Wpis z mikrobloga

Gdyby się komuś spodobało, wykopanie nie zaszkodzi ;) Dla Was pod tagiem trochę więcej, na zachętę:

https://www.wykop.pl/link/4351223/w-oczekiwaniu-na-osobliwosc/

Zdarzają się takie chwile w życiu, kiedy to na co się z wypiekami na twarzy czekało miesiącami, zaczyna nabierać realnych kształtów - wbrew wszystkiemu, w ogóle nie cieszy. Można siedzieć i patrzeć w pnące się słupki cen akcji zakupionych w nadziei na przemnożenie swojego kapitału. Można pławić się w dyskusyjnej przyjemności mówienia "A NIE MÓWIŁEM?" ludziom, którzy mają to w dupie, których to właściwie wkurza. Można wyliczać jak bardzo te dodatkowe kilkanaście tysięcy polskich złotych przybliży mnie do kupna własnego M, którego to właściwie nie potrzebuję. Można oglądać Computex, gdzie Intel przez chwilkę chwalił się 28-rdzeniowym procesorem kończącym test Cinebench z częstotliwością 5Ghz, po to by zobaczyć jak AMD bez ponad kilowatowego zasilacza i chłodzenia wodą lodową Threadripperem z 32-rdzeniami robi to lepiej. I wtedy ogarnia mnie myśl "po jaką cholerę tyle mocy Kowalskiemu czy innemu Smithowi? To zaczyna być #!$%@?, niebezpieczne". I tak siedząc przed tym monitorem, w tle coś #!$%@?ącym Jimem Carry'm słyszę jego głos "Mój ojeciec przegrał, pomimo że poszedł na kompromis dla rodziny - został księgowym i stracił pracę w wieku 51 lat. To go złamało, stał się zgorzkniały. Kiedy idziesz na kompromis, a i tak przegrywasz. To boli. Bardziej niż porażka w czymś co się kocha." O nie - to nie jest przypadek, nie wierzę w przypadki. Nigdy nie wydawało mi się, żeby Jim Carry był jakimś ciekawym gościem, ale gdy z jego ust pada coś takiego to wiesz, że nie masz do czynienia z byle kim. Dzięki Jim - czas zalogować się po dwóch miesiącach na Technolust! Dwóch miesiącach! Wolałem mieć złamaną rękę, wtedy miałem jakąś wymówkę, czemu tak rzadko się udzielam. Albo być na wakacjach, bo to wtedy mój mózg układa plany założenia własnej firmy, najlepiej softwarowej choć programistą nie jestem, a zwracają się tak do mnie w pracy co mnie naprawdę, absolutnie przeraża...

Tak więc jesteśmy... 32-rdzenie. Dla Kowlaskiego. Dla Smitha. Dla Schmidta. Dla każdego, niby drogo, ale na Zachodzie (to się pisze z wielkiej litery?) będzie stać większość. Ale już na poważnie - nie obawiam się, że 64 czy 128 rdzeni pozwoli małemu Kazikowi czy Frankowi napisać inteligentnego bota do władzy nad światem. Ale myślę, że jesteśmy w momencie kiedy warto się zastanowić... Nie, no nie mogę - wstawiłbym tutaj gifa z pewnego reality show "KIM JESTEŚMY? DOKĄD ZMIERZAMY?", czasem za bardzo się wczuwam i wtedy filozofuję. Ale niestety przy jakiejkolwiek rozmowie ze znajomymi, czy obejrzeniem któregokolwiek filmu na temat Sztucznej Inteligencji - takimi pytania się kończą wszelkie debaty. "Kim jest człowiek? Co czyni człowieka, człowiekiem? Czy komuś kto zachowuje się jak człowiek i rozumuje jak człowiek - nie należy się szacunek? Nie należą się prawa?". Nie mnie decydować... A może właśnie zamiast studiować te żałosne słupki, powinienem już dawno studiować Sztuczną Inteligencję? Bo może jeszcze za naszego życia, będę zmuszony decydować jak się odnosić do nowych... Maszyn, wśród nas? Może warto zrozumieć z czym się będzie miało do czynienia.

#technolust