Wpis z mikrobloga

97/100 #100perfum #perfumy

Bvlgari Man In Black Essence (2017, EdP)
Nie chciałem w ogóle recenzować tego zapachu, bo nie jest zbyt popularny, a jak wiadomo - mój wewnętrzny hipster nie pozwala mi używać popularnych zapachów.

Seria prawie się kończy, więc czas powoli odkrywać jokery. Opisywałem już kiedyś Man in Black, jednak reformulacje ucięły mu jaja. Powstała wersja Intense, która to już zniknęła z półek, bo była wersją limitowaną jednak nie wprowadziła ona do zapachu nic nowego.Kwestią czasu było powstanie czegoś nowego, co miałoby lepsze parametry niż oryginał. I... stało się. W 2017 roku światło dzienne ujrzała wersja Essence. Przy okazji ma on jeden z najlepszych flakonów jakie widziałem. Prezentuje się znacznie lepiej, niż niejeden flakon ultradrogiej niszy. Jak już wspomniałem, wersja Intense była dosłownie mocniejszą wersją podstawki, wersja Essence jest niejako rozwinięciem wizji samego zapachu.
Sama nazwa sugeruje, że zapach powinien być mroczny, jednak.. cóż nie tym razem. Wyobrażenie esencji "faceta w czerni" według Bvlgari dość potężnie rozmija się z moim. Mroczne zapachy to choćby Bvlgari Black, Lalique Encre Noire, Atramental Room 1015. Nie mają w sobie one nawet nutki słodyczy, są ciężkie i kojarzą się z cmentarzem. Podstawowa wersja MiB pachnie niczym słodki grzaniec na bazie rumu, w Essence do "zwykłych" przypraw dodano afrykańskie voodoo, czyli aromat hebanu i kakao, co czyni go jeszcze bardziej seksownym. Zbiera mnóstwo komplementów. Wiele osób porównuje go z V&R Spicebomb, co moim zdaniem jest zupełnie nietrafionym porównaniem. Spicebomb to też bomba syntetycznej słodyczy, której nie trawię. Tutaj słodycz jest świetnie zbalansowana i pomimo tego, że jest wyczuwalna, nie przeszkadza i nie mdli.

Parametry ma na mojej skórze całkiem dobre. Osiem godzin na skórze przy dość potężnej projekcji to świetny wynik.

Uwielbiam też jego niesamowitą uniwersalność. Idealnie nadaje się na co dzień. Sam używam go w chłodniejsze dni, moim zdaniem głównie jest to zapach na późną jesień i zimę, ale równie dobrze sprawdzał się w chłodne letnie wieczory.

Zbiera dość mieszane recenzje od "perfumowych znawców", a bo trochę syntetyczny, a bo niby nic odkrywczego, a bo w sumie to nie podali dokładnego składu, a bo coś tam. Przewąchałem już od groma niesamowicie drogiej niszy, mam na swojej półce przynajmniej kilkanaście flakonów zapachów uważanych za perfumiarskie objawienie, najdoskonalsze z najdoskonalszych, a mimo to dalej uwielbiam ten zapach. Zadurzyłem się w nim do tego stopnia, że po dziś dzień zużyłem 2 flakony (a rzadko kiedy udaje mi się zmęczyć pięćdziesiątkę czegokolwiek) i posiadam jeszcze zapas kolejnych 6. na wypadek, gdyby go w końcu wycofali lub zreformułowali. To jeden z moich trzech Signature Scent'ów.

Na koniec jeszcze mała ciekawostka. Producent oficjalnie nie podał jego składu, tylko jakieś bredne typu "NUTY DRZEWNE", jednak da się tu bez problemu wyczuć dodatek hebanu i kakao w porównaniu do "podstawki".

Spójrzcie przy okazji na ten flakon. Czy nie wygląda on świetnie?

Typ: Oriental
Zapach: 10/10
Trwałość: 8/10
Projekcja: 8/10
Oryginalność: 8/10
Popularność: 1/10
Komplementy: 10/10
Podobne zapachy: Man In Black
Cena: 200zł za 100ml

tl;dr

KaraczenMasta - 97/100 #100perfum #perfumy

Bvlgari Man In Black Essence (2017, EdP...

źródło: comment_ePqDqpIK0e21cSiUwHNTAWaz0K8KxVQ8.jpg

Pobierz
  • 34
@KaraczenMasta: kochalem pierwszy oryginal i pierwszy wypust mial ogromna projekcje, az sie dziwilem po paru latach skad sie biora doniesienia o slabych parametrach, przeciez na mnie to sie trzymalo godzinami. Teraz juz wiem skad narzekania. Pozniej, bedac juz na wykopie zaopatrzylem sie w wersje Black Orient ktora jest mocno alkoholowa, ale sprzedalem i teraz na fali Twojego wpisu wlasnie kupilem te wersje Essence za 180 zeta.