Wpis z mikrobloga

Michelle Obama, "Becoming. Moja historia" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Michelle Obama opisuje doświadczenia, które ją ukształtowały – od dzieciństwa w południowym Chicago, przez lata pracy na kierowniczym stanowisku, kiedy godziła macierzyństwo z karierą, aż do czasu spędzonego w najsłynniejszym domu świata. Pisząc z niebywałą szczerością, odwagą i humorem, odkrywa kulisy swojego życia rodzinnego. Premiera "Becoming" już 13 lutego.

Była pierwsza dama opisuje, jak Obamowie znaleźli się w centrum zainteresowania światowych mediów i jak wyglądało ich życie w Białym Domu przez osiem kluczowych lat, kiedy poznawała Amerykę, zaś Ameryka poznawała ją. To zaskakująco intymny rozrachunek życia kobiety wrażliwej i stanowczej, która konsekwentnie odmawiała spełniania oczekiwań innych i której historia zachęca, by pójść w jej ślady.
***

Jesteś teraz prawniczką. Wzięłaś wszystkie dary, które kiedykolwiek otrzymałaś – miłość rodziców, wiarę nauczycieli, muzykę Southside’a i Robbie, posiłki ciotki Sis, słówka wpajane przez Dandy’ego – i przekułaś je w to życie. Ukończyłaś wspinaczkę. Do twoich zadań, poza analizowaniem abstrakcyjnych przypadków naruszeń prawa własności intelektualnej na zlecenie wielkich korporacji, należy teraz również wdrażanie do pracy kolejnego szeregu młodych prawników werbowanych przez firmę. Starszy partner prosi cię, byś zaopiekowała się przez lato praktykantem, który ma się niebawem pojawić, a ty odpowiadasz: oczywiście, nie ma problemu.

Musisz się nauczyć, jak ogromną moc zmieniania rzeczywistości ma zwykłe „tak”. Nie wiesz jeszcze, że wraz z otrzymaniem notatki potwierdzającej przydzielenie praktykanta pod opiekę jakaś niewidzialna, głęboko ukryta linia tektoniczna twojego życia z wolna się pogłębia, a to, co stabilne, powoli zaczyna się kruszyć. Przy twoim nazwisku zapisano drugie – to ponoć jakiś przebojowy student prawa, który pnie się po własnej drabinie. Jest czarny jak ty i też skończył Harvard. Poza tym nie wiesz o nim nic – znasz tylko jego nazwisko, a ono w dodatku brzmi dziwnie.
Michelle Obama, "Becoming. Moja historia" Foto: Materiały prasowe
Michelle Obama, "Becoming. Moja historia"

Barack Obama spóźnił się do pracy pierwszego dnia praktyk. Siedziałam w moim biurze na czterdziestym siódmym piętrze, czekając na niego, ale i nie czekając. Jak większość prawników, którzy nie mają jeszcze za sobą roku pracy, byłam nieustannie zajęta. Przesiadywałam w Sidley & Austin długimi godzinami i często jadłam zarówno obiad, jak i kolację przy biurku, walcząc z nieustającą rzeką dokumentów pisanych w precyzyjnym, starannym żargonie prawniczym. (…)

Popatrzyłam na zegarek. – Idzie ten facet? – zawołałam do Lorraine. Westchnęła głośno.

– Ani słychu, dziewczyno – odpowiedziała. Ewidentnie ją to bawiło. Wiedziała, że spóźnialstwo doprowadza mnie do pasji. Uważałam je wyłącznie za przejaw pychy.

Barack Obama zdołał już narobić sporo szumu w naszej firmie. Dopiero skończył pierwszy rok prawa, a my dotychczas braliśmy na wakacyjny staż tylko studentów drugiego roku. Wieść jednak niosła, że jest wyjątkowy. Podobno jedna z wykładowczyń na Harvardzie – córka partnera zarządzającego naszej firmy – stwierdziła, że nigdy nie spotkała tak utalentowanego studenta prawa. Kilka sekretarek, które go widziały, gdy przyszedł na rozmowę w sprawie pracy, twierdziło, że jest nie tylko błyskotliwy, lecz także wcale nie brzydki.

