Wpis z mikrobloga

@RETROWIRUS: No tak, Cohen jakiś taki bardziej męski (budowa ciała itp), ale przecież dla zespołu to postać zbyt kontrowersyjna do zagrania Freddiego, tak jakby on sam za życia nie był dość kontrowersyjny (°°
@MrsHyde: @RETROWIRUS:

Ale o to właśnie chodzi. Ja chciałem dostać prawdziwego filmowego rock'n'rolla z seksem, dragami i kontrowersjami. Niestety żyjący członkowie Queen to miękkie fujarki, które chcą uchodzić za świętych i nieskalanych, przez co uwalili sprzeciwem wersję Cohena, która miała być tą bliższą prawdziwych wydarzeń. No i zrobiono z tego miałkie popłuczyny: bez wyrazu, bez pieprzu, bez klimatu. Ot, taka standardowa hagiografia. Równie dobrze można sobie po prostu puszczać kawałki
@jaqqu7: Trochę to mi się wszystko nie klei... Tu mówią niby, że kochają Freddiego, że to ku pamięci jego, ble ble, a potem robią film, gdzie oni pokazani są jako aniołki, a całe zło w Queen to wina Freddiego. W sumie dobrze im w tej scenie powiedział, że gdyby nie on to nie byłoby Queen, ale mniejsza o to... Myślę, że Cohen był za groźnym kandydatem dla nich. Nie chodzi o