Wpis z mikrobloga

Muszę się do czegoś przyznać. Wczoraj, po raz pierwszy po wyjściu z koncertu, nie mogłem łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie: co tak naprawdę myślę o tym występie.

Na pewno utrudniło to moje podejście do muzyki. Zazwyczaj kompletnie "odcinam" artystę od jego dzieła, nie przejmuję się kontekstem - "czyste", "proste" spojrzenie na każdy kolejny dźwięk, utwór, płytę.

Tak się złożyło, że wczoraj we Wrocławiu swój przystanek na trasie po Europie miał Author & Punisher wraz Linguą Ignotą (dzisiaj są w Warszawie, ale jak kto nie wiedział, a chciał pójść, to już się impreza dawno zaczęła) z gościnnym występem blackmetalowców z Wayfarer. O koncercie dowiedziałem się przypadkiem, z jednego z facebookowych fanpage'ów. O samych artystach zbyt wiele nie mogłem powiedzieć, przejrzałem oceny i opinie na RYMie, do tego w pamięci miałem wrzucany kiedyś przez @Please_Remember duży materiał o Ignocie (w sumie go tylko pobieżnie przeleciałem). Jako że cena była zachęcająca, a i co człowiek ma lepszego do roboty we wtorkowy wieczór, postanowiłem się wybrać.

Punktem wyjścia do napisania tego posta nie są ani lekko przynudzający (to głównie przez te inklinacje do post-rocka, choć momentami brzmieli jak Earth, co się chwali) blackowi neofici z Denver ani otoczony imponująca maszynerią i charakteryzujący się ciekawym brzmieniem Author & Punisher, tylko niepozorna blondynka rodem z USA.

Muzycznie brzmi jak Prurient wpuszczony do dowolnego darkwave'wego składu, który nasłuchał się zbyt dużo muzyki klasycznej - raczej średniawka. Cały "żart" polegał jednak na wykreowanej atmosferze (bardzo prostymi środkami, po które sięga zadziwiająco mała liczba artystów) oraz bardzo silnym podłożu emocjonalnym występu. Do tego (mimo że nie jest akurat w tym elemencie jakimś ekspertem) muszę przyznać, że głos artystki też robił wrażenie.

Z tego co pamiętam (pamiętałem?) historia Linguy nie jest zbyt "ciekawa", raczej nikt by się z nią nie zamienił. O ile dobrze zrozumiałem to muzyka, którą tworzy, pełni rolę terapii. To też moim zdaniem dobry przykład, jak myląca może być powierzchowna ocena konkretnej osoby, np. na podstawie wyglądu. Obserwując Linguę przed występem (stała pod sceną na koncercie Wayfarer) i nie wiedząc o jej historii kompletnie nic, to każdy z nas patrząc na tę w sumie atrakcyjną blondynkę nie byłby w stanie wyobrazić, że taka osoba może przejść przez gehennę.

Co do samego występu, to niespotykane w nim było to, że Lingua rozstawiła się ze sprzętem na widowni, wyposażona w parę lamp, udanie kreowała odczucia wizualne (momentami wyglądała naprawdę dość przerażająco) i atmosferę mroku i tajemniczości (zwłaszcza swoim głosem, o którym wspomniałem). A żeby było mało, chwilami brała do ręku mikrofon i chodziła wśród zgromadzonej widowni. Co więcej, były momenty, w których, wśród "tłumu" padała na kolana. Zresztą tego rodzaju ekspresja, wśród muzyków z kręgu death industrialu (no może za wyjątkiem tego, że nie robi się tego na scenie) jest dość popularna.

Od tego występu minęły już jakieś 24h godziny, a ja dalej nie wiem, co o tym wszystkim mam sądzić. Na pewno wrócę do historii Linguy (na szczęście już sobie znalazłem), ten post też miał mi pomóc poukładać do wszystko w głowie. Ale chyba się nie udało.

Lingua Ignota – all bitches die (bitches all die here)

#industrial #deathindustrial #darkwave #neoclassicaldarkwave i chyba trochę #performance #sztukanowoczesna (?)

#ryszarddzejms2017
user48736353001 - Muszę się do czegoś przyznać. Wczoraj, po raz pierwszy po wyjściu z...