Wpis z mikrobloga

Persecutoria
Zamówienie od Papa-Boba. Tak więc jedziemy na stary Mokotów. Stara przedwojenna kamienica z zamkniętym podwórkiem i kapliczką Matki Boskiej po środku. W drzwi stukało się specjalnym szyfrem 3, pauza, 1, pauza, trzy, pauza, 1. Hasło: „kitara-kitraj-nara”. Wpuszczał do kawalerki, któryś z chłopaków. Zawsze musieliśmy wejść i pogadać. Papa-Bob człowiek który rzadko sypiał i był uzależniony od fety, cukru i robienia czegoś co nazywał tatuażami. Miał włosy tłuste spięte w małego kucyka, na dupie stary wyciągnięty dres, był lekko przy kości mimo diety amfetaminowej i z domu nigdy nie wychodził. Podobno ukrywał się przed policją, za jakieś grzeszki drobne. Na śniadanie, obiad i kolację jadł słodycze.
Przychodzili do niego wszelkiej maści kumple i speedowali miesiącami razem z nim. Od tej fety wszyscy byli mega odmóżdżeni. Zawsze w starym fotelu siedział Cichy w cynglach +7. To co go charakteryzowało to brak rozmów. Z nikim nie rozmawiał. Jedyne co robił to rozwiązywał krzyżówki, cały dzień i całą noc. Pamiętam dwóch młodych łepków wiecznie siedzących u Boba. Mówili na nich Pat i Mat. Chłopaki grali w kropki lub w statki na kartkach a4. Całe stosy zeszytów tym #!$%@?. Kiedyś od spodu posklejali kartki na pół pokoju i mieli matę do gry w kropki na miesiąc.
Papa Bob natomiast nieudolnie robił tatuaże maszynką specjalnie skonstruowaną do tego z silniczka po walkmanie i nieprofesjonalnym tuszem. Te tatuaże to była porażka. Godzili się tylko ci najbardziej zdesperowani, a jak nie miał komu robić to dziargał sam siebie. W koncie leżała zakurzona sztanga i dwa hantle. Telewizor był cały czas cicho włączony, ale nikt nigdy w niego nie patrzył. Przy któryś odwiedzinach Dżordż zaproponował ze wyłączy TV bo i tak nikt przecież nie ogląda. Bob stwierdził że jak chce, mu nie przeszkadza, chłopaki też się zgodzili. Dziwni ludzie. Papa-Bob ogłaszał się w Życiu Warszawy na początku swojej kariery : „Profesjonalne tatuaże”.
Przy ścianie typowa meblościanka, duża kanapa, fotel wspomniany i dwa materace. Pomijam brak kwestii sterylności.
Raz przyszła jakaś dziewczyna , było to jeszcze w momencie początków kariery Papa-Boba. Zapragnęła serduszko na piersi. Efekt był porażający. Prosty tatuaż, a serce krzywe jak cholera. Linie raz cienkie, raz grube. Oczy Boba wiecznie spocone. Nerwówka totalna. Dziewczyna się popłakała. Gdyby nie my to musiałaby jeszcze za to gówno płacić. Wybiliśmy Bobowi pobór opłaty za tą przykrość. Jak wyszliśmy od Boba to tej dziewczynie daliśmy adres do profesjonalnego studia tatuażu i powiedzieliśmy że eksperci zrobią jej ładne serducho z tego antydzieła. Ucieszyła się.
Chłopaki po tygodniach speeda dostawali realnych paranoi. Bali się że policja ich śledzi i że montują im podsłuchy jak śpią. Kiedyś wpadamy do Boba a on ostukuje stojąc na drabinie widelcem ścianę i szuka podsłuchów. Raz jak przyjechaliśmy, on nas nie wpuścił bo zmienił hasło i mimo to że przez wizjer nas widział nie wierzył ze to my. Chłopaki raz w miesiącu robili zakupy, bali się ulicy do tego stopnia ze czasami barykadowali się meblami w tej podupadającej speedowej melinie. Jak otwierał drzwi to wyłaniał się smród stęchlizny. Bob dokładnie obłożył okna kartonami i uszczelnił kocami. Czasami nie włączali światła i tak wegetowali przy świeczkach. Bob miał tendencje do podpadania ludziom i wpadania w tarapaty. Miał głowę #!$%@?ą wiecznie problemami.
Kiedyś jakiś lokalny „fafarafa” wyszedł z więzienia i zapragnął tatuażu. Papa-Bob miał mu kończyć smoka na ramieniu. Kończył mu miesiącami i za każdym razem smok był coraz to bardziej groteskowy. W rezultacie wyszła karykatura żaby lub jaszczurki. Właściciel ręki #!$%@?ł się na Papa-Boba i rozkręcił awanturę, a że Bob był nerwowy to gościa o mały włos nie wyrzucił z czwartego pietra przez okno. Później Bob miał naloty jakiś drecholi i mu raz nawet dowalili, wskutek czego Bob miał przymusowy dwutygodniowy detoks w szpitalu. Po tej akcji jeszcze bardziej się barykadował, a wejście do niego zajmowało kilkanaście minut. Miał słabą renomę mistrza tatuażu i w późniejszym czasie tatuował głównie jakiś nieletnich dresiarzy. Listek gandzi, jakieś napisy z błędami, parodie smoków, lwów, krzywe ornamenty. Nie miał talentu. W jego szczelnym mieszkaniu była nieznośna mgła od papierosów. Ot tak siedzieli w ciemnej norze całymi dniami i nocami, każdy miał swoje nieskomplikowane zajęcie , a mieszkanie powoli zarastało syfem i brudem . Mieszkanie Boba wyglądało jak cela więzienna. Jedynie z dziesięć bujnie rosnących paproci na parapecie i na półkach dawało sygnał ze to mieszkanie żyje, a może oni żyją dzięki tym paprociom?

