Wpis z mikrobloga

#polityka #socdem #neuropa

Platforma i Nowoczesna w swoim samorządowym manifeście programowym proponują rewolucję w finansach publicznych, która doprowadziłaby do eksplozji nierówności terytorialnych w Polsce i drastycznie uszczupliłaby dochody niezamożnych gmin. Co gorsza, nie wspierają swych postulatów nawet jedną liczbą.

Polska jest krajem o bardzo dużych różnicach w rozwoju między poszczególnymi rejonami. Widać to wyraźnie już na szczeblu regionalnym. Polska jako całość w 2016 roku osiągnęła PKB na mieszkańca na poziomie 68 proc. średniej UE (oczywiście według parytetu siły nabywczej, czyli biorąc pod uwagę niższe ceny w naszym kraju). Poziom rozwoju poszczególnych województw wyraźnie jednak odstaje od tej średniej, zarówno w górę, jak i w dół. Mazowieckie jako całość osiągnęło poziom PKB per capita na poziomie 109 proc. średniej UE, tymczasem lubelskie - zaledwie 47 proc. Inaczej mówiąc: przeciętny dochód na mieszkańca w Mazowieckiem jest 2,3 razy większy niż w Lubelskiem. To mniej więcej taka sama różnica jak między Polską a Szwajcarią, która osiągnęła poziom 161 proc. średniej (161/68 = 2,37). Oczywiście można to wskazywać, celnie zresztą, że wynik Mazowieckiego zawyża bardzo bogata Warszawa. Popatrzmy więc na inną parę - w województwie dolnośląskim PKB na mieszkańca wyniósł 76 proc. średniej UE, tymczasem w Podlaskiem - 48 proc. Czyli przeciętny dochód na mieszkańca w województwie dolnośląskim jest 1,6 razy większy niż w Podlaskiem. To większa różnica niż między Polską a Francją (1,52), która jako całość osiągnęła poziom 104 proc. średniej UE. A przecież mówimy o różnicach na szczeblu województw. Gdybyśmy porównywali najbiedniejsze i najbogatsze gminy, różnice byłyby dużo większe. Tak duże różnice w ramach jednego kraju są szkodliwe - powodują chociażby stopniowe wymieranie prowincji oraz poczucie krzywdy wśród jej mieszkańców.


Co więc proponuje opozycja w swoim manifeście programowym? W podrozdziale „Decentralizacja władzy, więcej pieniędzy dla samorządów” postuluje „radykalne zwiększenie dochodów własnych gmin, powiatów i województw” przez zostawienie samorządom całości ściągniętych z ich terenów podatków PIT i CIT. Obecnie około połowy wpływów z PIT zostaje w samorządach oraz mniej więcej jedna czwarta wpływów z CIT. Oprócz tego samorządy dostają także subwencje ogólną od państwa oraz ściągają podatki i opłaty lokalne (np. podatek od nieruchomości). Od państwa dostają również dotacje celowe, jednak one są na pokrycie kosztów zadań zleconych, więc możemy je w tych rozważaniach pominąć. Tak więc na pierwszy rzut oka samorządy powinny się cieszyć - dostaną zdecydowanie więcej pieniędzy. Niestety to bardzo zwodnicza optyka.

Samorządy dostaną miliardy i stracą miliardy

Problematyczna jest już sama teza, że zostawienie samorządom wpływów z PIT i CIT na pewno „radykalnie zwiększy dochody” wszystkich jednostek samorządu terytorialnego (JST). Wszystkie JST (tj. gminy, powiaty i województwa) dostaną z tytułu PIT w 2018 roku 47,85 mld zł. Z kolei budżet państwa uzyskał z PIT w 2017 roku 52,67 mld zł. O podobną kwotę zwiększyłyby się więc dochody samorządów po oddaniu im całości PIT. Problem w tym, że subwencja ogólna, która zostanie przekazana wszystkim JST w 2018 roku, ma wynieść… 55,67 mld zł. A więc państwo przekaże samorządom w tym roku w ramach subwencji ogólnej większą kwotę, niż otrzymało w zeszłym roku z PIT. Oddanie samorządom całości PIT w oczywisty sposób będzie się musiało wiązać z likwidacją subwencji ogólnej - wiedzą o tym też na pewno autorzy manifestu „Bliżej ludzi”, choć akurat o tym nie piszą. Tak więc samorządy dostałyby 53 mld zł z tytułu PIT, ale straciłyby 56 mld zł z powodu odebrania subwencji.


Oczywiście pozostaje jeszcze podatek od firm CIT - w 2017 roku państwo otrzymało z jego tytułu ok. 30 mld zł. Problem w tym, że większość samorządów nie ma na swoim terenie dużych podatników CIT. Pieniądze z CIT bardzo szerokim strumieniem popłynęłyby do wąskiej części gmin. Przede wszystkim do Warszawy, w której siedziby ma jedna trzecia działających w Polsce firm zagranicznych. Poza tym do tych gmin, na których terenie są spółki skarbu państwa (a więc największych płatników CIT); mowa chociażby o Bełchatowie czy Płocku. Oprócz tego trafiłyby też do większych miast, ale też nie wszystkich. Wzrost dochodów z tytułu CIT w większości gmin byłby niewielki, często wręcz nieodczuwalny. Za to rozrzut okazałby się ogromny. Żeby to sobie uzmysłowić, porównajmy obecne dochody z CIT Warszawy i 2,5 razy mniejszej Łodzi. W 2017 roku wszystkie urzędy skarbowe ściągnęły dla Warszawy CIT wartości 595 mln zł, a dla Łodzi... 59 mln zł, czyli dziesięć razy mniej.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,23307853,wojcik-miliardy-tylko-dla-silnych-program-po-i-n-to-przepis.html
  • 7
Oddanie samorządom całości PIT w oczywisty sposób będzie się musiało wiązać z likwidacją subwencji ogólnej - wiedzą o tym też na pewno autorzy manifestu „Bliżej ludzi”, choć akurat o tym nie piszą.


@BojWhucie A to niby czemu? Pomijając już, że to takie gadanie, to są zmiany na poziomie rządowym, wygrana w samorządowych nie sprawi, że cokolwiek z tego wprowadzą
@BojWhucie: Ja juz sie poddalem merytorycznym probom dyskusji z toba. Jezeli chcesz sie przekonac, to sprawdz jego twittera, gdzie postuluje rzeczy takie jak pensja dla matek za urodzenie dziecka czy brak ulg dla malych firm (bo przez to nie maja motywacji wg niego zeby stac sie duzymi firmami).