gdyby wyszedl z tego jakis wiekszy kwas typu policja, sady etc.
@delo86

W takich punktach kasa jest słabo zabezpieczona, to zależy od firmy, ale w tej akurat nie było jakby osoby sprawującej władze nad bilnasem konta, miały w dwie pilnować i się rozliczać. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będą takie jaja. Równie dobrze mogła wziąć kasę pod koniec dnia, na drugi dzień udawać ze to nie jej problem bo w kasie było wszystko i Paulina ściemnia, że coś brakuje bo sama wzięła. Ludzie