Mnie to nie przekonywało. Wiedziałam z doświadczenia, że wystarczy ubrać dowolnego czarnego półinteligenta w garnitur, żeby biali wpadali w zachwyt. Wątpiłam, by cały ten szum wokół niego miał pokrycie w rzeczywistości. Obejrzałam też sobie jego zdjęcie w uzupełnionych na sezon letni aktach pracowniczych – niezbyt pochlebny, kiepsko oświetlony portret szeroko uśmiechniętego chłopaka, który miał w sobie coś z kujona – i pozostałam obojętna. W jego biogramie wyczytałam, że pochodził z Hawajów, więc był kujonem egzotycznym. Poza tym niczym się nie wyróżniał. Zaskoczył mnie tylko kilka tygodni wcześniej, kiedy zgodnie z zasadami firmy wykonałam do niego krótki telefon, by się przedstawić. Zdziwił mnie głos, który usłyszałam w słuchawce – głęboki, wręcz seksowny baryton, nijak niepasujący do zdjęcia w aktach.

Minęło dalsze dziesięć minut, nim zapowiedział się w recepcji na naszym piętrze. Wyszłam go powitać i zobaczyłam, że siedzi na sofie – a więc to on, Barack Obama, facet w ciemnym garniturze, wciąż trochę mokrym od deszczu. Uśmiechnął się niezręcznie, przeprosił za spóźnienie i uścisnął mi dłoń. Miał szeroki uśmiech, a przy tym był wyższy i szczuplejszy, niż sobie wyobrażałam – na pewno nie lubował się w jedzeniu i ewidentnie nie nawykł jeszcze do noszenia biznesowych garniturów. Jeśli wiedział, że poprzedza go opinia gwiazdora, nie dawał tego po sobie poznać. Gdy prowadziłam go korytarzami naszego biura i zapoznawałam z prozą życia kancelarii, on był cichy, okazywał szacunek i uważnie mnie słuchał. (…)

Bardzo szybko uświadomiłam sobie, że Barack prawie w ogóle nie będzie potrzebował mojej opieki. Był ode mnie o trzy lata starszy – wkrótce miał skończyć dwadzieścia osiem lat. W przeciwieństwie do mnie po obronie licencjatu na Columbii, a przed rozpoczęciem studiów prawniczych, przez kilka lat pracował. Co osobliwe, bez cienia wahania utrzymywał obrany w życiu kierunek, choć początkowo trudno mi było zrozumieć, dlaczego z niego nie zbacza. W porównaniu z moim własnym marszem ku sukcesowi od Princeton, przez Harvard, po biurko na czterdziestym siódmym piętrze Barack meandrował pomiędzy nieprzystającymi do siebie światami. Przy lunchu dowiedziałam się, że był człowiekiem ze wszech miar hybrydowym – synem czarnego mężczyzny z Kenii i białej kobiety z Kansas, którzy pobrali się w młodości, lecz ich małżeństwo nie przetrwało długo. Urodził się i wychował w Honolulu, lecz cztery lata dzieciństwa spędził na puszczaniu latawców i chwytaniu świerszczy w Indonezji. Po liceum poszedł do raczej niewymagającego Occidental College w Los Angeles, gdzie spędził dwa lata, potem zaś przeniósł się do Columbii, gdzie, jak sam stwierdził, w ogóle nie zachowywał się jak dzieciak z koledżu zachłyśnięty Manhattanem i latami osiemdziesiątymi, raczej przypominał szesnastowiecznego mnicha: czytał ambitną literaturę i prace filozoficzne w brudnym mieszkanku przy 109 ulicy, pisał kiepską poezję, a w niedziele pościł.

Śmialiśmy się oboje z tych historii i opowiadaliśmy sobie o naszej przeszłości oraz o tym, co pchnęło nas ku prawu. Barack był poważny, lecz miał dystans do siebie. Zachowywał się żywiołowo, jednak myślał w wyrafinowany sposób. Było to dziwne, intrygujące połączenie. (…)

Choć wcześniej powątpiewałam w jego zalety, które tak zachwalano, wkrótce zaczęłam podziwiać Baracka za pewność siebie i szczerość intencji. Był niebanalny, niekonwencjonalny i osobliwie elegancki. Ani razu nie pomyślałam jednak, że mogłabym z nim pójść na randkę. Po pierwsze, byłam w kancelarii jego mentorką. Po drugie, niedawno postanowiłam całkowicie zerwać z randkowaniem, ponieważ byłam tak zaabsorbowana pracą, że nie zamierzałam trwonić energii na cokolwiek innego. Wreszcie po trzecie i najgorsze, Barack po obiedzie zapalił papierosa i już samo to wystarczyło, żeby zdusić we mnie wszelkie zainteresowanie, gdybym jakieś wykazywała. Będzie po prostu dobrym praktykantem na lato, pomyślałam.

#obama #ksiazki #ksiazka #biografia #polityka #usa
maszfajnedonice - Michelle Obama, "Becoming. Moja historia" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Mic...

źródło: comment_LmktWw3BDsy6xQuz47XQrS00jXIWBkNZ.jpg

Pobierz
  • 2