Wpis z mikrobloga

Na Mirko pojawiła się nitka, gdzie op zachęca do dzielenia się najgłupszymi religijnymi rzeczami, które robiliśmy jako osoby wierzące. Teraz mam 30 lat i od ponad dekady nic wspólnego z religią, ale właśnie przypomniało mi się coś, co chyba wyparłem na wiele lat z pamięci.

Jako 12-14 letni szczyl, byłem wychowywany w standardowym katolickim domu - mama brała co niedzielę do kościółka, a na ścianie wisiał Ojciec Pio i Najświętsza Panienka, a ja sam później zostałem ministrantem. Problem w tym, że religia mi chyba weszła za mocno i pewnym momencie, zamiast na osiedlowy trzepak, ja zacząłem się bawić w księdza.

Prawie codziennie, odprawiałem mszę w swoim pokoju. Przed rozpoczęciem każdej mszy, musiałem poprosić matkę aby mnie ubrała. Miałem prawdziwą komżę (to białe takie), miałem prawdziwe cingullum (ten czerwony sznur) i miałem też prawdziwą stułę (ten szalik). Nie miałem tylko prawdziwego ornatu (bardzo drogie), więc zamiast tego używałem jakichś ładnych koców, których matka mi nie żałowała. Wszystko to, spięte pod szyją spinaczem do prania.

Moje biurko w pokoju, oczywiście w 100% przypominało ołtarz. Z boku były zapalone trzy gromnice, a przede mną rozłożony był mszał, oraz wszelkie inne niezbędne księgi. Na dodatek, można było już wtedy kupić pierwsze mikrofony podłączane do PC (takie szare, plastikowe, na podstawce), więc taki niepodpięty do niczego mikrofon, odpowiadał za moje nagłośnienie. Cała msza oczywiście była odprawiana tak jak w kościele - nawet czekałem na to, aż wyimaginowani wierni, odpowiedzą na moje zawołania. Miałem również swoje własne dzwonki, którymi dzwoniłem w odpowiednich momentach. W dni specjalne oraz wyjątkowe święta, używałem również prawdziwej mirry do kadzenia.

Później następował - mój ulubiony - moment podniesienia. Nie muszę chyba wspominać, że miałem swoje własne naczynia. Miałem pozłacany kielich (na początku korzystałem z pucharów, zdobytych na zawodach szkolnych), miałem swoje własne ampułki, miałem puryfikator oraz patene (#!$%@? wie po co). Opłatki również były prawdziwe. Jedynym fałszem w tym wszystkim, było to, że zamiast wina używałem herbaty. Robiłem podniesienie, piłem "wino", jadłem wafla. Później szybkie "Idźcie w pokoju Chrystusa" i do matki żeby mnie rozebrała z pięciu warstw szat.

Moim marzeniem wtedy, było mieć jeszcze swoje własne tabernakulum (to złote pudło, gdzie trzymają wafle), ale na szczęście eskalacja tego wariactwa, nie doszła do takich rozmiarów.

To wszystko, trwało przez 3 lata. Może nie codziennie, ale z dużym zaangażowaniem. Teraz się z tego śmieję i trochę jestem zażenowany, ale chcę to spisać i opublikować, dla potomnych, bo top kek ;-)

#bekazkatoli #katolicyzm #religia #heheszki ##!$%@?
  • 34