Dżordż przestał go odwiedzać po tym jak po którejś wizycie nabawił się awersji żołądkowych. Przyjeżdżaliśmy tam około 1 roku i widzieliśmy na własne oczy co amfetamina robi z ludzi. Była to degradacja totalna. Po tym czasie i my mimo ze rzadko braliśmy całkowicie przestaliśmy zarzucać speeda. W ogóle Dżordż po pewnym czasie zrezygnował z handlu tym gównem.
U Papa Boba w mieszkaniu było coś na kształt komunistycznego-bajzlu, bez większej filozofii. Wpieprzyli sobie do głowy po tym speedzie, że ciągle ktoś ich śledzi i ściga, a świat zewnętrzny to zagrożenie.
Pamiętam scenę jak prosili nas o zrobienie zakupów. Dżordż odmawiał bo nie miał czasu na bzdury, poza tym twierdził że jak nie będą wychodzić to w ogóle źle z nimi będzie. Robili jakieś wyliczanki kto ma iść, po czym się kłócili. Jak już doszli ostatecznie do porozumienia który ma pójść to szykowali go jak na wojnę, jak na powstanie warszawskie. Polar, kurtka, okulary przyciemniane, czapka z daszkiem dla niepoznaki, plecak typu stelaż, gaz obronny, zapalniczka, sznurek , bardzo długą listę zakupów, którą układali co najmniej kilka godzin i „sałata” zawinięta w skarpety, włożona do słoika po ogórkach. Osoba wychodząca na miasto wyglądała jak bezdomna. Przed wyjściem jeszcze obowiązkowe pranie mózgu. Jak cię złapią co masz powiedzieć, jak się nazywasz, a czy w stresie sobie poradzisz, jak ich zmylić. Istna psychoza i mania prześladowcza. Zmyl ich, jedź na około, nie zostawiaj śladów. #!$%@?, zwykłe wyjście do sklepu, a takie chore jazdy. Przy wyjściu kapowali się że jednak już jest noc i nici z zakupów i trzeba odłożyć plany na jutro. Nie mieli zegarka ani jednego a przysłonięte okna powodowały zatracenie się w czasie na dobre. Nie odróżniali dnia od nocy. Rano od nowa szkolenie, ubieranie i wyprawka. Do tego jeszcze teksty żeby nie rozmawiać z nikim, nawet z ekspedientką w markecie. Weź tu nie rozmawiaj jak człowiek naspeedowany i chce sobie pogadać. Czasami wyglądało to tak, że gościa nie było kilka dni, po czym przychodził zaopatrzony jak święty mikołaj. W późniejszym stadium ćpania speeda zaobserwowaliśmy z Dżordżem, że rzeczywiście im się nie chce rozmawiać i tylko skupiają się na swoich prostych czynnościach. Oznaczało to postępującą degradację i tak już zepsutego mózgu. Mogę się założyć że wylądowali wszyscy w wariatkowie.
W sylwestra rano zadzwonił Bob że potrzebują dzisiaj dostawy, więc pojechaliśmy, a oni nawet nie wiedzieli że jest 31 grudzień. Mówimy im że dzisiaj sylwester, gdzie się bawicie? Stwierdzili że mają jeszcze dużo czasu do wieczora. Oczywiście sylwestrowali w swojej jaskini.
Narkotyki to syf , a my przecież balansowaliśmy na granicy bezpieczeństwa jak nam się wydawało przynajmniej. Odwiedziny w takich miejscach dawały nam poważne refleksje na temat brania amfetaminy. Co prawda rzadko ją braliśmy, ale odwiedzanie tego cyrku na kółkach zniechęcało nas do brania speeda całkowicie i było swego rodzaju terapią antyspeedową. Tak więc te wizyty były wielce pouczające.

Jeśli interesuje cię temat śledź: #dzordz

#lata90 #gimbynieznajo #narkotykizawszespoko #dzordz
  • 12
@morion Przeczytałem Twoje opowiadania i jedyne co mogę powiedzieć to, że nowy stały czytelnik melduję się. Trzymam kciuki, że uda Ci się wydać zbiór opowiadań w formie fizycznej. Co mogę jeszcze powiedzieć trzymaj się i czekamy na więcej :)