Wpis z mikrobloga

Czas na drugi odcinek telenoweli. Kto przegapił pierwszy ma go tutaj.

Mamy rok 2012. Trzy miesiące na etacie, wymarzona robota (według mnie wtedy), dalej siedzę z informatykiem, robię co robiłem a parę naszych pięknych złotych więcej na koncie co miesiąc. Już wtedy, jako dwudziestolatek z posadą w budżetówce miałem odłożone jakieś... 30 zł. Albo nawet nie. Mieszkam u rodziców, nie płacę absolutnie za nic oprócz swoich zachciane, do i z roboty jeździłem z ojcem więc nawet na wachę nie musiałem wydawać swoich ciężko zarobionych pieniędzy.

Piątek wieczór, życia towarzyskiego brak. Większość czasu spędzam albo na treningach, albo przy kompie ucząc się pehapa i "robienia stron" z "kursem html", do tego jakieś tam hakierskie szutki. Nie przeszkadzało mi to za bardzo, czasami poszedłem do swojego poprzedniego klubu na trening, tam jakieś dziewczyny się kręciły (miały albo przed albo po nas trening i zawsze coś się zagadało). No ale #!$%@?. Trzeba coś z tym życiem robić. Kupię sobie łóżko.

- Mamo, tato.
- O ja #!$%@?ę, gej.
- Kupuję sobie nowe łóżko.

Szok i niedowierzanie.

- Uhuhu, Mirek ty to jesteś obrotny, dopiero co pracować zacząłeś a już na łóżko odłożyłeś.
- A no widzicie.

Taki #!$%@?. W portfelu przeciąg, na koncie z 60 groszy. Ale przecież nie powiem nic bo mnie pochwalili. Uprzedzając pytania (o ile w ogóle jakieś się pojawią), na co wydawałem pieniądze, że nigdy ich nie miałem: czasami jakieś jakieś wranglery kupiłem i nowe buty, czasami coś innego, jakieś duperele z allegro, drugie śniadania gdzieś na mieście bo tak. Za #!$%@? nie szanowałem pieniądza. Rodzice za to totalne przeciwieństwo, chociaż zarabiali nieźle to liczyli każdą złotówkę.

Kilka dni do przodu.
- Dzień dobry, witamy w banku, co możemy dla ciebie zrobić?
- Nie mam pieniędzy a chciałbym coś kupić.
- Może karta kredytowa?
- Biorę.

I wziąłem. Swój pierwszy większy zakup po prawie roku pracy i zerowych wydatkach kupiłem z karty kredytowej. Łóżko pierwsza klasa, stoi do dzisiaj i jest chyba najwygodniejszym na jakim spałem.

Lecimy dalej. W robocie zmiany, z ziomkiem od IT jakoś nie kleiły się rozmowy to trochę pochodziłem tu i tam, żeby mnie przenieśli do mojego działu wreszcie. W końcu mam tyle roboty, że nie sposób pogodzić wszystkiego, i już nie mogę mu pomagać bo przecież jestem grafikiem a nie informatykiem. Swoja drogą, że jako grafik (poza sezonem) moim głównym zadaniem było wklejenie życzeń dla stuletniej babci na papier firmowy starosty.

- Mamo, tato.
- O ja #!$%@?ę, gej.
- Tamto łóżko się rozjężdża, kupuję drugie.
- Przecież ono nawet roku nie ma.
- To postawimy tu w pokoju a ja kupię nowe.

Na koncie złoty pięćdziesiąt i tamta karta do spłacenia.

- Dzień dobry, witamy w banku, co możemy dla ciebie zrobić?
- Nie mam pieniędzy, mam jedną kartę z wyczerpanym limitem a chciałbym coś kupić.
- Może druga karta kredytowa?
- Biorę.

W międzyczasie dostałem umowę na czas nieokreślony i kilka stówek więcej. Gitara. Będzie z czego odłożyć. Oczywiście nie było miesiąca, żeby mi zostało więcej niż jakieś grosze, za które już nic nie dało się kupić. Przyszło lato to kupiłem sobie profesjonalną siatkę do plażówki, to jakieś piłki, to tamto i sramto.

Rok 2014. Co jakiś czas w starostwie pojawiały się nowe twarze - stażyści. Ogólnie sporo fajnych ludzi, ładnych dziewczyn. Do tej pory moje relacje z nowymi zatrzymywały się na "cześć - cześć". Mamy chyba lipiec, w międzyczasie jednak wróciłem do Mirka od IT. Wchodzę jak codzień, dzień dobry, cześć i czołem. Mijam pokój kadrowej. #!$%@? mać. Najładniejsza dziewczyna jaką widziałem w życiu, to jest ten dzień.

I przeszedłem bez słowa. W pokoju jebnąłem plecak w kąt, podwijam rękawy, odłączam swój komputer, biorę pod pachę i wychodzę. Siedzi. Klata do przodu, grobowa mina bo przecież jestem niewzruszonym, twardym #!$%@?. #!$%@?, że sposobem chodzenia przypominam pingwina, niech wie, że nie mam czasu, zarobiony jestem. Dobra, co tu się #!$%@?ło. Gdzie ja teraz pójdę z tym kompem? Nigdzie go nie zostawię, bo mi w robocie potrzebny. #!$%@?ć to, wrażenie zrobione. Zajdę gdzieś pogadać i wracam. Nie ma jej.

Kilka dni jej wypatrywałem jeszcze. Przegapiłem miłość życia. Pięknie. Mamy poniedziałek. Wchodzę do roboty, dzień dobry cześć i czołem. Żarty, żarciki, dzień jak codzień. I wtedy wchodzi ona, cała na biało. #!$%@? zwaliło mnie z nóg prawie. Idzie podpisać listę, będzie tu przez przynajmniej rok. Hehe, Mirek ty bajerancie. Na drugi dzień jestem 10 minut szybciej, żeby zobaczyć na liście jak się nazywa. Hehe, no to już się znamy.

I na tym zakończymy. Trochę flaki z olejem wyszło, staram się pomijać mało istotne rzeczy. Od tego momentu tak naprawdę #przegryw będzie nabierało tempa.

#oszczedzanie ##!$%@? #sobie #zycia

@Korea @nadworny_kamien @TrolZZakontkuInternetu
  • 2